Skip to content Skip to footer

Chosiński Sebastian – Mackiewicz nieznany, takim wciąż pozostanie…

Tytuł: Mackiewicz nieznany, takim wciąż pozostanie…

Autor: Chosiński Sebastian

Wydawca: “Esensja”, 1 lipca 2003, https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=22367

Rok: 2003

Opis:

Mackiewicz nieznany, takim wciąż pozostanie…

W listopadzie 2000 roku nakładem londyńskiego Wydawnictwa „Kontra” Niny Karsov ukazał się „Bulbin z jednosielca” – pierwszy tom przedwojennej publicystyki Józefa Mackiewicza.

Postać ta nie jest w naszym kraju dobrze znana. Pochodzący z Wileńszczyzny, powojenny emigrant, antykomunista, zwalczający „czerwonego” gdzie tylko się da (nawet w Watykanie!); kontrowersyjny polityk (bo przecież o polityce całe dojrzałe życie pisał), wyśmienity publicysta i nie mniej znakomity epik (otarł się nawet o literacką nagrodę Nobla, której nie otrzymał z przyczyn politycznych). Ma w swoim dorobku również kilka opowiadań fantastycznych („Fotograf”, „Przygody małego diabełka”), choć nie im mam dzisiaj zamiar poświęcić artykuł. Do roku 1939 – na łamach wileńskiego „Słowa” (ale nie tylko) – opublikował kilkaset artykułów. Znane były one, do tej pory, jedynie najbardziej wnikliwym badaczom jego twórczości; niedawno udostępnione zostały także pozostałym czytelnikom.

Jak prowincjonalne pismo podbiło II Rzeczypospolitą?

Wileńskie „Słowo” było na prasowej scenie II Rzeczypospolitej ewenementem. Nieczęsto się bowiem zdarza (tak jest i dzisiaj), aby prowincjonalny dziennik – na dodatek wydawany w prowincjonalnym mieście, jakim bezsprzecznie było przed wojną Wilno – stał się opiniotwórczą gazetą o ogólnopolskim zasięgu. Największa w tym oczywiście zasługa redaktora naczelnego, a później także wydawcy, pisma Stanisława Cata-Mackiewicza, rodzonego (starszego o sześć lat) brata Józefa. „Słowo” formalnie założone zostało w sierpniu roku 1922. Wypełniło ono miejsce po, niegdyś lojalistycznej, „Gazecie Krajowej”, której redaktorem naczelnym był Kazimierz Okulicz, a pracownikiem m.in. Cat. Na początku lat dwudziestych „Gazeta” popadła jednak w długi i kiedy nikt nie kwapił się do przyjścia zasłużonemu tytułowi z pomocą, Cat nakłonił grono znaczących na Kresach osobistości do wykupienia dziennika. Przy okazji zmieniono tytuł i jemu powierzono kierownictwo. Początkowo zespół składał się z ośmiu dziennikarzy i korektora; wśród współwłaścicieli pisma znaleźli się natomiast: profesor Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie Marian Zdziechowski, Stanisław Wańkowicz, Jan Tyszkiewicz, ordynat nieświeski Albrecht Radziwiłł, Eustachy Sapieha i Aleksander Meysztowicz.
Cat pozostał redaktorem naczelnym „Słowa” aż do 18 września 1939 roku, kiedy to ukazał się ostatni wydany w Wilnie numer pisma. Od lutego 1923 roku był on także jego wydawcą, a w ostatnich latach przed wojną – stał się też formalnym właścicielem (dokładnie jednak nie ustalono, kiedy to się stało). Na łamach dziennika pieczołowicie hołubiono ideę „krajowości”, spadek po „Gazecie Krajowej”. To zapewniało pismu koloryt lokalny i wyróżniało go zdecydowanie od innych podobnych gazet. Jedynym, wymienionym już wcześniej, korektorem w zespole „Słowa” był właśnie Józef Mackiewicz. Rolę tę pełnił przez dwa lata. Jednocześnie zamieszczał na łamach pisma, wprawdzie tylko sporadycznie, krótkie artykuły bądź recenzje spektakli teatralnych. Dopiero jednak w roku 1924 uznany został za pełnoprawnego dziennikarza gazety. Zaowocowało to systematycznie już publikowanymi pracami redakcyjnymi – podpisywanymi „J.M.”, „j.m.” bądź po prostu „m.”, co jednoznacznie wskazywało na autora tekstu.

