Tytuł: Mackiewicz – nowe źródła
Autor: Fitas Adam
Wydawca: Kwartalnik Kulturalny „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 213
Rok: 27 07 2023
Opis:
Mackiewicz – nowe źródła
Tom 31. Dzieł Józefa Mackiewicza, zatytułowany Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, razem z tomem 32. (Nie wychylać się!)oraz 33. (Wrzask i bomby), ukazał się w tym samym, 2021 roku. Każdy z tych trzech woluminów ma swoją dominantę tematyczną i zasługuje niewątpliwie na osobne omówienie, łączy je natomiast fakt, że zawierają publicystykę pisarza oraz oparte zostały na nowym pomyśle edytorskim.
Nie są to artykuły uporządkowane chronologicznie, zgodnie z czasem ich ukazywania się w prasie, do czego przyzwyczaiły nas dotychczasowe wybory publicystyki międzywojennej pisarza[1] czy antologie jego artykułów powstałych w czasie drugiej wojny światowej i na emigracji[2], ale teksty ułożone tematycznie. Dopiero w ramach monograficznie dobranej problematyki zachowany został układ chronologiczny.
Zaznaczmy, że nadal są to wybory z ogromnej publicystyki oraz spuścizny dziennikarskiej Józefa Mackiewicza, ale wybory bardzo obszerne, w dużym stopniu reprezentatywne i miarodajne dla całej jego twórczości. W tych tomach, tak jak w poprzednich, mamy do czynienia z efektami żmudnych kwerend i decyzji edytorskich Michała Bąkowskiego oraz obszernymi przypisami Niny Karsov z londyńskiego Wydawnictwa Kontra. Warto podkreślić, że wydawnictwo od ponad pięciu dekad zajmuje się systematycznie zakrojonymi pracami, zmierzającymi do publikacji niemal całej spuścizny autora Drogi donikąd. Trzeba od razu dodać, że komentarze są zredagowane kompetentnie – często nie tylko odsłaniają personalia mniej znanych osób (głównie z polskiej emigracji), ale także uzupełniają ważne konteksty tematyczne sygnalizowane w publicystyce Mackiewicza.
Trudno przecenić znaczenie tych trzech nowych tomów publicystyki, ponieważ – choć nie zmieniają one zasadniczego wizerunku autora Kontry jako pisarza i myśliciela – znacząco wypełniają jego czytelniczy portret nowymi i pełniejszym barwami. Przypomnijmy, że recepcja tej twórczości, możliwa w wolnej Polsce dopiero po zniesieniu cenzury w 1989 roku, przebiegała od bardzo zarysowo przedstawionej sylwetki twórcy, fundowanej na najbardziej znanych powieściach i przedwojennym Buncie rojstów, poprzez konsekwentne uzupełnianie i kolorowanie tego portretu. Odbywało się to zarówno dzięki tekstom odnalezionym w bibliotekach za sprawą nowych ustaleń Michała Bąkowskiego dotyczących autorstwa, pseudonimów i skrótów, którymi posługiwał się Mackiewicz, jak i dzięki tekstom wydobytym z archiwalnych – nierzadko trudno dostępnych – numerów przedwojennych oraz emigracyjnych pism. Następnie doszły edycje wielkich zbiorów nieznanej dotąd szerzej publicystyki i korespondencji pisarza. To wszystko składa się na znacząco wzbogacony wizerunek Mackiewicza, a także zaprasza do nowego spojrzenia zarówno na jego życie, poglądy, jak i na wielogatunkowe pisarstwo. Myślę, że najbardziej ten portret został uwyraźniony, jeśli chodzi o sferę publicystyki i korespondencji autora Drogi donikąd, choć pośrednio – ale w bardzo zasadniczy sposób – niedawno opublikowane teksty oświetlają także jego twórczość powieściopisarską, reportażową czy nowelistyczną.
Czego Najstarsi nie pamiętają ludzie?
A bywało kiedyś w dzień Świętego Kazimierza staniesz sobie koło Zielonego Mostu i głowę zadarłszy spojrzysz tam w górę pomiędzy wieże Świętego Rafała, jak dumnie wynosi się ten kościół nad rzeką Wilią, jakby ją strzegł przed zgubnym jakim prądem, w słońcu cały wiosennym; spojrzysz niżej, aż tu jakby dwie inne rzeki koło świętej figury w jedną się zlewają, rzeki ruchome, żywe, rzeki ludzi i koni, pieszych i furmanek. Jedna ciągnie tam z Wiłkomierza, Szyrwint, Mejszagoły, druga hen spod Giedrojć, Prozorok, Rzeszy. Wiłkomierską i Kalwaryjską ulicami razem na most walą ładowne towarem. A nad tobą niebo radosne, błękitne aż serce skacze. – Ech! bywało, bywało! […] Wczorajszy kiermasz św. Kazimierza, skurczony już nie do połowy, ba do pół ćwierci tego co było – to najoczywistszy obraz zupełnego bankructwa kraju, nędzy od Łoździei do Radoszkowicz, od Drui do… Co tu gadać, kiedy nie ma o czym mówić, grochem ściany nie przebijesz, ani też głową, ani żadną inną rzeczą, która jest nie do tego stworzona[3].
