Tytuł: Urwiska i niziny. O najnowszej biografii Józefa Mackiewicza – krytycznie
Autor: Chojnacki Paweł
Wydawca: Dziennik Polski
Rok: 8 luty 2022
Opis:
Urwiska i niziny. O najnowszej biografii Józefa Mackiewicza – krytycznie
Co prawda deklarował: „Nie lubię gór, lubię patrzeć w twarz równinie…”, lecz trudno wpisać tę twórczość w Izajaszowe przesłanie: „Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą”. Proza polityczna autora „Zwycięstwa prowokacji” to właśnie tektoniczne ruchy, wypiętrzenia, wulkany! Choć książka Kazimierza Maciąga zapowiada w podtytule obie role – pisarza i publicysty – skupimy się jedynie na drugim wcieleniu.
Profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego dał się poznać dotąd z dwóch niewielkich i niedawnych (2019, 2020) wypowiedzi naukowych o Józefie Mackiewiczu. Odważnie jest wystąpić od razu z obszerną (536 stron) publikacją, portretem panoramicznym – nie z miniaturą-medalionem, bez wcześniejszych szkiców szczegółowych… Jako historyk literatury polskiej przemierzał dotąd jej centralne aleje (Kraszewski, Prus, Sienkiewicz). Czasem znajomość i bocznych grządek rozszerza pole widzenia w tym bujnym ogrodzie.
Ale Mackiewicz jest klasykiem! Choć prawdopodobnie bardziej skomplikowanym, gdyż nam bliższym. Czytamy na okładce: „Kazimierz Maciąg napisał […] bardzo udaną, solidną książkę popularnonaukową, która opowiada o bohaterze […] w sposób przystępny” i „atrakcyjny”. Ale co opowiada? Ciśnie się spostrzeżenie z listu do Juliusza Sakowskiego z 1966 roku: „Że też rodacy mają taką niechęć do prawdy, a takie ukochanie sztancy”! Rzucił je odmawiając zrecenzowania powieści Józefa Łobodowskiego: „Z mego punktu widzenia musiałbym napisać b. źle, a nie chcę”. Ja też muszę. Ale napiszę.
„Kruczek”, czy „Krakaś”
Spróbuję zachować wierność biblijnemu – „równiną niechaj się staną urwiska, a straszne zbocza niziną…”. Pominę zarówno liczne potknięcia mniej może doniosłe (redakcyjne, związane np. z modelem przypisów źródłowych), jak i czołowy mankament. Tendencję, która uwidacznia się w oglądzie zahaczającego o aktualność segmentu omawianego piśmiennictwa, czyli powojennej publicystyki politycznej i krytyki literackiej. Gatunków, które w przypadku wielu twórców emigracyjnych nie mogą ulec rozdzieleniu. Tu ugłaskanych i rozmydlonych, raz pomijanych, gdzie indziej – „przegadanych”.
Drobnych kiksów – przełkniemy wiele (wymieniam je w omówieniu dla „Nowych Książek” – tu żadnych wytyków nie powtórzę). Chociaż… Skoro praca ukazuje się w serii „Literatura i pamięć”, adresowanej do poszukującego dodatkowej wiedzy odbiorcy – od oczywistych niedociągnięć powinna być wolna. I mnie zdarzyło się w wypowiedzi radiowej postarzyć Pana Józefa o rok, a w przypisie do artykułu w „Arcanach” podać tytuł felietonu „Kruczek” zamiast „Krakaś”. Wszyscyśmy omylni i pewnie nie bez powodu („a dlatego, co by nam woda sodowa do głowy nie uderzała” – jak zareagował na lapsus wnikliwy czytelnik).
