Tytuł: Musimy zadbać o literackie dziedzictwo. Wywiad z Grzegorzem Eberhardtem
Autor: Motoła Roman
Wydawca: “Nasza Polska” nr 43 (574), 24 października 2006 r.
Rok: 2006
Opis:
Musimy zadbać o literackie dziedzictwo. Wywiad z Grzegorzem Eberhardtem
z Grzegorzem Eberhardtem, autorem monografii Józefa Mackiewicza, rozmawia Roman Motoła (“Nasza Polska” nr 43 (574), 24 października 2006 r.)
Jakie jest Pana zdanie na temat wyroku sadu przyznającego pełnię praw autorskich do utworów Józefa Mackiewicza Ninie Karsov-Szechter?
Jeden z wieloletnich stronników p. Niny Karsov-Szechter, Włodzimierz Bolecki, broniąc jej, zwykł przywoływać łacińską sentencję dura lex, sed lex (twarde prawo, ale prawo). Zapewne sentencja ta znana jest także p. sędzinie wydającej wyrok w interesującej nas sprawie. Niestety oboje nie znają, a może zapomnieli, innych łacińskich mądrości. Np. tej, która przypomina, iż prawda jest wyższa nad wszystko. Reasumując: wyrok sformułowany 17 lipca br. jest fatalny! Najkrócej mówiąc, potwierdza przynależność pełnej władzy nad spuścizną Józefa Mackiewicza, a także jego towarzyszki życia, Barbary Toporskiej, której twórczość także ciągle nie została odpowiednio serio potraktowana – do osoby tego niegodnej!
Karsov-Szecbter miała bardzo dużo czasu, by pokazać, czym się kieruje, dysponując prawami…
Wyrok sądu sankcjonuje działania od ponad dwudziestu lat podejmowane przez p. Ninę Karsov-Szechter. Dwadzieścia lat to całkiem konkretny i obszerny wymiar, w którym można wykazać się swą wolą, swymi działaniami. Pani Karsov-Szechter nie zdała tu egzaminu, a gorzej – w pełni wykazała swą niechęć, wręcz wrogość wobec Józefa Mackiewicza i jego twórczości. Bo tylko do takich działań można zaliczyć np. ograniczenie do minimum obecności dzieł autora Nie trzeba głośno mówić na polskim rynku. Także jedynie wróg Mackiewicza uniemożliwiałby zagraniczne edycje jego dzieł. Propozycji tłumaczeń uzbierało się już kilkanaście, wszystkie p. Karsov-Szechter skutecznie storpedowała. Tylko osoba niechętna twórcy, którego dziedzictwem rozporządza, dopuszczałaby się do takiego niechlujstwa edytorskiego, jakie uprawia Nina Karsov-Szechter. Na przykład do dnia dzisiejszego nie jest pewna, co było debiutem dziennikarskim Józefa Mackiewicza, w którym roku i gdzie tekst ów został zamieszczony. Ale dochodzi i do tak groźnych przemilczeń, jak np. konsekwentne i jednoznaczne pomijanie w kolportowanej przez nią publicystyce Mackiewicza tematu dla pisarza najważniejszego, tj. Katynia! Warto wiedzieć również, iż osoba, o której mówimy, właścicielka londyńskiego wydawnictwa Kontra, wydała kilka większych prac poświęconych Mackiewiczowi. Ale uczyniła to jedynie chyba w celu tworzenia sobie tzw. alibi, skoro każda z tych książek opatrzona jest nadrukiem zakazującym… kolportażu w Polsce. Czy tak postępuje osoba dobrze życząca postaci mającej być obiektem jej szczególnego i przyjaznego zainteresowania?!
Wracając do wyroku sądowego…
Przystępując w roku 1998 do swej pracy nad książką o Mackiewiczu, wydawało mi się, że nie będę musiał zaglądać do sal sądowych. Trwający od 1993 roku proces o prawa autorskie wydawał mi się sprawą jakby rodzinną, nieważną dla mojego bohatera. Wystarczyło mi jednak kilka miesięcy wchodzenia w temat, by zorientować się, iż werdykt w tej sprawie może oznaczać być albo nie być w ogóle dla obecności w literackiej świadomości Polaków dorobku Józefa Mackiewicza. Dziś mogę raz jeszcze tylko powtórzyć – wyrok jest fatalny. Jest też niemoralny, bo czyż nie jest niemoralnym pozbawianie czyichś dzieci praw do części choćby schedy po ojcu?!
Jak ocenia Pan szansę na umożliwienie polskiemu masowemu czytelnikowi poznania twórczości pisarza, np. jako dobra narodowego niemożliwego do zawłaszczenia przez osobę prywatną nieprzychylną publikowaniu utworów Mackiewicza?
