Tytuł: Józef Mackiewicz – pisarz przemilczany
Autor: Bolecki Włodzimierz
Wydawca: „Tygodnik Powszechny” nr 34 z 20.08.2000
Rok: 2000
Opis:
Józef Mackiewicz – pisarz przemilczany
Po przyjeździe do Krakowa w maju br. Gustaw Herling-Grudziński zapytał mnie o artykuł Włodzimierza Odojewskiego „Józef Mackiewicz – autor nadal nieznany”, zamieszczony w wielkanocnym numerze „Tygodnika Powszechnego”. Herling był tym tekstem głęboko poruszony. Przejął go dramatyczny obraz obojętności na twórczość Mackiewicza i był przybity tezą, że londyńskie wydawnictwo Kontra może działać na szkodę swojego pisarza. Po wysłuchaniu moich komentarzy powiedział: „Musisz to wszystko napisać w ‘Tygodniku’”. List prof. Małgorzaty Czermińskiej i odpowiedź Włodzimierza Odojewskiego („TP” nr 30) dają po temu dobrą sposobność.
Zakładam, że irytacja i gniew Odojewskiego wynikają z najgłębszej troski i choć niektóre jego sformułowania — nie poparte dowodami — muszą być potraktowane jak insynuacje (o czym niżej), nie wątpię w czystość intencji znakomitego autora. Jak mało kto, Odojewski ma prawo do gniewu. Jednak gniew nie jest dobrym doradcą.
Główna teza Odojewskiego, jeśli rozumieć ją wąsko (pisarz „nadal nieznany”) jest dla mnie niejasna. Sformułowana szerzej (za nieznajomość książek Mackiewicza w Polsce odpowiada wyłącznie jego wydawca, Nina Karsov) jest nie tylko nietrafna, ale i niesprawiedliwa. Odojewski opiera swój wywód na emocjach, a nie na znajomości faktów wydawniczych i recepcji Mackiewicza. W rezultacie jego artykuł przekształca się w paszkwil na Ninę Karsov.
W tekstach Włodzimierza Odojewskiego powracają opinie i argumenty zawarte w publikacjach Grzegorza Eberhardta (przede wszystkim w artykule „Zbyt długa nieobecność”, „Rzeczpospolita” z 3-4 VII 1999). Eberhardt z kolei powtarzał podobny pogląd Jacka Trznadla (wyrażony przed laty na łamach „Życia Warszawy”). A Trznadel nie był w swym stanowisku odosobniony. Jeśli kilka osób niezależnie od siebie formułuje publicznie tę samą tezę i uzasadnia ją tymi samymi argumentami — a wszyscy oni są bardzo zasłużeni dla propagowania twórczości Józefa Mackiewicza w Polsce — to znaczy, że jest „coś na rzeczy”. Ja jednak na sprawę mam zupełnie inny pogląd. Być może się mylę, ale lepiej chyba, by Czytelnicy poznali dwa różne punkty widzenia.
●
Punkt wyjścia stanowi teza, że Józef Mackiewicz jest w Polsce pisarzem „nadal nieznanym”. Zgoda, ale co przez to rozumiemy? Wszyscy wymienieni autorzy odwołują się do liczby egzemplarzy dzieł pisarza znajdujących się w księgarniach. Odojewski pisze wprost, że jego książki „są dostępne w niewielkich, wprost śladowych ilościach”. A dzieje się tak, ponieważ — jak twierdzą zgodnie Trznadel, Eberhardt i Odojewski — Nina Karsov blokuje wydawanie i kolportaż książek Mackiewicza w Polsce.