Jednak znaczniejszych niezręczności również nie brakuje. O czasach okupacji w Wilnie – „…wydany na niego wyrok dziś wydaje się absurdalny – nie ma w nich [w artykułach z gadzinowego „Gońca Codziennego” – P.Ch.] nic, co stawiałoby Polskę i Polaków w złym świetle”. A jeśli by stawiało? Już odstrzelić można? Podobnie w przypadku wydarzeń opisanych w „Kontrze”: „Nawet jeśli pamiętamy o nie zawsze chlubnej roli oddziałów kolaboracyjnych w czasie wojny, to zdecydowany sprzeciw musi budzić wydawanie władzom sowieckim uchodźców cywilnych”. Czyli – znów – jeńców wojennych dalibyśmy pod bolszewicki nóż bez „zdecydowanego sprzeciwu”?
„Moralne zwłoki” Jasienicy
Poważniejsze w treści opinie budzą polemikę: „Wydaje się, że na początku lat trzydziestych można odnaleźć źródło radykalnego antykomunizmu Józefa Mackiewicza”. Wydaje się, że już dużo wcześniej rodzący się literat prowadzi wojnę z tą ideologią. W niezauważonym przez Kazimierza Maciąga wyborze artykułów „Wrzaski i bomby” (Londyn, 2021) śledzić możemy rozwój tego nurtu myśli. Myśli, której najstarsze świadectwo znajdziemy we wspomnianym tomie w roku 1924.
Komentując brudną propagandową napaść wysługującego się komunistom Pawła Jasienicy (artykuł pod wszystko mówiącym tytułem „Moralne zwłoki szlachcica kresowego”) badacz zauważy: „Niewątpliwie z punktu widzenia czytelnika prasy warszawskiej w 1955 r. zaletą tego tekstu było to, że […] można było się dowiedzieć o istnieniu polskiego ruchu wydawniczego a emigracji”. Beznadziejna to próba ratowania twarzy wykonawcy ataku. Czy „czytelnik prasy warszawskiej” nie miał radia? Nie słuchał Wolnej Europy? Skoro już do RWE dotarliśmy (o kluczowym dla życiorysu i losu pisarza konflikcie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim dowiemy się niewiele)…
Bohater książki, wedle prezentowanego opisu, pozostawać miał po wojnie „odległy – zarówno geograficznie, jak i intelektualnie – od najważniejszych ówczesnych polskich centrów kulturalnych w Europie Zachodniej”. Intelektualnie, może tak, choć użyłbym pojęcia – światopoglądowo… Ale na pewno wielu ludzi obraziłoby się święcie na stwierdzenie z którego wynika, iż środowisko Rozgłośni Polskiej RWE w Monachium „centrum kulturalnego” nie stanowiło. Tym bardziej, że przeczytamy dalej, iż sekcja zatrudniała ponad sto osób…
Nic nie uprawnia do wyrażenia mocnej opinii o londyńskich „Wiadomościach”, że po śmierci Mieczysława Grydzewskiego „pismo zdecydowanie otworzyło się na kontakty z krajem”… Co to znaczy? Że nie drukowano nic stamtąd przed 1970 rokiem? Drukowano. Na „kontakty z krajem otworzyły się” takie tytuły jak „Kronika” Bolesława Świderskiego, czy – na innym poziomie – „Oficyna Poetów” Krystyny i Czesława Bednarczyków. W dziedzinie refleksji nad emigracją formuła ta oznacza niezwykle konkretną postawę – akceptacji PRL-u.
Dwa płuca
Pochwalić chcę koncepcję woluminu jako zestawu popularyzatorskiej monografii oraz antologii tekstów o bohaterze i jego twórczości. Tylko proporcje widziałbym odwrotne – więcej charakterystycznych tekstów, a mniej wprowadzenia. Należy też postawić znak zapytania nad wyborem tych akurat, a nie innych głosów. Zapewne wielu miłośników Józefa Mackiewicza dokonałoby innego wyboru, ale jedyny porządek, jaki widzimy, to alfabetyczny.
W efekcie np. rozważania Henryka Grynberga o powieści „Nie trzeba głośno mówić” (1969) poprzedzają recenzję Mariana Hemara o „Lewej wolnej” (1966). Uwierzylibyśmy może, że to tekst z… 1994 roku, gdyż ten nakład zbioru „Awantury w rodzinie” podano jako miejsce pochodzenia. Dlaczego nie wydanie najnowsze (2017), albo lepiej – pierwsze (1967)? Czemu, jak u Grynberga, nie ma pierwodruku? Najpewniej oba artykuły (jak i wiele innych) przywoływane są za kolekcją „Mackiewicz i krytycy” (pod redakcją Marka Zybury, 2009).