Gwiazdy źle opłacane

Od roku 1928 zaczął Mackiewicz zamieszczać w „Słowie” większe reportaże, czasami również artykuły wstępne. Najbardziej płodne były dlań lata 1936-39, kiedy to zamieścił w piśmie ponad trzysta reportaży, artykułów, szkiców, wspominek, a także wydał (w roku 1938) książkę reporterską – opartą na tekstach drukowanych wcześniej w wileńskim dzienniku – zatytułowaną „Bunt rojstów”, która notabene została bardzo wysoko oceniona przez fachową krytykę. W końcu lat dwudziestych rola Mackiewicza w zespole „Słowa” wzrosła, choć oczywiście nigdy nie był on największą „gwiazdą” dziennikarską pisma. Byli „więksi”. Ze „Słowem” stale współpracowali przecież m.in. Marian Zdziechowski, Wincenty Lutosławski, Walerian Charkiewicz, Władysław Studnicki, Zygmunt Jundziłł (główni ideolodzy konserwatywnej linii pisma), a także cała plejada młodych autorów (nierzadko wyznających poglądy lewicowe, a nawet komunistyczne): Teodor Bujnicki, Stefan Jędrychowski, Jerzy Putrament, Ksawery Pruszyński, Czesław Miłosz, Konstanty Ildefons Gałczyński, Jerzy Zagórski, Michał Choromański, Światopełk Karpiński czy Kazimiera Iłłakowiczówna.
Pensja otrzymywana przez Mackiewicza w „Słowie” nie była zbyt wysoka. Jak bowiem pisze biograf Cata Jerzy Jaruzelski, redaktor naczelny oszczędzał na honorariach dla współpracowników. Józef, który w roku 1924 został mężem wileńskiej nauczycielki Antoniny Kopańskiej, a niedługo potem ojcem córki Haliny, rozglądał się zatem za innymi źródłami zarobków. Na krótko nawiązał współpracę z oddziałem „Kuriera Wileńskiego”, pisywał również (aż do roku 1927) do warszawskiego „Przeglądu Wieczornego”, w którym zatrudnił się jako „korespondent prowincjonalny”. Dziś jednak już mało kto pamięta o tych epizodach jego dziennikarskiej kariery. Trudno też trafić na jakiekolwiek przedruki tekstów publikowanych przezeń w „Kurierze” bądź „Przeglądzie”. Nie ma ich również w, opublikowanym przez londyńską „Kontrę”, czternastym tomie jego „Dzieł”, który jest zarazem pierwszym tomem prezentującym przedwojenną publicystykę Mackiewicza…