Tak pisze zaledwie dwudziestoośmioletni współpracownik wleńskiego „Słowa”, dla którego już w roku 1930 zupełnie jasna jest kluczowa zmiana w obrazie własnej ojczyzny. I choć pretekstem do tych słów jest popularny w Wilnie „Kaziuk”, czyli jarmark w dzień św. Kazimierza, to wyrażają one tezą brzmiącą dźwięcznie, choć różnymi tonami (wątkami, tematami) w całym tym tomie. Chodzi, rzecz jasna, o tradycję Wielkiego Księstwa Litewskiego w krzywym zwierciadle współczesności powstałej po rewolucji bolszewickiej, pierwszej wojnie światowej, traktacie ryskim, a także za sprawą nieumiejętnie prowadzonej polityki II Rzeczypospolitej.
Zwróćmy przy okazji uwagę na pewien paradoks – o tym, czego „najstarsi nie pamiętają ludzie”, pisze właściwie młodzik, a do tego przywołuje własne wspomnienia z dzieciństwa. Kiedy uświadomimy sobie ten paradoks, lepiej zrozumiemy przełomowe dzieje, które rozegrały się w młodości Mackiewicza. Zdamy sobie sprawę z błyskawicznego dojrzewania przyszłego pisarza, patrzącego na wybuch pierwszej wojny światowej oczami jeszcze dziecka, na wojnę polsko-bolszewicką zmęczonymi i niejednokrotnie przerażonymi oczami walczącego w siodle nastolatka, a na odrodzoną Rzeczpospolitą okiem zanurzonego w tej ziemi i mocno doświadczonego przeszłością reportera. Stąd częste wrażenie czytelnika, że obcuje z myślą kogoś naprawdę wiekowego, kontrastujące z prawdą, że jest to przecież młody człowiek, który przeszedł bardzo wiele, a ponadto nosi w sobie zarówno świadomość wielkiej tradycji Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak i przenikliwe spojrzenie na jej marną teraźniejszość.
Kontrast ten ujawnia się przy okazji różnych tematów. Od uwag o decentralizacji Wilna, które umiera wyrwane nowymi granicami z wielkich przestrzeni i posadzone „w zbyt ciasnej doniczce”, poprzez krytykę modnego w dwudziestoleciu regionalizmu, chcącego z Litwy uczynić jedynie lokalną atrakcję turystyczną dla zmęczonych dygnitarzy i urzędników z Warszawy oraz turystów z całej Polski, aż po te sztandarowe słowa jedynego w swoim rodzaju patrioty pejzażu pisane w „Gazecie Codziennej” z wnętrza drugiej wojny światowej w lutym 1940 roku:
LITWA jest dla nas pojęciem tak bliskim, jak miłość rzeczy, którą się ukochało nie rozumem, nie miarą, nie wagą kupiecką, a słowem słyszanym od kołyski, wyobraźnią oczu wpatrzonych w pole, łąkę i las za nią siniejący na horyzoncie. W śnieg, albo w trawę. W ptaki i zwierzęta. I nawet deszcz i mróz, słota i burza, jeśli jest zła i niepotrzebna, przecie jest nasza i swoja[4].
Tego patriotyzmu zaś – dodaje już jak polityk – nie złamią zwolennicy żadnego nacjonalizmu, czy to polskiego, czy litewskiego, a także wszelkiej innej maści ideolodzy. Nie zmienią go też „żadne burze dziejowe ani złość ludzka, ani huk strzałów, ani niesmak słów wypowiedzianych, ani groźby, ani pochlebstwa. Na zawsze zamknął go Mickiewicz w Ewangelii patriotyzmu”[5].