Jest w tym rozumowaniu sprzeczność — zrozumiała u Odojewskiego, który pisze: „nie jestem księgarzem ani bibliotekarzem”, mniej zrozumiała u Eberhardta, który był wydawcą. Otóż jeżeli wydawca „blokuje druk i kolportaż” książek Mackiewicza, to nie ma ich w ogóle w księgarniach. Jeśli natomiast są — choćby w „śladowych ilościach” — to znaczy, że są wydawane i kolportowane. Rzecz jednak w tym, że jeśli wydawca książki wydaje — i to za własne, a nie dotacyjne pieniądze — to w takich nakładach, jakie może wchłonąć rynek. Znajdujące się w księgarniach „śladowe ilości” książek Mackiewicza to po prostu egzemplarze, które nie zostały dotąd sprzedane! Żaden wydawca nie zrobi dodruku książki, która jeszcze jest w hurtowni, żaden księgarz nie zamówi u hurtownika tytułów, których przez kilka lat nie udało mu się sprzedać, żaden hurtownik nie będzie namawiał wydawcy na dodruk, jeśli ma jeszcze książki w magazynie. To jest elementarz mechanizmów rynku księgarskiego, którym rządzi gra popytu i podaży, a nie ocena wybitności książek. Bardzo bym chciał, żeby wszyscy klienci księgarń w Polsce kupili choć jeden utwór Józefa Mackiewicza, ale nic nie poradzę, że mają oni dziś zupełnie inne potrzeby.
Odojewski używa jeszcze innego argumentu: książki Mackiewicza znaleźć można „tylko w kilku elitarnych księgarniach”. Brzmi to tak, jakby Nina Karsov perfidnie „blokowała kolportaż”, by książki Mackiewicza trafiły jedynie do księgarń wybranych. To absurd! Chodzi po prostu o księgarnie, których właściciele sprowadzają z hurtowni książki niskonakładowe, tzw. ambitne — a taki jest dziś obieg literatury pięknej (poza klasyką), czy po prostu książki humanistycznej. W tym sensie — pozytywnym – wszystkie księgarnie, w których sprzedawana jest w Polsce literatura piękna czy humanistyczna, są księgarniami elitarnymi. Książki Włodzimierza Odojewskiego sprzedawane są w tych samych „elitarnych księgarniach”, w których znajdują się „śladowe ilości” utworów Mackiewicza!
●
A teraz kilka faktów z dziejów wydawania książek Mackiewicza w III Rzeczypospolitej. W roku 1990, gdy zniesiono cenzurę, w księgarniach sprzedawano zarówno wydania Kontry z lat 80., jak i resztki nakładów wydawnictw podziemnych – np. Bazy. Te ostatnie szybko się wyczerpały, natomiast wydania Kontry spotykałem jeszcze wiele lat później. Były to końcówki nakładów, toteż uważałem, że Kontra powinna jak najszybciej wykorzystać likwidację cenzury oraz koniunkturę na książki emigracyjne i zacząć rozpowszechnianie utworów Mackiewicza na większą skalę. Rozmawiałem o tym wtedy z p. Karsov kilkakrotnie i wiem też, że zgłaszali się do niej różni wydawcy, którzy chcieli publikować utwory Mackiewicza w Polsce. Na wszystkie tego typu propozycje p. Karsov odpowiadała negatywnie.
Miała ona trzy rodzaje obiekcji. Po pierwsze, polityczne (czy nie naruszy testamentu Mackiewicza kolportując jego książki w państwie, w którym komuniści zachowali wielkie wpływy). Po drugie, wydawnicze (z kim współpracować, gdy wydawnictwa podziemne pozanikały, a dawne państwowe znajdują się w fazie niezbyt przejrzystej transformacji). Po trzecie, kolportażowe (kto ma kolportować książki Kontry, gdy z jednej strony załamała się ogólnopolska dystrybucja książek, a z drugiej doświadczenia z byłymi wydawcami podziemnymi nie zawsze były zachęcające).
Pierwsza obiekcja była dla p. Karsov dylematem moralnym (testament Mackiewicza traktowała bowiem jako powinność moralną). Dwie następne miały charakter praktyczny, ale kto pamięta tamte lata, nie powinien im się dziwić. Dość przypomnieć, że przez całą dekadę lat 80. i początek 90. książki Mackiewicza wydane przez Kontrę Nina Karsov wysyłała na własny koszt. Jest jednak faktem, że koniunktura na książki Mackiewicza w latach 1990-1992 została zmarnowana.
