Tytuł: Walka o Józefa Mackiewicza. Na razie, przegrywamy…
Autor: Eberhardt Grzegorz
Wydawca: tekst nadesłany przez autora; skróconą wersję opublikowała “Nasza Polska” nr 11, 2005 r.
Rok: 2005
Opis:
Walka o Józefa Mackiewicza. Na razie, przegrywamy…
Nie od dziś interesuję się twórczością, osobą Józefa Mackiewicza. Na tyle silne jest to zainteresowanie, iż od kilku lat zaangażowało mnie w pracę nad książką o nim. W dużym skrócie mówiąc, głównym motywem przewodnim mojej pracy jest próba ustalenia przyczyn jego – delikatnie mówiąc! – zbyt skromnego istnienia w naszej świadomości. Świadomości kulturowej, politycznej. Uważając Józefa Mackiewicza za jednego z największych prozaików minionego wieku, a także za jednego z jego najważniejszych publicystów – po prostu – nie rozumiem dlaczego tak się dzieje…
Nic więc dziwnego, iż w roku 2003, wyczytując w oficjalnie opublikowanym Informatorze Biblioteki Uniwersyteckiej w Toruniu, informację o istnieniu w niej ogromnego zbioru listów Józefa Mackiewicza, zwróciłem się z prośbą o wyznaczenie dnia, w którym mógłbym przyjechać, aby… Odpowiedź otrzymałem odmowną. Podpisał ją kierownik Archiwum Emigracji (część wydzielona Biblioteki Uniwersytetu, to w niej znajdują się interesujące mnie zbiory), p. Mirosław Supruniuk. Odmowę uzasadnił… prośbą p. Niny Karsov-Szechter.
Znana to postać
tym, którym bliski jest Józef Mackiewicz. P. Nina Karsov-Szechter jest – od roku 1994 – stroną pozwaną przez córki pisarza, p. Halinę Mackiewicz oraz p. Idalię Żyłowską (dziś już nieżyjącą) w procesie o prawa autorskie po ojcu. Córki zostały zmuszone do tych sądowych działań po wcześniejszej próbie polubownego porozumienia się z p. Niną Karsov-Szechter, właścicielką londyńskiego wydawnictwa KONTRA, wydawnictwa edytującego głównie prace ich ojca. Sprawa sądowa toczy się do dnia dzisiejszego i końca jej nie widać. Nie wchodząc tu w szczegóły prawne, stwierdzę jedynie, iż – według mnie – zgodnie z podstawowymi kanonami moralnymi, pani Nina Karsov-Szechter powinna porozumieć się z dziećmi Mackiewicza… Dla doprecyzowania niejako portretu p. Niny Karsov-Szechter dodam jeszcze to, iż pani ta, na początku lat 90-ych, legalizując testamenty Mackiewicza przed sądem niemieckim podała się za… córkę Barbary Toporskiej, partnerki Józefa Mackiewicza. A więc dopuściła się kłamstwa! O owym “córestwie” p. Niny Karsov-Szechter nieraz pisał np. Włodzimierz Odojewski (nie spotykając się zresztą z żadnym protestem owej “córki”…)
P. Nina Karsov-Szechter znana jest także z wielu działań zapobiegających… popularności Mackiewicza. Najjaskrawszym przejawem jej złej woli jest niedopuszczenie do obcojęzycznych edycji jego dzieł zebranych (na początku lat 90-ych były takie propozycje ze strony wydawnictw niemieckich, francuskich, szwajcarskich). Nie mniej jaskrawym dowodem działań antymackiewiczowskich jest wydawanie przez nią prac poświęconych Mackiewiczowi z adnotacją… zakazującą kolportażu w Polsce!
I aby spuentować(?) wątek p. Niny Karsov-Szechter dodam jeszcze i to, iż – nieżyjący już – mąż p. Niny, tj. p. Szechter był bratem ojca (jak podawała kilka lat temu “Rzeczpospolita”)… Adama Michnika. A, proszę mi uwierzyć, p. Adam ma wiele (albo i jeszcze więcej!) powodów aby mieć kompleksy wobec Józefa Mackiewicza. I, jak widać, ma!
