Tytuł: Alfabet. Wybór z pamięci 90-latka
Autor: Matuszewski Ryszard
Wydawca: Iskry, Warszawa 2004, s. 292-294
Rok: 2004
Opis:
Alfabet. Wybór z pamięci 90-latka
Mackiewicz Józef (1902-1985). Właściwie po co ja wsadzam palce między drzwi? Twórczość Józefa Mackiewicza znam wybiórczo, podstawą moich opinii o nim jako wysoce kontrowersyjnej postaci polskiego życia politycznego w minionym wieku są również lektury raczej wyrywkowe. Bibliografia dotycząca sporu wokół Mackiewicza jest dziś tak wielka, że zapoznanie się z nią wymagałoby długich studiów. Ale fakt, że w tę sprawę jest zaangażowanych paru moich przyjaciół, zajmujących w niej w dodatku diametralnie różne stanowiska, wzmaga dodatkowo moje zainteresowanie nią, gdyż chodzi tu zarówno o pewne pryncypia, jak o postać pisarza, który w paru sprawach, ważnych tak z punktu widzenia politycznego jak moralnego, wyrażał sądy, wobec których trudno przejść obojętnie.
Mówiąc najkrócej, chodzi o dwie kategorie spraw: po pierwsze – o oddaloną już w czasie i po śmierci Mackiewicza mogącą interesować głównie historyków i moralistów sprawę publikowania artykułów w tzw. gadzinowej prasie w czasie niemieckiej okupacji, za co był on sądzony i skazany na śmierć przez władze Polski podziemnej, tyle że dowódca AK Okręgu Wileńskiego pułkownik Wilk (Krzyżanowski) wykonanie wyroku zawiesił do końca wojny, nie bez związku z tym, że starszy brat Józefa Mackiewicza, znany publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz, był członkiem Rady Narodowej w Londynie. Później sprawa ta powracała w zupełnie już innym kontekście powojennej działalności Józefa Mackiewicza na emigracji. Drugą sprawą jest właśnie ocena poglądów Mackiewicza, głoszonych zarówno w jego wielu głośnych i poczytnych książkach, jak i w licznych wypowiedziach prasowych na emigracji. To one bowiem cały ów “spór o Józefa Mackiewicza” w latach 70. na nowo rozogniły.
Argumenty, które Mackiewicz i jego obrońcy wysuwali w związku z oskarżeniem go o kolaborację – najpierw z Litwinami (wydrukował w październiku 1939 roku w litewskim piśmie w Kownie artykuł, w którym pochwalał przyłączenie Wileńszczyzny do Litwy), a potem z Niemcami (druk artykułów antykomunistycznych w wydawanym przez Niemców “Gońcu Codziennym” w Wilnie) – sprowadzały się do obrony konsekwentnie przez Mackiewicza zajmowanego stanowiska, że – czując się związany z tradycją dawnego, wielonarodowego Wielkiego Księstwa Litewskiego – jest on przeciwnikiem wszelkiego typu nacjonalizmów i odpowiada mu punkt widzenia ludzi, którzy w przedwojennym Wilnie uważali się za tzw. krajowców, głoszących ideę solidarnej wspólnoty wszystkich narodowości, zamieszkujących ziemie wschodnie dawnej Rzeczpospolitej. To przeciwstawianie się wszelkiego typu nacjonalizmom mogło poglądy “krajowców” czynić sympatycznymi dla wszystkich, których gwałtowny rozwój nacjonalizmów i związane z nimi wynaturzenia słusznie mierziły. Jednak owa ideologia “krajowców” była – rzecz nie bez znaczenia – osobliwością wyłącznie pewnej kategorii mieszkańców, raczej środowisk polsko- niż litewskojęzycznych wileńskiego regionu i w kontekście naporu złowrogich historycznych wydarzeń miała cechy orientacji całkowicie utopijnej. Warto zaznaczyć, że tym, co czyniło ową ideologię “krajowców” czymś nieco egzotycznym dla Polaków zamieszkujących inne regiony kraju, było ich zdecydowanie uproszczone spojrzenie na mieszkańców centrum Polski. Uproszczone, a nawet skrzywione, gdy z wyobrażali sobie oni owych Polaków z centrum na modłę wysyłanych do Wilna urzędników, prowadzących niezręczną politykę polonizacyjną na tzw. kresach. Stąd blisko już było do tendencji traktowania Polaków z centrum en bloc jako potencjalnych nacjonalistów. Podczas gdy w rzeczywistości cechował ich – nie mówię tu o tępych urzędasach typu wojewody Bociańskiego, przez którego Czesław Miłosz stracił posadę w wileńskim radiu – po prostu większy stopień realizmu w podejściu do zagadnień narodowościowych w tym stadium, jakie przybrały one w Polsce międzywojennej. Przykład doświadczeń politycznych Piłsudskiego, początkowo zdecydowanego rzecznika koncepcji Polski nawiązującej do tradycji państwa wielonarodowego, jest tu bardzo pouczający. Piłsudski nie mógł zrealizować owej koncepcji nie tylko dlatego, że w Polsce centralnej dominowały partie nacjonalistyczne. Tym Piłsudski do końca życia skutecznie się przeciwstawiał, wpływy endecji i ONR-u wyraźnie się wzmogły dopiero po jego śmierci. Ale tendencje nacjonalistyczne nie były monopolem Polaków: dominowały także na Litwie i na Ukrainie, a nie znikłyby zapewne i w Rosji, gdyby nie bolszewicka rewolucja, która zresztą rosyjskiego nacjonalizmu wcale nie wykorzeniła, wręcz przeciwnie. W tej sytuacji koncepcje “krajowców” były od początku do końca romantyczną mrzonką.
