Skip to content Skip to footer

Danilewiczowa Maria – Karierowicz Józefa Mackiewicza

Tytuł: Karierowicz Józefa Mackiewicza

Autor: Danilewiczowa Maria

Wydawca: “Wiadomości”, 1956, nr 10 (518)

Rok: 1956

 

 

Opis:

Karierowicz Józefa Mackiewicza

W ub. r. ukazały się w odstępie kilku miesięcy dwie powieści Józefa Mackiewicza: naprzód Droga donikąd (por. Szkiełko i oko w nr. 483 i recenzję Michała K. Pawlikowskiego w nr. 488 “Wiadomości” – przyp. red.) a następnie Karierowicz . Porządek napisania był jednak odwrotny, i książki zjawiły się w niewłaściwej kolejności z niewątpliwą, jak się wydaje, szkoda dla autora. Co więcej: przy uważnym czytaniu trudno oprzeć się wrażeniu, że główny zarys Karierowicza narodził się przed wrześniem 1939. W przeciwieństwie do Drogi donikąd, której klimat (nie tylko fabuła) byłby nie do pomyślenia bez doświadczeń minionych lat szesnastu, Karierowicz jest powieścią obracającą się w kręgu zagadnień należących do świata przedwczorajszego, przedwojennego, i przykładającą do wydarzeń miarę ówczesną, dziś już nieco anachroniczną. Raz jeden w opisie mylących oznak przedwiośnia – ptasiej i meteorologicznej “propagandy” wiosennej – dochodzi do głosu współczesność. “Pisałem” a przynajmniej “obmyśliłem w r. 1937-1938”, nie dziwiłoby bynajmniej na końcu powieści.

Nie jest to zarzut, ale stwierdzenie zasadniczej odrębności spojrzenia na sprawy ludzkie i ocenę hierarchii wartości, która się od tego czasu dokonała. Sprawy takiej czy innej posady, tworzenia domu rodzinnego z myślą, że się przecież ostoi, spłaty – wypełniające drugą część Karierowicza – przeciwstawiają się w zasadniczy sposób prymitywnej i rozpaczliwej walce o przetrwanie w Drodze donikąd, książce naszych dni. Nawet szpital wojenny, nawet leśna wędrówka Leszka widziane są okiem sprzed r. 1939 – inaczej.

Akcja Karierowicza toczy się w bezimiennym miasteczku kresowym nad rzeką, która nb. bliżej mogłaby być pokazana, i w otaczającej miasteczko puszczy. Ramy te dadzą się zwęzić jeszcze bardziej. Rzecz dzieje się właściwie w szpitalu i w kręgu spraw szpitala za dwoma nawrotami: naprzód w czasie wojny polsko-bolszewickiej w r. 1919 i w kilka lat później, gdy bohater, ochotnik z owej wojny, wraca do miasteczka jako leśniczy by po raz drugi zmieszać swoje życie i sprawy z ludźmi tamtejszymi i na nowo je powikłać.

Polonistyka marksistowska ukuła termin “biografia pokolenia” i stosuje go do utworów ukazujących typowych przedstawicieli jakiegoś okresu. Karierowicz otrzymałby zapewne w Kraju taką właśnie nalepkę. Jest to powieść o pokoleniu wojennym, z ławy szkolnej wyrwanym do szeregów, uczącym się brutalnie życia od starszych kompanów w warunkach, które wykolejają. Powiedziano by także, że jest to powieść realistyczna – w duchu realizmu tzw. “krytycznego” i “pesymistycznego”, który ukazuje zło a nie umie wskazać na nie lekarstwa.

Bohater powieści, Leszek, przechodzi przez takie właśnie przeszkolenie życiowe naprzód w oddziale a następnie w szpitalu owego małego miasteczka w czasie zmiennych kolei walk i kolejnych okupacji miasteczka i szpitala. Kilkakrotnie styka się oko w oko ze śmiercią i to śmiercią różną: szpitalną, z choroby, i gwałtowną, niepotrzebną, z ludzkiej – a wreszcie i własnej – złości i zawziętości, czy po prostu z instynktu samoobrony. Miłość znana mu dotąd z parkowych randek z pensjonarkami objawia się przed nim w formach gwałtownych, a nadto (i to jest śmiałym nowatorstwem powieści) w obrazie wykoślawionych związków lesbijskich, krzyżujących się ze zwykłym tokiem spraw między kobietą a mężczyzną. Jest wreszcie puszcza wkraczająca na salę szpitalną poprzez pogaduszki posługacza szpitalnego Flora, który przeżył w lesie niezapomniany okres partyzanckiego życia i wabi do puszczy arcyopowiadaniami o życiu à la Sergiusz Piasecki. Flor właśnie namawia Leszka do dezercji i wspólnej ucieczki do lasu.