Pomysł znakomity – gorzej z realizacją

Wydawnictwo to, przykrojone – zgodnie z intencją i zapowiedziami wydawcy – do trzech tomów, ukazało się z okazji przypadającej w 2002 roku setnej rocznicy urodzin pisarza. Przez każdego wielbiciela twórczości autora „Lewej wolnej” powinno ono zostać powitane z ogromną radością. Odsłania przecież inne (by nie rzec: nowe), dla wielu prawie zupełnie nieznane, oblicze Mackiewicza. Jego przedwojenną twórczość publicystyczną znamy jedynie z „Buntu rojstów”. Komu jednak, jeśli nie musiał tego robić, chciało się penetrować, w poszukiwaniu innych artykułów czy reportaży, stare roczniki „Słowa”? Teraz pracę tę wykonał za nas Michał Bąkowski odpowiedzialny za wybór tekstów do pierwszego, jak i zapewne dwóch kolejnych tomów. Przyklasnąć by tylko należało i samemu pomysłowi, i jego realizacji, gdyby nie fakt, iż wybór ten zawiera sporo mankamentów natury edytorskiej. Po kolei postaram się do nich ustosunkować.
W odredakcyjnej nocie wydawcy możemy przeczytać m.in. podziękowania dla pana Janusza Klemensa, który „nie tylko odnalazł pierwszy drukowany utwór Mackiewicza sygnowany Ali i recenzje kulturalne podpisane Z.O., ale także odkrył pseudonim a.ż., którego Pisarz używał na początku lat trzydziestych„. Szkoda jedynie, iż w tej samej nocie (bądź w osobnym tekście p. Klemensa) nie znalazło się miejsce choćby na krótkie wyjaśnienie całej, niezwykle interesującej, sprawy. Same stwierdzenia typu „odnalazł” czy „odkrył” brzmią nader enigmatycznie. Podane przez wydawcę zostały zaś niemal jako dogmat, w który trzeba uwierzyć, bez oglądania się na dowody. Nie zamierzam tu jednak poddawać w wątpliwość odkryć p. Klemensa. Zarówno temat, jak i charakterystyczny styl artykułów podpisanych pseudonimem „Ali” – „Z ostępów leśnych Białowieży”, „O zwierzostanie na Litwie i Białorusi” czy „Wspomnień wojennych” – nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do tego, kto jest ich autorem. Ale czy w przypadku tekstów sygnowanych „Z.O.” możemy być tego równie pewni? Wiedząc jednocześnie, że – czego dowodzi przykład drukowanej w „Słowie” pod kryptonimem „Felicja Romanowska” „Wileńskiej powieści kryminalnej” – dziennikarze pisma chętnie wymieniali się tym samym pseudonimem (za woalką pani „Romanowskiej” ukryło się bowiem aż czterech różnych autorów: Jerzy Wyszomirski, Walerian Charkiewicz oraz obaj bracia Mackiewiczowie, Stanisław i Józef)… Jaką możemy mieć pewność, że i tym razem tak się nie stało? Jeśli p. Klemens jest tego pewien, powinien za pośrednictwem wydawcy swoją wiedzą podzielić się z czytelnikami.

Jak najmniej wiedzy (?!)