Stanowisko Niny Karsov uległo zmianie chyba na początku roku 1993, gdy dotarła do niej wiadomość, że pewien były wydawca emigracyjny przygotowuje w Polsce edycję utworów Mackiewicza (na podstawie wcześniejszych wydań Kontry!) bez pytania jej o zgodę. Odpowiedzią była decyzja o przygotowaniu kompletnej edycji „Dzieł” Mackiewicza i — wbrew wspomnianym obiekcjom — o sprzedawaniu jej w Polsce. To właśnie w tej edycji znalazła się informacja, że wydawca decyduje się na sprzedaż utworów Mackiewicza w Polsce wbrew woli autora. W latach 1993 i 1994 uczestniczyłem razem z Krzysztofem Kopczyńskim, Andrzejem S. Kowalczykiem i Wacławem Lewandowskim w wielu spotkaniach promujących pierwsze tomy tej edycji. Ostatni tom ma dziś numer 12, ale nie ukazywały się one po kolei. Ogólnopolskim dystrybutorem „Dzieł” jest dziś hurtownia BDM. Po ukazaniu się artykułu Eberhardta Sławomir Osuch, występujący w imieniu tej hurtowni, napisał w liście do „Rzeczypospolitej”, że BDM współpracuje z ok. 15 innymi hurtowniami (w Warszawie komplet dzieł Mackiewicza znaleźć można np. w hurtowni Diso), że w sprzedaży znajduje się 11 tytułów książek Mackiewicza i że roczna ich sprzedaż waha się pomiędzy 200 a 500 egzemplarzy. Jak więc w rzeczywistości wyglądają nakłady Mackiewicza? Otóż w hurtowniach znajduje się w tej chwili przeszło dwadzieścia jeden tysięcy egzemplarzy różnych jego książek…
●
Jeśli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Bo przecież Mackiewicz jest rzeczywiście nadal autorem mało znanym. Stwierdzenie to ma jednak sens w zupełnie innym porządku niż ten, o którym pisze Odojewski. O książkach Mackiewicza po prostu od lat nie pisze się w prasie i nie omawia się ich w tzw. mediach. Nie mogłem do tej tezy przekonać Eberhardta (choć lojalnie ją zreferował), być może zastanowi ona Włodzimierza Odojewskiego. Otóż od roku 1993 ukazało się w Polsce kilka tomów „Dzieł” Mackiewicza (t. 1: „Droga donikąd”, 1993; 3: „Kontra”, 1993; 5: „Zwycięstwo prowokacji”, 1997; 7: „Lewa wolna”; 8: „Nie trzeba głośno mówić”, 1993; 9: „W cieniu krzyża”; 11: „Droga Pani…”, 1998; 12: „Fakty, przyroda, ludzie”; być może coś przeoczyłem). W bieżącym roku ukazało się jeszcze osobno wydanie „Kontry”. W przygotowaniu znajdują się też tomy zupełnie nieznanej publicystyki Mackiewicza wymagające żmudnej pracy edytorskiej.
Publikacja pierwszej edycji „Dzieł” Mackiewicza w Polsce powinna być wydarzeniem. Tymczasem o żadnym z tych tomów ani o całej edycji w żadnym opiniotwórczym piśmie nie ukazała się ani jedna wzmianka! Nie było recenzji, nie było artykułów przekrojowych. Nie było omówień radiowych ani informacji telewizyjnych. Kompletna cisza, kamień w wodę. Zamiast, jak Eberhardt, ciskać na łamach „Rzeczypospolitej” gromy na Ninę Karsov za rzekome blokowanie kolportażu Mackiewicza w Polsce, sensowniej chyba zapytać redaktorów działu kulturalnego tej gazety, dlaczego nie opublikowali żadnej recenzji o żadnym tomie „Dzieł”? Zamiast pisać to samo w „Tygodniku Powszechnym”, sensowniej chyba zapytać redaktorów „Tygodnika”, dlaczego przez sześć lat nie zauważyli tej edycji? To samo pytanie trzeba by postawić redaktorom działów kulturalnych „Gazety Wyborczej”, „Ex Librisu”, „Dekady Literackiej”, „Arkusza”, „Odry”, „Kwartalnika Artystycznego”, „Twórczości”, „Res Publiki”, „Więzi”, „Nowych Książek”, „Znaku”, „Tytułu”… To przecież oni kształtują obraz danego pisarza w świadomości publicznej. Poza nieodmiennie wiernym Mackiewiczowi kwartalnikiem „Kresy”, żadne pismo w Polsce nie uznało za stosowne wykorzystać publikacji „Dzieł” Mackiewicza do promocji jego twórczości.
