Tytuł: “Los na loterii” – niepublikowana rozmowa z Janem Nowakiem-Jeziorańskim
Autor: Januszewski Radosław, Strękowski Jan
Wydawca: “Rzeczpospolita” nr 24 z 29-30 stycznia 2005 r., fragment wywiadu pt. “Los na loterii – niepublikowana rozmowa z Janem Nowakiem-Jeziorańskim”
Rok: 2005
Opis:
“Los na loterii” – niepublikowana rozmowa z Janem Nowakiem-Jeziorańskim
[…]Jakie były powody konfliktu RWE z “Kulturą”? Czy chodziło o linię programową?
Jerzy Giedroyc i jego zespół nigdy nie słuchali Wolnej Europy, a ich krytyka nie odnosiła się merytorycznie do programów. Źródła antagonizmu trzeba szukać w tym, że “Kultura” chciała sprawować rząd dusz. I widziała w nas pewien czynnik, który to utrudnia albo uniemożliwia. Giedroyc był człowiekiem niezwykle utalentowanym. Ma zasługi, które trudno przecenić. Ale miał ambicje, żeby być co najmniej księciem Adamem Czartoryskim naszej drugiej emigracji. I w RWE widział konkurenta. Giedroyc wciąż powtarzał: oni są na amerykańskiej liście płac, wobec tego muszą robić to, co każe ten, który płaci. Nie są radiostacją niezależną, są zamaskowanym Głosem Ameryki. Tyle że Giedroyc brał pieniądze z tego samego źródła, co my, tzn. z Wolnej Europy. I krył się z tym, bo podważałby swój autorytet. Jego błąd polegał na wytykaniu innym, że robią jawnie to, co on robił w ukryciu. Mam całą teczkę listów Giedroycia do Wolnej Europy, w których domagał się pieniędzy na to, na tamto, na owo. Przez pewien czas, w bardzo wczesnym okresie, miał nawet ryczałt miesięczny. Później już nie, ale nadal dawano mu pieniądze na wydawanie książek i “Kultury”. Była to zamaskowana forma subwencji, bo Amerykanie niby kupowali egzemplarze “Kultury”, “Zeszytów Historycznych” czy poszczególnych książek, ale zostawiali je w rękach Giedroycia, który je najczęściej bezpłatnie rozprowadzał. Giedroyc miał na szczęście wielki talent wyciągania od Amerykanów pieniędzy. Gdyby ich nie wyciągnął, nie byłby w stanie wydać tej ilości książek – rynek emigracyjny był żałośnie mały. Nasze stosunki nigdy nie zamieniły się w antagonizm. Wprost przeciwnie – bardzo nam pomagał, a my staraliśmy się pomagać jemu. Gdy się dowiedział, że ustępuję ze stanowiska, był głęboko zmartwiony. Dzwonił do mnie i usiłował skłonić, bym nie podawał się do dymisji. Nasz stosunek był połączeniem niechęci oraz sympatii. I wzajemnego szacunku. Uważam Giedroycia za najbardziej zasłużonego emigranta. Tym bardziej że ja miałem do dyspozycji ogromny zespół ludzki, olbrzymi, nowoczesny aparat nadawczy. A on był prawie sam. I sam jeden dokonał wyczynu zupełnie niezwykłego. Jest jego zasługą, że umiał na to wyciągać środki. Niepotrzebnie tylko atakował innych za to, że przyjmują środki z tych samych źródeł.
Niektórzy z byłych dyrektorów Rozgłośni Polskiej RWE, jak Marek Łatyński czy Zygmunt Michałowski, podkreślają radykalizm poglądów Giedroycia. Czy nie było to przyczyną konfliktu z RWE?
To nieprawda. Giedroyc był eklektykiem. W “Kulturze” ukazywały się zarówno głosy ludzi skrajnie prawicowych, jak choćby Józef Mackiewicz, jak i skrajnie lewicowych. Ale Giedroyc cenił kontrowersje. Był genialnym redaktorem uważającym, że pismo będzie miało powodzenie, jeśli będzie jak kij nieustannie wkładany w mrowisko. I “Kultura” miała jeden cel – szokować. Prowadzić politykę wstrząsów, żeby ludzie się oburzali. Żeby to wywoływało spory. Żeby czytelnicy wymawiali prenumeraty. To była bardzo mądra strategia.
A co pan powie o opinii Józefa Mackiewicza o RWE? W jego broszurce “Mówi Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa” wydanej w 1969 r. czytamy, że…
On przecież pisał paszkwile na nas.
… czytamy, że w niepamiętne czasy “odszedł termin reżim, reżimowy, zastąpił go rząd polski, minister polski, polityka polska, “nasza” stała się gospodarka komunistyczna, nasza marynarka”. Pisze nawet o “naszych osiągnięciach i niedociągnięciach”, jak miała mówić o sprawach krajowych RWE.
Wolna Europa była dla niego organem komunistycznym. Uważał, że jesteśmy zdrajcami antykomunizmu. O sobie przecież powiedział: moją narodowością jest antykomunizm. Mackiewicz uważał, że jesteśmy za mało antykomunistyczni. Także Kościół, nawet rząd w Londynie były zdrajcami, bo nie prowadziły skrajnej polityki antykomunistycznej.
Cytuję dokładnie: “26 lipca 1967 o godzinie 20 minut 15 usłyszeliśmy w pogadance, w której była mowa o radiu warszawskim: “nasza propaganda””…
Niech panowie dalej nie cytują. To są rzeczy absolutnie wymyślone. Takiej audycji nie było. Uciekał się do każdego sposobu, a przede wszystkim wymyślał audycje. Kiedy Mackiewicz coś takiego pisał, natychmiast kazałem to sprawdzać, i okazywało się, że nic takiego w eterze nie nadaliśmy. Tak samo nieprawdą jest to, co napisał o naszej audycji na temat 21. rocznicy wyzwolenia Warszawy. To był jego wymysł. W RWE nigdy nie traktowaliśmy wejścia w 1945 r. Sowietów do Warszawy jako oswobodzenia stolicy. […]