Zupełnie niezrozumiały jest dla mnie także następujący akapit „Noty edytorskiej”: „Celowo nie opatrywano tekstów przypisami objaśniającymi wydarzenia historyczne lub nazwiska, podającymi źródła (nielicznych) cytatów (…). Są to felietony, artykuły i reportaże, które ukazywały się w gazecie codziennej i wydawało się zupełnie zbędne obciążanie ich jakimkolwiek aparatem„. Trudno przyznać słuszność takiej argumentacji. Właściwie należałoby odwrócić ją o 180 stopni i stwierdzić: właśnie dlatego, że teksty te ukazywały się w gazecie codziennej należało obciążyć je jakimkolwiek „aparatem”! Każdy dziennikarz, pracujący w gazecie codziennej, zdaje sobie doskonale sprawę z tego, jak ulotna jest jego praca. Gdy wraca się do tego samego tematu po tygodniu bądź miesiącu, już trzeba go opatrywać dodatkowymi wyjaśnieniami – a co dopiero po sześćdziesięciu latach od pierwodruku?! Dla niezorientowanego czytelnika, z tego właśnie powodu zdecydowana większość przytoczonych w tym tomie tekstów będzie całkowicie niezrozumiała. Niejasny będzie kontekst historyczny, obyczajowy czy nawet towarzyski (który najbardziej chyba zaciążył na powojennych losach Józefa Mackiewicza) opisywanych wydarzeń. Pozycja ta, rzetelnie opracowana edytorsko, mogłaby stać się nie dającym się przecenić kompendium wiedzy na temat przedwojennej publicystyki autora „Kontry”, tymczasem jest ona – co najwyżej – materiałem źródłowym, stanowiącym punkt wyjścia do dalszych badań nad dziennikarską twórczością Mackiewicza. Ale i tak materiałem niepełnym. Pod każdym artykułem podano wprawdzie źródło, z którego on pochodzi (we wszystkich przypadkach jest to „Słowo”), numer i rocznik gazety, ale nie podano już dnia, w którym numer ów się ukazał, co w przypadku dziennika wydaje się być pominięciem niedopuszczalnym. O ile bowiem dla tekstów o uniwersalnej wymowie, posiadających cechy beletrystyki, może to nie mieć większego znaczenia, o tyle dla artykułów, które podejmują tematy bieżące (czy to dotyczące wydarzeń światowych, czy też dziejących się na arenie krajowej), data dzienna ma znaczenie niebagatelne. Pozwala bowiem umiejscowić je konkretnie nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie.
Zwraca również uwagę brak selekcji tekstów pod względem ich jakości i znaczenia. Obok artykułów znakomitych, zapowiadających późniejszą erupcję prozatorskiego talentu Mackiewicza (jak np. kapitalne opowiadanie tytułowe, ale także reportaże „Hen, na północ tam daleko…”, „U źródeł Berezyny”, „Kto zbadał puszcz litewskich…”, czy też teksty poddające analizie bieżące wydarzenia na scenie politycznej Europy: „Ci, co Wilna nie chcą”, „Ci, co Wilna chcą naprawdę” bądź „Bierzmy przykład z Cichego Donu„), znalazły się w tym tomie również artykuły, które do wizerunku autora „Karierowicza” nie wnoszą zgoła nic; poza tym pozbawione odredakcyjnego komentarza zdawać się mogą nieprzygotowanemu do ich lektury czytelnikowi – czytaj: nie posiadającemu odpowiedniego bagażu wiedzy na temat autora – nader mętne (vide „Tryumf A.Z.S.”, „Na marginesie zatargu afgańskiego”). Szkoda też wielka, że wydawca nie zdecydował się na tematyczne posegregowanie tekstów, co w przypadku publicystycznego dorobku Mackiewicza nie byłoby zajęciem trudnym. Zdecydowaną większość artykułów publikowanych w „Słowie” (przynajmniej te najważniejsze) da się bowiem podzielić na sześć zasadniczych tematów: 1) analiza stosunków Polski z państwem litewskim (co dla mieszkańców Wilna było sprawą priorytetową); 2) analiza rozwoju ustroju komunistycznego w Rosji sowieckiej (i stosunków kolejnych rządów II Rzeczypospolitej z władzami ZSRR); 3) stosunek do mniejszości żydowskiej (temat to ważny, bo bezpośrednio dotykający późniejszych oskarżeń pisarza o poglądy antysemickie); 4) propagowanie idei „krajowości„ (poprzez reportaże opisujące codzienność dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego); 5) tematyka społeczna, przewijająca się w reportażach interwencyjnych (w czym Mackiewicz wyspecjalizował się w ostatnich trzech latach przed wybuchem II wojny światowej) oraz 6) komentarze polityczne do bieżących wydarzeń w kraju (niezwykle interesujące, bo przecież po śmierci marszałka Piłsudskiego i dojściu do władzy polityków związanych z faszyzującym Obozem Zjednoczenia Narodowego „Słowo” stało się gazetą opozycyjną).
Większości postawionych przeze mnie zarzutów można by zaradzić w bardzo prosty sposób: dołączając do zasadniczej części książki – czyli przedwojennych artykułów pisarza – niezbyt nawet obszerny tekst (jego forma nie miałaby tu większego znaczenia), który przybliżałby postać Mackiewicza-dziennikarza, przekazując jednocześnie niezbędną do rozkoszowania się publicystycznym dorobkiem autora wiedzę na temat jego samego i czasów, w których przyszło mu żyć. Dlaczego wydawca tego nie zrobił – zadowalającej odpowiedzi znaleźć nie potrafię. Chyba że błąd ten zamierza poprawić w jednym z dwóch kolejnych przygotowywanych tomów, które powinny ukazać się w przyszłym roku…
koniec

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net