Nie Nina Karsov, panie Włodzimierzu. lecz trwająca przez siedem lat zmowa milczenia niemal wszystkich liczących się pism społeczno-literacko-kulturalnych w Polsce (a pośrednio publikujących w nich recenzentów i krytyków) odpowiedzialna jest za to, że Mackiewicz pozostaje „autorem nadal nieznanym”, a jego książki zamawiają jedynie nieliczne księgarnie. O pierwszej i jedynej dotąd książce rekonstruującej poetykę powieści Mackiewicza (A. Fitas, „Model powieści Józefa Mackiewicza”’, Lublin 1996) nie znalazłem w żadnym ze wspomnianych pism słowa. To samo z książką B. Truchan „Józef Mackiewicz w mojej pamięci” (Warszawa 1998). W przeglądach prasy nie odnotowuje się nielicznych artykułów o Mackiewiczu. Popularność pisarza w Polsce promują media, a te Mackiewicza po prostu zamilczały. Mackiewicz był konsekwentnym antykomunistą i to w III RP wystarczyło, by całkowicie wykluczyć edycję jego „Dzieł” z publicznego obiegu informacji o nowych książkach. Inna sprawa, że gdyby nadal żył, nie byłoby to w takim stopniu możliwe.
Rzecz jasna, w ciągu minionej dekady o Mackiewiczu ukazało się trochę tekstów. Pisali o nim m.in. K. Orłoś, M. Nowakowski, J. Trznadel, S. Chwin, B. Hadaczek, B. Klimaszewski, J. Tomkowski, T. Mianowicz, K. Tarka, S. Uliasz, J. Czachowska, M. Adamiec, P. Kuncewicz, W. Lewandowski, O. Swolkień. J. Goćkowski, M. Kisiel, W. Odojewski, S. Piskozub i niżej podpisany, jednak artykuły te — ogłaszane najczęściej w wydawnictwach niskonakładowych — żadnego wpływu na czytelnictwo książek Mackiewicza mieć nie mogły. Gdy telewizją publiczną kierował Wiesław Walendziak, jego współpracownicy przygotowali cykl filmów dokumentalnych „Kultura duchowa narodu”, w ramach którego znalazły się filmy m.in. o Bobkowskim, Jeleńskim, Hauptcie, Stempowskim oraz o Mackiewiczu. Po przejęciu TVP przez SLD serię skasowano. To była ostatnia medialna promocja Mackiewicza. Chcąc poważnie rozważać „nieznajomość” jego dzieł w Polsce, nie można tych faktów pomijać.
W ostatnich latach informacje o twórczości Mackiewicza trafiły do niektórych podręczników szkolnych (B. Chrząstowska, E. Wiegandt, S. Wysłouch), pisarz otrzymał należne mu miejsce w wydawnictwach encyklopedycznych (WEP, „Literatura polska XX wieku”, „Współcześni polscy pisarze i badacze literatury”), przygotowano o nim dwie książki monograficzne i kilka artykułów w wydawnictwach uniwersyteckich. Tymczasem Odojewski odpowiadając Małgorzacie Czermińskiej gromi nie wymienionych z nazwiska badaczy, którzy „rozpoczynali swą karierę uniwersytecką od opracowań na temat Mackiewicza”, a teraz „nie uczynili nic, by twórczość pisarza udostępnić czytelnikowi w kraju”. Te osoby — to znaczy kto? Maria Zadencka wyjechała z Polski w połowie lat 80., obroniła w Szwecji znakomity doktorat m.in. o Mackiewiczu. A. Fitas opublikował o Mackiewiczu książkę. Wacław Lewandowski przygotował najlepiej udokumentowaną monografię życia i twórczości pisarza, która wkrótce ma się ukazać. Wiem jeszcze o kilku udanych pracach magisterskich. To ma być „skandal”? A jak inaczej te osoby mogłyby „twórczość pisarza udostępniać w kraju”? Może przygotowując pirackie publikacje jego książek?