Wracając do epizodu toruńskiego…
Zaskoczony odmową, a zwłaszcza ową “prośbą” mającą w Toruniu tak wielką moc sprawczą (“prośba” jako norma prawna nie istnieje w żadnym systemie prawnym, a tylko przepisy prawa mogą regulować dostęp do czegokolwiek…) zwróciłem się raz jeszcze do Uczelni z prośbą o umożliwienie kontaktu z listami Józefa Mackiewicza; tym razem prośbę kierowałem do “właściciela” Biblioteki Uniwersyteckiej, tj. Rektora Uniwersytetu. Niestety, on także odmówił.
Nie mając wyboru zdecydowałem się wystąpić – oficjalnie – do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Rektor odmówił także Sądowi, uzasadniając to także ową “prośbą” p. Niny Karsov-Szechter.
Odbyło się więc w Bydgoszczy (tam mieści się odpowiedni dla Torunia Sąd Wojewódzki) kilka rozpraw. Rektor uparcie trwał przy sile “prośby” p. Niny Karsov-Szechter a jednocześnie usilnie przekonywał jakoby zbiory listów Józefa Mackiewicza (akurat wyłącznie one!) były wyłączone spod przepisów prawa stosowanych do administrowania zbiorami bibliotek w Polsce (państwowych bibliotek, do których ta Uniwersytetu Toruńskiego jak najbardziej należy). Równie nieistotne dla Rektora, ale jak wkrótce okaże się – i dla Sądu, będą zapisy Konstytucji, np. jej art. 73 mówiący o wolności korzystania z dóbr kultury.
2 listopada 2004 roku Administracyjny Sąd Wojewódzki uznał… argumenty Rektora. A więc, uznał m.in. ważność prawną “prośby” p. Niny Karsov-Szechter.
Ale najoczywistszym przejawem sądowej obrazy czystości przepisów prawa, jaką ta instytucja powinna się kierować, jest zaakceptowanie “wywodu” rektorskiego, według którego: “Archiwum Emigracji dysponujące korespondencją Józefa Mackiewicza mieszczące się w strukturze Oddziału Zbiorów Specjalnych Biblioteki Uniwersyteckiej, wbrew sugerującej nazwie (wytł. g.e.), nie posiada zbiorów archiwalnych stanowiących państwowy zasób archiwalny w rozumieniu ustawy” (cytat z sądowego Uzasadnienia decyzji oddalającej moją skargę…). A więc: zbiór uzyskany albo to darowizną spadkobierców (któregoś z adresatów listów Mackiewicza)(1), do naszych zbiorów narodowych, albo też kupiony przez tę państwową uczelnię (Sąd nie wnikał w sposób pozyskania listów przez Bibliotekę Uniwersytecką) za pieniądze podatników, nie jest własnością tychże podatników, państwa… Więc czyją…?! P. Supruniuka, p. Rektora…?!
Tak, tu coś śmierdzi!
Niewątpliwie brzydko śmierdzi i w Bydgoszczy (siedziba Sądu, że przypomnę) i w Toruniu (miasto gdzie mieści się niby-nieprywatny-a-państwowy Uniwersytet Mikołaja Kopernika). Bo w ogóle mocno śmierdzi w okolicach tych, którzy walczą z Józefem Mackiewiczem (współczuję mieszkańcom pewnego, dużego miasta nad Tamizą, ale też współczuję mieszkańcom ul. Czerskiej w Warszawie…). Smród ten właściwie powinno im się pozostawić i dalej pójść, w krainy o świeższym powietrzu (o co w przypadku świata twórcy Ballady o sterniku bardzo łatwo)… Niestety, nie jest to łatwe. Bo np. te to niezbyt miło pachnące siły, właśnie, uniemożliwiają głębsze, prawdziwsze poznanie Józefa M. Nie pozwalają np. nie dopuszczając do jego listów.