Znajdziemy w antologii i przedruki współczesne, w tym Dariusza Rohnki. Niestety zamieszczenie wycinka zaskoczyło świetnego, o wykrystalizowanych poglądach, znawcę Mackiewicza. Nikt go o zgodę nie pytał, nikt o wyborze nie informował. Takie nadużycia nie powinny się zdarzyć nigdy, a na pewno nie w wydawnictwach ukazujących się pod honorowym patronatem Prezydenta RP.
Strzał w stopę
W tak planowanej, dwudzielnej pozycji należałoby pomyśleć o fragmentach z samego Mackiewicza. Wszak w najróżniejszych „pakietach” je znajdziemy: naukowo-politologicznych („Realizm polityczny. Przypadek polski”, Ośrodek Myśli Politycznej 2008), literacko-reporterskich („Antologia polskiego reportażu XX wieku. 100/XX”, Wydawnictwo Czarne 2015), czy historyczno-literackich (Rafał Moczkodan, „Uchwały Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie – stosunek emigracji do kraju”, Wydawnictwo Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk 2020). Nie jest prawdą, że spadkobierczyni praw autorskich odmawia z definicji podobnych publikacji. Nie jest również prawdą że, jak stwierdził K. Maciąg podczas premiery swej pracy, zwracał się do niej z tą prośbą…
Ale… Nie sposób naraz atakować publicznie właściciela praw i zabiegać o zgodę na reprinty. Nie jest wskazane wystawiać na próbę czyjąkolwiek wyrozumiałość. Czy ktoś męczy „Arcana”, węsząc złą wolę, o dostępność w księgarniach dzieł Ferdynanda Goetla? Tutaj Kazimierz Maciąg wykazuje niezrozumiałą (przecież to badacz, nie sensat) aktywność. Rozmowy z nim opatrzono tytułem: „Józef Mackiewicz dla początkujących. Prof. Maciąg: nie kupimy jego książek od ręki” (Polskie Radio 24). Mijające się z rzeczywistością twierdzenie uwiecznił też w druku. Józef Mackiewicz obok Gustawa Herlinga-Grudzińskiego należy do najlepiej dostępnych pisarzy emigracyjnych (przykładów Czesława Miłosza i Witolda Gombrowicza nie będę tu liczył).
Trud prof. Włodzimierza Boleckiego (nic mu nie ujmując!) nad pismami Herlinga ma zaplecze w IBL PAN oraz Wydawnictwie Literackim. W przypadku Mackiewicza i Barbary Toporskiej mamy do czynienia z wysiłkiem jednej osoby, Niny Karsov (należałoby wymienić także Michała Bąkowskiego) i zasięgiem prywatnej oficyny „Kontra”. Trudno wiarogodnie przyjąć próby wmawiania opinii, że ktoś robiłby to lepiej…
Może pożytecznym byłoby szybkie, drugie wydanie „Samego jednego…” – poprawione i uaktualnione o dziesiątkę nowych edycji źródłowych (także korespondencję), o których bojkotowanie nie chcemy nawet podejrzewać autora? I zdecydowanie pozbawione zaczepki, mającej znamiona pomówienia. Czytamy w tekście z 1936 roku, w tomie „Nie wychylać się!” (Londyn 2021): „Oczywiście, ocenę ludzkiego wyczynu niepodobna opierać na indywidualnym zapatrywaniu i poniekąd musi być ona narzucona z góry przez czynniki zorientowane. Dziecko nie przychodzi do szkoły z wiadomością o Aleksandrze Wielkim”. Ani o Józefie Mackiewiczu. Niemniej niech to będzie „nauka z mocą”, a nie tylko deklamowanie bon-motu, że „jedynie prawda jest ciekawa”.