●
Zamiast wiedzy o książkach Mackiewicza w Polsce i ich recepcji otrzymujemy w artykule Odojewskiego długi wywód kwestionujący prawo Niny Karsov do reprezentowania praw autorskich pisarza. Wywód ten jest jednak moim zdaniem zupełnie nie na miejscu, a niektóre sformułowania po prostu nie przystoją jednemu z najwybitniejszych współczesnych polskich pisarzy. Miejscem, w którym rozstrzyga się sprawy spadkowe, jest sąd, a nie prasa! Odojewski traktuje czytelników „TP” jak świadków albo ławę przysięgłych w procesie, który toczy się pomiędzy Rodziną Józefa Mackiewicza a Niną Karsov i w którym on sam występuje jako oskarżyciel posiłkowy. Tymczasem czytelnicy są zupełnie bezradni wobec formalnoprawnej materii sporu. Odojewski z jednej strony stwierdza, że jego historia jest bardzo skomplikowana, z drugiej — z absolutną pewnością feruje wyrok. Skoro jednak sprawa jest tak oczywista, to dlaczego sądy zajmują się nią tyle czasu? Warto więc dopowiedzieć, że dodatkowo się ona skomplikowała, gdy prawa spadkowe — oprócz córki pisarza, Haliny Mackiewiczówny — formalnie uzyskał syn drugiej córki Mackiewicza, zmarłej w Wilnie Idalii Żyłowskiej, obywatel Republiki Litewskiej.
Odojewski kwestionuje prawa spadkowe Niny Karsov otrzymane na mocy testamentu pisarza, kwestionuje jej prawo do dysponowania jego dziełami, zarzuca Karsov „uzurpację”, a nawet posuwa się do stwierdzenia, że „wyłudziła” ona potwierdzenie nabycia spadku. Określenia te, traktowane dosłownie, oznaczają popełnienie przestępstwa (np. „wyłudzenie”), a jeśli nie odpowiadają prawdzie — naruszenie dóbr osobistych tego, kogo dotyczą. Zakładam więc, że Odojewski wie, co pisze. Ja nie tylko nie wiem, kto w tym sporze ma rację, ale nie mam też żadnych kompetencji do zabierania głosu. Wyroki, jakie zapadną w toczących się procesach, dla czytelników i badaczy dzieła Mackiewicza są zupełnie bez znaczenia. Dokładnie tak samo jak w przypadku wielu innych zmarłych autorów.
Ta sprawa ma jeszcze inny wymiar. Mimo że toczy się nadal postępowanie spadkowe, dysponowanie prawami autorskim do dzieł Mackiewicza nie jest zawieszone, lecz reguluje je obowiązująca wszystkich decyzja sądu. Na mocy postanowienia sądowego Nina Karsov jest jedynym prawnym spadkobiercą spuścizny Józefa Mackiewicza. Rodzina Mackiewicza ma prawo ten stan zakwestionować i dążyć do jego zmiany na drodze sądowej. Dopóki to nie nastąpi, prawo obowiązuje. Dura lex, sed lex. Nina Karsov wytaczając procesy za pirackie wydania dzieł Mackiewicza broni jedynie swoich praw nabytych i robi to na podstawie ustawy o prawie autorskim obowiązującej w III RP od 1994 r.