W dramatycznych okolicznościach ucieka jednak tylko Leszek, świadoma czy przypadkowa ofiara podszeptów Flora. Ucieczka ta jest niewątpliwie punktem zwrotnym powieści i jej najlepiej napisaną częścią. Leszek wraca z niej chory do tego samego miasteczka i tego samego szpitala, by dzięki osobliwemu splotowi spraw wojny stać się żałosnym pseudobohaterem z przypadku. Tchórzostwo Leszka przeobraża się, bez jego zresztą inicjatywy, ale – moment to zasadniczej wagi – i bez jego protestów w wiekopomne zasługi bojowe a dezercja w akcję godną odznaczenia krzyżem Virtuti Militari.

Druga część powieści mówi o życiu Leszka w kilka lat później, po okresie studiów, w którym owe rzekome zasługi wojenne i order ułatwiały mu kolejno zdobycie zawodu i uzyskanie posady, rzucającej go na nowo, zgodnie z niebezpiecznymi prawami losu, do puszczy wokół szpitalnego miasteczka, a więc do tego właśnie zapadłego kąta Polski, w którym przebywali nadal ludzie znający całą prawdę o ranie Leszka, rzekomym jego bohaterstwie i krwi przelanej w latach wojennych, to prawda, ale za frontem i w sprawach od wojennych dalekich i różnych. Leszek boi się owego powrotu i możliwości rozpoznania. Jedzie świadomy czekającej go zagłady, żałujący życia, które się już uładziło i wyprostowało. Dalszy ciąg powieści, to już tylko pieśń o zagładzie czy klasyczna tragedia z nieuniknionym złym zakończeniem. Powtarza ono zresztą finał Drogi donikąd: odjazd w nieznane z chorą żoną.

I w tej także powieści Mackiewicza postaci drugoplanowe wypadły lepiej od bezwolnego i nieco papierowego głównego bohatera, Leszka. W Drodze donikąd taką doskonałą kreacją był np. ptasznik, tu: wuj Cezary, obłąkany Lodzio, wreszcie znakomici starcy leśni, wyznawcy zasady, że “żyć można w chacie tylko”. Flor, czarodziej i szantażysta, pokazany jest nierówno, jakby autor zmieniał kilkakrotnie swe wobec niego zamierzenia. Jest to zresztą niebywała a wysoce prawdopodobna miszkulancja ofiarnych i poetycznych porywów z łapczywą chciwością i czarną bezwzględnością. Zastrzeżenia budzi także dr Dawidowski, odgrywający, jak domyślać się można, ciemną rolę w chorobie Ani a może tylko doprowadzony do ostateczności zachowaniem się żony? Motywy jego samobójstwa – bo przecież chyba samobójstwa – nie tłumaczą się jasno.

Najlepszą postacią kobiecą jest niewątpliwie lesbijka Helena, chmurna, zamknięta w sobie, idąca samotnie złą drogą wykolejonego zboczeniem życia, zdolna do zbrodni i ofiar. Ania i Naścia schodzą przy niej na plan dalszy, jeśli nie daleki: są to dwa okazy samiczek równie uległych na skrzypiących łóżkach jak w zaroślach leśnych, ładne, dobre i przeraźliwie nijakie.

Opisy przyrody są małymi arcydziełami: zwięzłe, rzeczowe, wyznaczające nastrój poszczególnych rozdziałów. Więcej niż akompaniament. Tracący grunt pod nogami Leszek traci i to także: zdolność odczuwania piękna przyrody: “patrzał na pejzaż, jakby nie należał do jego życia, oczami człowieka skłopotanego, mózgiem wysuszonym troską”.

Równie ważne są zapachy, takie jak “swoisty zapach zleżałego pyłu właściwy dla wyższych pięter starych drewnianych budowli” czy też szpitalny “mętny zaduch lekarstw”.

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net