A co się traci nie będąc dopuszczonym do Archiwum Emigracji zawierającym kilkaset jego listów mogę domyślać się choćby po poniższych przykładach…
Np. taki list prywatny Józefa Mackiewicza z 3 stycznia 1981 r. do Zbigniewa S. Siemaszki (cytuję z książki tego ostatniego pt. Ci, którzy odeszli, PFK Londyn 2002): Co do Sergiusza Piaseckiego, to byliśmy podczas okupacji w stałym kontakcie oraz dużej raczej przyjaźni (…). On też uprzedzał mnie przed intrygami i “wyrokami” przeciwko mnie. Tak jest, i jemu poruczono nawet… (wykropkowanie pochodzi od Mackiewicza – Z.S.S [mój, g.e., komentarz – bardzo dobrze świadczą te kropki o J.M.; brzydził się i wstydził pozowania na męczennika, bo niewątpliwie powinien tam napisać, kończąc zdanie: wykonanie wyroku śmierci na mnie]). Zamiast tego ostrzegł mnie. Ale z AK trzymał do końca.
Następne listy “wyjmuję” z książki Barbary Truchan Józef Mackiewicz w mej pamięci (Warszawa, Nowy Jork 1998). Na przykładzie tej książki najlepiej widać, iż faktycznie (i praktycznie) właścicielem listu jest ten, kto go dostał. Czyli adresat!
Oto np. J.M. pisze 30 kwietnia 1970 roku do p. Truchan: Pozwoliłem sobie w zamian wysłać Pani moją książkę “Zwycięstwo prowokacji”, z dedykacją dla Pani. Książka wydana została w r. 1962. Znajdzie tam Pani sporo o Korbońskim. Mogłoby zatem wyglądać, że p. Korboński czekał 8 lat ażeby się “odegrać” w swoim wywiadzie [zamieszczonym w nowojorskim dzienniku polonijnym “Nowy Świat” i będącym mocno kłamliwym atakiem na J.M. – przyp. g.e.]. Niewątpliwe chowa do mnie poważną urazę osobistą. Ale ma Pani rację, że jest to raczej spisek zakrojony na wielką skalę. Motorem tego spisku nie jest wszelako Korboński, lecz Nowak Jan, kierownik polskiego “desku” we “Free Europe”.
W listach prywatnych ich autor nie zwykł myśleć o konsekwencjach prawnych czy szerszych społecznie – pisze się do znanej sobie, zaufanej osoby i jest się pewnym jej dyskrecji. I na tym polega podstawowa przewaga – dla historyka, publicysty – listu nad tekstem oficjalnie drukowanym. Oczywiście, fakty wyłowione z listu, są tylko wskazówką, sugestią, którą przed podaniem dalej dokładnie się sprawdza. No, ale sprawdza wiedząc o nich! A skąd ja mam wiedzieć, o czym pisze J.M. w swych listach, mając jedynie dostęp do sali sądowej WSA w Bydgoszczy, a nie do sali czytelnianej nieodległego uniwerku!
Następny list pisze J.M. do p. Truchan 29 czerwca 1970 roku. Dowiadujemy się, iż red. Lipicki, szef “Nowego Światu” żąda skrótów w tekście pt. mówi RWE… nadesłanym mu przez J.M., i mającym być jego obroną przed wspomnianym wyżej atakiem-wywiadem Korbońskiego. Mackiewicz żądania tego oczywiście nie akceptuje. I też o tym dowiaduję się jedynie z listu, w tym przypadku – na moje szczęście – opublikowanego.
Także w liście do Barbary Truchan, 27 czerwca 71 roku, pisze:
Właśnie wróciłem z Londynu. Tam też mało się zmieniło. Wszystko siedzi w kieszeni Nowaka, albo boi się jego wpływów. Co tylko właśnie wysłuchałem audycji Free Europe, jacy to rozumni, doskonali, światli ludzie są – komuniści: włoscy, rumuńscy, francuscy i wreszcie skandynawscy. Całe wyciągi z ich prasy etc. etc. Propaganda na Polskę – komunizmu z “ludzką twarzą”, idzie na całego. A jednocześnie emigracyjne organizacje pobierają uchwały “w obronie antykomunistycznej radiostacji”… Zupełne pomieszanie pojęć.