Nieprzypadkowo pojawił się tu autor Pana Tadeusza, który wymieniany jest często w artykułach z tomu Najstarsi tego nie pamiętają ludzie. W istocie bowiem jest ta książka, podobnie jak arcypoemat Mickiewicza, jednym wielkim – tyle że reporterskim i publicystycznym – unieśmiertelnieniem Wielkiego Księstwa Litewskiego. Jednak dla niektórych „patriotów” mile widziane jest wykropkowane pierwsze słowo inwokacji wieszcza. Patrząc na te czystości etniczne i separatyzmy narodowe, które niszczą tradycje wielkiego, polifonicznego kulturowo kraju, sarka Mackiewicz w 1938 roku:
Ojczyzno moja!… Gdzież jest Mickiewicz? Jest w Wilnie, jakim go chciał mieć niejakiś pan Kuna, w łachmanach [przed II wojną nad projektem pomnika pracował rzeźbiarz Henryk Kuna i według jego pomysłu, który nie został ostatecznie zrealizowany, Mickiewicz ubrany był w skromny strój ludowy]. Może to i najwłaściwszy symbol Tej, co kochał nad życie, którą porwano na strzępy…[6]
O Tej właśnie „najstarsi nie pamiętają ludzie” i trzeba im ją nieustannie przypominać. A czyni to Mackiewicz nie tylko jak żyjący sto lat wcześniej klasyk o podobnym nazwisku, zachwycając się poetycko przyrodą i pejzażem, ale także pisząc o realnych bolączkach oraz trudnym życiu ludzi tak zwanych „kresów”.
Litwa, Inflanty i ślady jedności Wielkiego Księstwa
Autor Buntu rojstów uparcie tropi – i widać to szczególnie wyraźnie w tym tomie – wszelkie oznaki tożsamości własnej ojczyzny. Przebywając w odległym od Wilna Grodnie, nie omieszka zauważyć, że miasto rodzinne Elizy Orzeszkowej „ulepione jest z tej samej co Wilno gliny”[7], choć jednocześnie dostrzega w ruchach władzy politykę sztucznego oddalania tych niegdyś złączonych ze sobą na stałe regionów. Podobne refleksje snuje w Kownie, dążąc nieustannie, pomimo impasu w rozmowach między Polską i Litwą, do wskazywania wspólnego mianownika, który od wieków łączył obydwa miasta. I tu, i tu bowiem, jak wyzna, w cieniu puszcz litewskich „chowały się nasze pokolenia w miłości do Ojczyzny i jej tradycji”[8].
Ale nie tylko Grodno i Kowno, czyli – myśląc szerzej – ziemie dzisiejszej Litwy i Białorusi łączy dawne dziedzictwo. Trzecia część tomu zatytułowana została Jagódki jarzębiny na łące inflanckiej i zbiera doświadczenia reportera z podróży na Łotwę, a także do Estonii i Finlandii. I w tych przestrzeniach dostrzega Mackiewicz pokrewieństwa z Wilnem i całym krajem, którego było ono niegdyś wielką stolicą.
Wydaje mi się […] – powiada – że krajobraz nie tylko Łotwy, ale dalszej Estonii, w ogólności mało się różni od naszego wileńskiego. Tylekroć już latałem do Warszawy i znajduję o wiele większą różnicę po obu stronach Narwi, niż Dźwiny. Drogi tylko w państwach bałtyckich są proste, świecące białością szos. Więcej domów murowanych. Poza tym to samo[9].
W ten sposób Mackiewicz eksponuje swoją głęboko zinterioryzowaną w różnych aspektach opisu krajowość, uderza w jej nutę i ton, czy to sensualnie rysując pejzaż, czy wyrażając własne krytyki i postulaty, czy – na przykład – tak witając swoją przyszłą żonę Barbarę Toporską przybyłą z Poznania w 1934 roku:
Przyjechała do Wilna z zachodnich prowincyj panienka. Do Wilna, gdzie obok wieżyc kościelnych, wznoszą się ku niebu kopuły cerkiewne, minaret meczetu, kenessa Karaimów, bożnice żydowskie – poszła do nocnego dancingu i nie chciała tańczyć na zaproszenie obcych mężczyzn. Ogólne ździwienie. Nie ma tego w zwyczaju wileńskim. Wszyscy tu tańczą razem, tak jak plażują wspólnie na piaskach Wilii[10].
Przypisy
- J. Mackiewicz, Bulbin z jednosielca, Londyn 2001 (kolejne wydania: Londyn 2007 i 2017); J. Mackiewicz, Okna zatkane szmatami, Londyn 2001 (kolejne wydania: Londyn 2007, 2012).
- Tenże, Nudis verbis, Londyn 2003 (drugie poszerzone wydanie: Londyn 2017); Tenże, Wieszać czy nie wieszać?, Londyn 2015; Tenże, Szabla i pałka gumowa, Londyn 2015; Tenże, Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, Londyn 2015.
- J. Mackiewicz, Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, Londyn 2021, s. 52.
- Tamże, s. 500.
- Tamże, s. 501.
- Tamże, s. 613.
- Tamże, s. 226.
- Tamże, s. 392.
- Tamże, s. 575.
- Tamże, s. 150.