Tadeusz Łopalewski
To lubię. Ballada regionalno–kryminalna
Spojrzyj, Marylo, na rogu Królewskiej,
Tam, gdzie się zbiega z Zamkową,
Królewski organ ziemiańsko-papieski
Linotypyszni się „Słowo”.
Na lewo rojne Cielętnika gaje
Nad bełgocącym rynsztokiem,
A zaś na rogu panna w szklance daje
Wodę sodową ze sokiem.
W środku redakcja: a w niej nocną dobą
Syrewicz, Charkiewicz… nie zliczę…
Lector nad tobą, Pruszyński pod tobą
I ujrzysz dwa Mackiewicze.
Czy bies tam siedzi, czy dusza zaklęta,
Że o północnej godzinie
Nikt, jak najstarszy wilnianin pamięta,
Miejsc tych bez trwogi nie minie.
Bo skoro północ wybijać poczyna
Ostatnim serwisem Pata,
Z trzaskiem pospieszna ruszyła maszyna,
Zahuczał artykuł Cata.
Każdy czytelnik ogląda te zgrozy
I płaci prenumerata:
Za to redaktor sam sprawi mu łozy
Albo mu Karol coś spłata.
Raz do Lazara jadę w czas noclegu,
Wtem Arbon jak wryty staje,
Próżno konduktor przynagla do biegu:
Uot! Krzyczy i motor łaje.
Stoi, a potem prychnął z całej mocy
I coś trzasnęło mu w czubie,
Stać na klinkierze samemu i w nocy,
To lubię – rzekłem – to lubię.
Ledwiem dokończył, aż straszna martwica
Z redakcji wyłazi „Słowa”,
Pół-wąż, pół-żaba, ani nie dziewica,
Ani bynajmniej morowa.
Chciałem uciekać, padłem zalękniony
I krzyczę: „Idź do cholery.”
On tylko chrząknął (może był wstawiony)
I na nos wsadził cwikiery:
„Widzisz przed sobą obraz grzesznej duszy,
Co bliźnich z rozkoszą skubie.
Tyś z redakcyjnej zbawił mię katuszy
Tym jednym słówkiem: To lubię.
Póki z Bristolu nie wyjdą i póki
Kwiatkowski się głośno zaśmieje,
Opowiem tobie, a ty dla nauki
Powtórz Cyganom me dzieje.
Onego czasu żyłem ja na świecie
(Znał mię i Cyrski, i Byrski)
I byłem ciche i potulne dziecię,
A zwałem się Wyszomirski.
Za życiam pragnął zdobyć horyzontki
Sławy i floty najszersze,
Jeszcze mam różne powieściowe wątki
Dramy, nowele i wiersze.
Krytycy dali mi cięgi bolesne,
Zrobili „Całopalenie”…
A „Niepokoju chwile” też „Niewczesne”
Pytam, czy dobre? – Ach, nie, nie.
„Ja pójdę” – mówię ze łzami. – „Idź sobie”,
Odpowie Muza. Niestety,
Tu nad Koczergą – ja sam sobie zrobię
Grób nieznanego poety.
Odtąd mi życie stało się nielube
I przemyślałem, co robić,
Aby talentu wynagrodzić zgubę
I czoło łyse ozdobić.
Chce raz z garbusa uśmiać się do płaczu,
Aby ten śmiech popamiętał.
Nie, to za mało, chcę jeszcze inaczej:
Chcę ślepe topić szczenięta.
Raz, gdy się w północ szczeniętami bawię,
Wzmaga się hałas, szum, świsty:
Przyjechał Stasio w straszliwej postawie
Wprost z sejmu, krwisty, ognisty.
Porwał, udusił gęszczą „słownych” kłębów,
W redakcji rzucił potoki,
Gdzie pośród jęków i zgrzytania zębów
Takie słyszałem wyroki:
„Teraz mi, Wyszu, długie, długie lata
Dręcz ludzi krwawo i zręcznie.
Niech Słowo ponad poziomy wylata.
Sto weźmiesz złotych miesięcznie.”
Rzekł. Mnie natychmiast porwały złe duchy,
Setny felieton się kropi:
Gnębię kolegów żądłem żółtej muchy,
Póki mnie żółć nie zatopi.
Plastyk po drodze bez głowy się toczy,
To znów literat bez ciała.
Helena w strachu wytrzeszczyła oczy
Oraz Eugenia zemdlała.
I każdą w pole wywiodę bidulę,
I Radę Zrzeszeń uskubię …
A każdy naklnie, nałaje mi czule.
Tyś pierwszy wyrzekł: „To lubię.”
Raz jestem „jotwu”, raz „iks”, a raz „wyszem”,
Gorzkie rozdając delicje,
Gdy mi się znudzi, to znów się podpiszę
Pod Romanowską Felicję.
Raz jestem Plastyk, a raz Niezależny,
Na niczym mi nie zależy,
A choć mam dowcip niedalekobieżny,
Wiem, gdzie konceptów zdrój leży.
Powtarzać plotki, pogłoski, rozmowy,
I komu można, krew psować,
A gdy nie starczy własnoręcznej głowy,
To… Słonimskiego cytować.
Już nadojadło to redaktorowi.
Szukając sensacji zdrowej,
Do mnie pewnego wieczoru tak powi:
„Jedź, Wyszu, do Gorgonowej.”
„Kto nieruchliwy, ten nie ma złocisza,
Ten wkrótce na pewno sparszy –
Wieje. Więc ruszaj. Niech robi się z Wysza
Tajny detektyw monarszy.”
Więc piszę teraz poetyczne listy
O krwi zakrzepłej i nożu,
Śpiewam koszule i dżaganów świsty,
Seledyn i trupa w łożu.
A dusza poety z uciechy mi rży,
Gdy słucham incognito,
Co mówi Krzywicka, Madame sens génie,
Gdy Elga całuje się z Ritą.
Wkrótce opadnie wyroków zasłona:
Winna, niewinna, pod mur?
Liczba nakładu będzie potrojona…
Słyszę śmiech Kwiatka, zapiał kur.
Wysz skinął tylko, widać radość z oczek,
Mieni się w plazmę cieniuchną,
Zginął – jak ginie bladawy obłoczek,
Kiedy zefiry nań dmuchną…
………………………………………………………………….
Arbon, jedź w miasto! Do Lazarka muszę!
Wy, dziadki, na ten pagórek
Biegajcie sobie – i za Wysza duszę
Zmówcie tez czasem paciorek.
Opis:
1. Pruszyński – Ksawery Pruszyński
2. Mackiewicze – Bracia Stanisław i Józef Mackiewiczowie
3. Lazar – doskonała żydowska restauracja na ul. Mickiewicza
4. Cwikiery – Jerzy Wyszomirski nosił binokle
5. Koczerga – strumień Koczerga wpada do Wilii na terenie Wilna
6. Stasio – Stanisław Mackiewicz
7. Helena – Helena Romer-Ochenkowska
8. Eugenia – Eugenia Kobylińska-Masiejewska
9. Romanowska Felicja – pseudonim m.in. Wyszomirskiego pod „Wileńską powieścią kryminalną”
10. Plastyk, Niezależny – Niezależny Związek Plastyków był w opozycji do Związku Plastyków
11. Kwiatek – Kazimierz Kwiatkowski