Odojewski podaje przykład zbioru artykułów Mackiewicza na temat Katynia, czyli książki przygotowanej przez Jacka Trznadla i opublikowanej przez wydawnictwo Antyk (1997). To bardzo pożyteczna książka, jednak opublikowana przez edytora z pełną świadomością naruszenia praw, na które powołuje się wydawnictwo Kontra. Czy zatem można się dziwić, że Kontra dochodzi swoich praw przed sądem? Czy postępuje słusznie, rozstrzygnie sąd, a nie czytelnicy. To, że honoraria ze sprzedaży tej książki są niskie i zasilą fundusz Rodzin Katyńskich, nie ma nic do rzeczy. Państwo prawa opiera się na założeniu, że czyjakolwiek korzyść nie może naruszać obowiązującego prawa. Odwrotne rozwiązanie zastosowali bolszewicy w słynnej formule „grab zagrabione”. Czyli: skoro uważam, że pani Karsov zagrabiła prawa autorskie Mackiewicza, to ja mogę zagrabić jej prawa wydawnicze. To osobliwe postępowanie u kogoś, kto uważa się za intelektualny sztandar prawicy…
Nawołuję do kierowania się legalizmem, do respektowania praw każdego, komukolwiek sąd przyzna prawa spadkowe po Józefie Mackiewiczu. A dziś stan prawny jest następujący: 23 lutego 1994 r. Sąd Wojewódzki w Warszawie postanowił uznać za skuteczne na obszarze Polski orzeczenie Sądu Okręgowego w Monachium z 22 X 1990 r., na mocy którego jedynym spadkobiercą Barbary Mackiewicz — spadkobierczyni Józefa Mackiewicza — jest w zakresie roszczeń i praw autorskich Nina Karsov. Dokument sądowy, na który powołuje się Odojewski, kończy się następująco: „Potwierdzenie nabycia spadku nie staje się prawomocne. Pozostaje ono natomiast ważnie, dopóki nie zostanie unieważnione na mocy postępowania Sądu Spadkowego, jeżeli istnieją ku temu odpowiednie powody”.
Dwie kwestie wymagają jeszcze komentarza. Odojewski poddaje w wątpliwość, czy Barbara Toporska była żoną Józefa Mackiewicza (w domyśle: jeśli była „tylko” konkubiną, można by zakwestionować przekazanie przez nią praw po Mackiewiczu Ninie Karsov). Może się mylę, ale wydaje mi się, że Barbara Toporska wstąpiła w związek małżeński z Józefem Mackiewiczem 3 maja 1939 r. — zapewne w cerkwi. Ani w czasie pobytu Mackiewiczów w Rzymie, ani w Londynie, ani w Monachium nikt nigdy nie kwestionował, że są małżeństwem.
Odojewski cytuje niemiecki dokument sądowy, wedle którego Nina Karsov podawała się za córkę Barbary Toporskiej. Pani Karsov, którą o to zapytałem, odpowiedziała, że nigdy nie podawała się za córkę Toporskiej i nigdy nie zwracała się do żadnego sądu z takim oświadczeniem. Skierowała więc do sądu w Niemczech pytanie, na jakiej podstawie sąd zamieścił to sformułowanie. 28 lutego 1998 otrzymała pisemną odpowiedź, w której Sąd Okręgowy w Monachium stwierdza, że nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tak się stało. „Z treści akt nie ma ku temu żadnych punktów zaczepienia. Twierdzenie, jakoby pani Nina Karsov-Szechter była córką Barbary Mackiewicz, jest według treści akt nieprawdziwe” (tłumaczenie przysięgłe z niemieckiego).
●
Włodzimierz Odojewski używa jeszcze jednego argumentu: Nina Karsov „nie godzi się na rozpowszechnianie wiedzy o pisarzu w jego własnym kraju”, dowodem zakaz sprzedaży w Polsce wydanej przez Kontrę „Wileńskiej powieści kryminalnej” oraz książki Dariusza Rohnkego o Mackiewiczu pt. „A ja przeciwnie…”. Podobnie jak Odojewski nie rozumiem tych decyzji i nie wiem, jakie były ich przyczyny. Co do pierwszej książki, zapewne mógłby to wyjaśnić Wacław Lewandowski, który to cenne wydanie przygotował. Co do drugiej — zakładam, że jej autor jest człowiekiem dorosłym i wiedział, na jakich warunkach wydaje książkę w Kontrze.
Na rozpowszechnianie wiedzy o Mackiewiczu Nina Karsov nie ma żadnego wpływu. Każdy może publikować o jego twórczości to, co chce. Rzecz w tym, że chętnych jest niewielu. I że niemal wszystkie pisma w Polsce przyczyniły się do tej sytuacji.