Poza tym w Polsce po stu latach niewoli i wymarzonym przez pokolenia odzyskaniu niepodległości wszelkie próby zwalczanie tego, co Mackiewicz w swoich utworach przedstawiał jako “nacjonalistyczne stereotypy”, nie miały żadnych szans szerszego oddziaływania. Jego opowiastki, operujące przykładami wzbogaconych w Rosji Polaków (sam z takiej rodziny się wywodził), którzy gardzili “biednymi Rosjanami”, czyli odwracające stereotyp, nie miały szans przekonania nie tylko czytelników Syzyfowych prac, ale nawet czytelników nacechowanych sympatią do rosyjskich rewolucjonistów Płomieni Brzozowskiego. “Krajowcy” spod znaku Mackiewicza pozostawali w konflikcie z psychologią Polaków z tzw. kresów, wiedzących z własnego lub rodzinnego doświadczenia, czym był ucisk carski.
Sam jestem warszawiakiem pochodzącym zarówno “po mieczu”, jak “po kądzieli” – z rodzin kresowych. Doświadczenia mojej matki, która uczęszczała na rosyjską pensję w Mińsku, gdzie za jedno polskie słowo groziły najsurowsze represje, i doświadczenia mego ojca, którego również używanie polskiego języka w rosyjskim gimnazjum w Grodnie mogło narazić na usunięcie ze szkoły, są dla mnie wystarczającym powodem, bym opowiadania Mackiewicza w rodzaju Ślizgawki czy Faux-pas ciotki Pafci, na które powołuje się przysięgły obrońca Mackiewicza, Włodzimierz Bolecki, i które próbują na przykładzie polskich rodzin dobrze prosperujących w carskiej Rosji dowieść, że był to kraj “liberalny”, uważał za mało skuteczną próbę owej rzekomej “walki ze stereotypami”, a w gruncie rzeczy po prostu za odwracanie kota ogonem.
Oczywiście, pisząc taką powieść jak Kontra, potępiającą wydanie w roku 1945 bolszewikom własowców przez okupacyjne władze brytyjskie, Mackiewicz piętnował czyn moralnie haniebny i już za tę jedną powieść można mu wiele grzechów odpuścić. Ale jego spory z kombatantami Armii Krajowej dowodzą – nawet jeżeli w pewnych wpadkach słusznie wytyka im tendencje nacjonalistyczne – że w jego poglądach zacietrzewienie bierze często górę nad jakimikolwiek wyważonymi racjami.
Również sprawa jego antykomunizmu, przysparzającego mu dziś w Polsce tylu zwolenników, musi budzić opory, kiedy przybiera kształt jawnej obsesji. Kiedy – Jak pisze Jan Nowak-Jeziorański – “o kolaborację z reżymem oskarżał Mackiewicz prymasa (Wyszyńskiego – przyp. mój R. M.), Kościół i Wolną Europę”, budziły się podejrzenia dotyczące stanu jego poczytalności. Toteż raczej z zażenowaniem wysłuchałem kiedyś zdania, które rzucił mój przyjaciel i wielki poeta, Czesław Miłosz, napomykając mi z właściwą sobie żartobliwą przekorą, że “o Nowaku-Jeziorańskim zostanie kiedyś tylko przypis w historii, że to ten, co atakował Mackiewicza”. Bo Miłosz, przy całym swoim talencie i zarazem rozsądku, też obnasza się z obsesjami spadkobiercy mitów “Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Też chciałby swoją “rodzinną Europę” zbudować na fundamentach jego pięknych tradycji. Choć też chyba zdaje sobie sprawę, że te mity to bezpowrotna przeszłość i że w przyszłych naszych działaniach w Unii Europejskiej trudno będzie powracać do dziedzictwa unii lubelskiej czy horodelskiej. Ma rację Nowak-Jeziorański, twierdząc, iż jest coś niestosownego w tym, że polski pisarz w XX wieku (myślę o Józefie Mackiewiczu) zrezygnował z samookreślenia się jako Polak, chcąc zastąpić je deklaracją swego antykomunizmu. Ma rację Nowak, pisząc, że jemu “takie samookreślenie się nie wystarczało. Hitler też był antykomunistą” (Jan Nowak-Jeziorański, Polska z oddali, Znak, Kraków 1992, s. 217).