Z tego co Pani pisze wnioskuję zupełnie jednoznacznie, że ten “Nowy Dziennik” [następca “Nowego Świata” – g.e.] to nowy organ Free Europe – Nowaka. Sądzę, że składki składkami, jeżeli się da, i zresztą dla zakamuflowania. Ale niewątpliwie finansowany jest po prostu z kasy Free Europe. Nowak chwalił się kilka lat temu jednemu z moich znajomych, że posiada od CIA 200 tysięcy dolarów rocznie na cele uznane przez siebie za słuszne. I wylicza się po roku. “Słuszność” zależy od jego opinii. Oczywiście może przesuwać też inne fundusze. Na małym rynku emigracyjno-polonijnym, to duże pieniądze.
28 września: Broszura [“Pod pręgierzem” – paszkwil na J.M., przyp. g.e.] przeciwko mnie wydrukowana została w Londynie. Znam adres drukarni. Kilka osób ją czytało jeszcze w odbitkach “szczotkowych”. Nakład 3 tys. egzemplarzy. Raptem cały nakład zabrany został przez Nowaka i wywieziony w dosyć tajemniczych okolicznościach. Powiadają, że ma je nie sprzedawać, a rozsyłać “komu trzeba”. Zdaje się, że Nowak działa tym razem w porozumieniu ze zbowidem warszawskim. Czy w Ameryce ona gdzieś nie wypłynęła?
P. Truchan podaje w swym komentarzu: – Owszem, słyszałam o tym, że te broszury z inicjatywy Nowaka-Jeziorańskiego zostały rozprowadzone na szeroką skalę w Stanach Zjednoczonych.
A 20 grudnia 1975 roku J.M. pisze: Nie, nie zdaje mi się, żeby Nowak wyleciał na skutek tych rozmów, o których Pani wspomina. Tu była cała afera. Przedstawiono dokumenty, że współpracował z hitlerowcami podczas okupacji. Nowak wdał się w procesy itd. etc. etc. A podobno instytucja Free Europe, CIA i inne pokrewne, bardzo nie lubią wszelkiego rodzaju “procesów”. Pożegnanie mu jednak urządzono uroczyste.
Są równi i równiejsi, i źle wychowani także
Sprowokowany zakazem dostępu do zbiorów archiwalnych Józefa Mackiewicza przyjrzałem się temu zakazowi i szybko się przekonałem, iż – jak zawsze! – są równi i równiejsi! Oto, wbrew zapewnieniem Rektora UMK, jakoby “nigdy i nikomu” nie udzielano dostępu, i owszem, są tacy, którzy dostęp ten mają.
Do osób najczęściej “dopuszczanych” do zbiorów listowych Mackiewicza w Archiwum Emigracji, należy np. Wacław Lewandowski. Jest on m.in. autorem biograficzno-krytycznej książki o Józefie Mackiewiczu, wydanej w roku 2000 w KONTRZE przez p. Ninę Karsov-Szechter (Józef Mackiewicz. Artyzm. Biografia. Recepcja, oczywiście praca ta ma zakaz kolportażu w Polsce!). Książka ta mocno wspiera się listami Barbary Toporskiej (także objętymi zakazem dostępu!) oraz J. Mackiewicza wyczytanymi w Archiwum Emigracji. Tu wspomnę jednak o innej pracy p. Lewandowskiego; o tekście zamieszczonym w “Kwartalniku Artystycznym” (nr 4/28/2000 r.) i zatytułowanym Józef Mackiewicz ofiarą “potężnych sił”?
Generalnie, tekst p. Lewandowskiego jest polemiką z Odojewskim, Orłosiem, Trznadlem twierdzącymi, iż źle się dzieje z popularyzacją twórczości Józefa Mackiewicza… P. Lewandowski cytuje w swym tekście pewien list Józefa Mackiewicza, cytuje by użyć go za argument w polemice z dzisiejszymi obrońcami autora Nie trzeba głośno mówić.