Nie będę mówił o szansach. Powiem, że to jest po prostu obowiązek nas, ludzi żyjących, wobec tego pisarza i publicysty. Także wobec naszej kultury, historii. Poznawszy publicystykę Mackiewicza, zrozumiałem, jak bardzo jesteśmy skażeni Heglem i stylem narzuconym przez jego uczniów. Jestem z rocznika 1950, historii uczyłem się z podręcznika, którego współautorem była pani Michnik, więc chyba rozumie pan moją powyższą refleksję…
Co mogłyby i powinny uczynić w tej kwestii polskie władze?
Po pierwsze, p. Kazimierz Ujazdowski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, powinien zrozumieć, iż kwestia twórczości, istnienia, pozycji Józefa Mackiewicza w świadomości społecznej, narodowej to właśnie nic innego, jak element tego dziedzictwa. Tu muszę raz jeszcze powrócić do wątku dotyczącego Niny Karsov-Szechter. Otóż, skutecznie blokuje ona dostęp do zbiorów Archiwum Emigracji Uniwersytetu Toruńskiego zawierających potężny zbiór listów pisarza do przyjaciół, redakcji. Blokuje przede mną, ale i przed prof. Jackiem Trznadlem, czy – co jest już niezłym curiosum – przed córką pisarza, p. Haliną. Interweniowałem w tej sprawie w Ministerstwie Kultury… Niestety, spotkałem się z iście PRL-owskim potraktowaniem, na zasadzie to nie ja, to kolega. Boli to, zważywszy, iż resortem zarządza PiS, partia, w której akurat ta część społeczeństwa, do której należę, pokłada sporo nadziei.
A co uczynić mogą środowiska twórcze, pisarze, krytycy, historycy…?
Istnieje reprezentatywne grono osób będących członkami Kapituły Nagrody im. Józefa Mackiewicza. Myślę, że to oni powinni wystąpić do władz, do Prezydenta, o odebranie praw autorskich p. Ninie Karsov-Szechter, bo innej możliwości załatwienia tej sprawy nie widzę. Musiałoby się to odbyć drogą sądową, a stroną powinno być właśnie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które w trosce o owo dziedzictwo wystąpiłoby o wywłaszczenie p. Niny Karsov-Szechter. Bez trudu znalazłyby się dziesiątki faktów, ale i świadków potwierdzających niewłaściwość – delikatnie mówiąc – zachowań tej osoby. Niewłaściwość wobec wyboru Barbary Toporskiej (bo to z jej testamentu, jako dziedziczki Józefa Mackiewicza, p. Nina Karsov-Szechter stała się spadkobierczynią owych praw). Barbara Toporska uwierzyła w dobrą wolę właścicielki wydawnictwa Kontra, wybrała p. Karsov-Szechter, wierząc, iż będzie ona godnie dbać o dobro twórcy, ale i jej także. A tymczasem…
Na jakim etapie jest przygotowywana przez Panu monografia na temat Józefa Mackiewicza? Kiedy się ukaże, co będzie zawierać?
W tych dniach dokończyłem opracowanie przypisów, odsyłaczy. Wydaję ją, choć nie uważam swej pracy za ukończoną w stu procentach. Brak mi – jak wspominałem wcześniej – znajomości zasobów archiwalnych toruńskiego Archiwum Emigracji. Poznawszy zbiory archiwalne Muzeum Polskiego w Rapperswilu (tam Mackiewiczowie przekazali swe domowe archiwum, rękopisy), a także korespondencję z “Kulturą” paryską okazaną mi przez Instytut Literacki, mam jednak pewność, iż owe toruńskie, tak skrzętnie skrywane zbiory nie zawierają sensacji, dla których zasadne byłoby zwlekanie z publikacją książki. Swą opowieść o Józefie Mackiewiczu, będącą opowieścią także o naszych, tych PRL-owskich, ale i dzisiejszych, tzw. demokratycznych czasach, zatytułowałem Pisarz dla dorosłych. Teraz przede mną najtrudniejszy etap – muszę znaleźć dla swej książki wydawcę. Problem tkwi nie w jej objętości (ok. tysiąca stron), a w zawartości. Przyznam się, iż przystępując do swej pracy nie myślałem o tych edytorskich problemach. Zacząłem pisać, bo taki był mój obowiązek. Obowiązek wobec coraz intensywniejszej ciszy roztaczanej wokół Józefa Mackiewicza, jego twórczości. Przy jednoczesnym kłamstwie, jakim zaczęto otaczać jego osobę, jego życie…
Dziękuję za rozmowę.