Listu tego, znanego tylko sobie, p. Lewandowski używa dla “udowodnienia”… nienawiści Mackiewicza do swoich córek! Oto pisze J.M. w swym liście z 10 lipca 1976 r. (cytuję za p. W.L.): Niejaki Jerzy Jaruzelski w Warszawie ogłosił w Czytelniku książkę pt. “Mackiewicz i konserwatyści”, o moim bracie. Już miałem relacje z kraju, że “wszyscy są zachwyceni!”… etc. etc. Euforia w rodzaju tej, o której Pani kiedyś pisała; “kochajmy się…” – Dla mnie ta książka jest wyjątkowo wstrętna, właśnie ze względu na ten typowy, specyficzny, komunistyczny – “obiektywizm”… Co jednak wzbudza we mnie szczególną odrazę, to zachowanie się mojej “rodzinki”; widać, że jeden przez drugiego, żona, siostra, córki (mowa o córkach obu braci. – dop. W.L.), wnuki, kochanki, kuzynki i inne parantele rzuciły się do autora z rodzinnymi fotografiami, albumami, pamiętnikami, osobistymi notatkami, które pozostawił zmarły, wspomnieniami, etc., wszystko w intencji, oczywiście, żeby “napisał jak najlepiej, najobiektywniej…”
J.M. pisze o rodzinie brata Stanisława! CAT-a! Z cytowanych fragmentów listu za nic nie można wywnioskować, ażeby pisał o swoich córkach. To p. Lewandowski ma czelność swą nawiasową informacją zapewniać, iż autor listu ma na myśli także swoje córki! Przy okazji tak formułowanych “myśli” p. Lewandowskiego wychodzi na jaw ta część jego osobowości, którą odważę się nazwać złym wychowaniem! Ono nie polega nawet na nadinterpretacji posiadanego przez siebie materiału. Ono polega na tym, iż gdyby nawet faktycznie J.M. pisał tymi słowami o swoich córkach, to słów tych, po prostu, nie wypadałoby cytować!!!
Ale właściwie nie powinienem być zaskoczony “poziomem” p. Lewandowskiego, przecież już w jego wyżej wymienionej książce o Mackiewiczu znalazłem taki to przypis (w pierwszym rozdziale pracy): Córka pisarza, Halina Mackiewiczówna, wspominała w rozmowie ze mną o bliźnie pod włosami na głowie ojca i nie do końca dla niej jasnym ojcowskim opowiadaniu o jej pochodzeniu.
Dlaczegoś jestem pewien, iż pan Lewandowski i tak niczego nie zrozumie z moich uwag! A wspominam o p. Lewandowskim, bo jest on doskonałym przykładem, iż faktycznie nie wszystkich należałoby dopuszczać do listów. Czyichkolwiek listów! Listów, które są jedną z najintymniejszych form kontaktu, ale i zapisu świata, myśli, wnętrza! Tak, nie można do tego świata dopuszczać istot uznających zasadę, wedle której cel uświęca środki!
(1) Na stronie internetowej tegoż Uniwersytetu (http://www.bu.uni.torun.pl/Archiwum_Emigracji) stwierdza się wprost np. w przypadku Janusza Kowalewskiego, iż jego archiwum znajdujące się w zbiorach uniwersyteckich jest darem pisarza oraz rodziny. Na tej samej stronie internetowej Uniwersytet toruński informuje także, iż archiwum po Michale Chmielowcu zostało przekazane w darze przez wdowę po nim, p. Irenę Hradyską. Listy Józefa Mackiewicza, jak wyczytać można na w/w stronie internetowej, znajdują się także jeszcze chociażby w archiwum po Juliuszu Sakowskim, zbiór ten stanowi dar Wandy Lesisz, która po śmierci Stefanii Sakowskiej opiekowała się spuścizną… itd. itp.