Tytuł: Ptasznik na cokole
Autor: Mucha Wojciech
Wydawca: “niezalezna.pl”, 3 lutego 2016
Rok: 2016
Opis:
Ptasznik na cokole
“Do Mackiewicza nikt nie chciał się przyznać i dlatego, że taki literacko zacofany, i dlatego, że okropny reakcjonista, ale czytali, aż im się uszy trzęsły. Pośród znanych mi polskich literatów nikt tak nie pisał. Szlachcic szaraczkowy, jak go nazwałem, z tych upartych, wzgardliwych, zaciekłych milczków, pisał na złość. Na złość całemu światu, który czarne nazywa białym i nie ma nikogo, kto by założył veto. I właśnie w tej pasji jest sekret jego stylu”.
My się przyznajemy. Od zawsze zresztą, bo “wszyscyśmy z niego”, uparte milczki, piszące na złość. Ja przynajmniej od momentu, kiedy zaczynałem rozumieć, że polska proza nie kończy się na “Top 10” popularnej księgarni, a inteligencja na “Niezbędniku inteligenta” drukowanym przez jeden z lewicowych tygodników. Cytat otwierający ten tekst to słowa Czesława Miłosza. Doskonale oddają hipokryzję części niegłupich przecież, ale jednak “zniewolonych” umysłów. Z wypiekami na twarzy i dziś czytają “zakazane książki” i takąż publicystykę, a w oficjalnych wypowiedziach nawet się nie zająkną na ten temat, w duszy prosząc, by myśl ta czy owa nie stała się dominującą, opiniotwórczą. Bo “cóż by to wtedy było”. Bo jeszcześmy nie dorośli (jeśli w ogóle nam się uda), by interpretować ją odpowiednio.
Czarne jest czarne
A proza i publicystyka Mackiewicza są jednoznaczne i na tym polega “ich” problem. Niezależnie od tego, czy Mackiewicz pisze o człowieku, o jego uwikłaniach i losach, o systemach skazujących na śmierć miliony, o deptaniu godności i uwikłaniu w zdradę, czy o przyrodzie i naturze. Nawet gdy rozłoży się jego prozę na części, na atomy, jak robi to wybitna znawczyni jego prozy, prof. Maria Zadencka z Uniwersytetu w Sztokholmie, dojdziemy do tego samego. Zadencka np. doszukuje się w twórczości pisarza teorii filozoficznych i biologicznych, odwołuje się do podmiotowości wszystkich żywych istot, jedności kultury i natury. Jakże ta jednoznaczność i (ekologiczny!) konserwatyzm przeczą wszelkim nowym modom: utylitaryzmom, postmodernizmom i wszystkim innym wynalazkom “nowego, wspaniałego świata”. Tego świata, w którym podobnie jak sowieckim knutem, poprawnością polityczną krępuje się ręce chcące wskazać kłamstwo. Tego nie da się inaczej odczytać.
Kiedy w poniedziałek na łamach “Codziennej” zasygnalizowałem po raz pierwszy, że Społeczny Komitet Budowy Pomnika Józefa Mackiewicza zaczyna nabierać realnych kształtów, spotkałem się z niespodziewanym odzewem. Wystarczy powiedzieć, że do grona popierających inicjatywę od samego tylko poniedziałku dołączyły takie osoby, jak historyk prof. Andrzej Nowak, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki, redaktor Tomasz Sakiewicz, Piotr Lisiewicz, Paweł Piekarczyk oraz dr Jerzy Bukowski z Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych, ale również cała masa osób, które informację masowo rozpowszechniły w internecie.
Obok pomysłu budowy pomnika pojawiły się też równolegle towarzyszące temu inicjatywy – organizacji festiwalu poświęconego twórczości i spuściźnie po pisarzu, wreszcie ustanowienia roku 2017 rokiem Józefa Mackiewicza w 115. rocznicę jego urodzin. O to wszystko mamy zamiar zabiegać. Gdyby udało się to spiąć w okolicach 1 kwietnia 2017 r. (bo wówczas rocznica przypada), byłby to pełny sukces.
Wszystko naraz, nic zamiast!
Część “do bólu racjonalnych” konserwatystów podniosła rzekomo racjonalny argument, że zamiast pomnika wystarczyłby sam wielki festiwal, jako najlepsze uhonorowanie pisarza. Za chwilę podniesie się zapewne larum lewicowych środowisk przeciwnych (choć ze zdecydowanie innych powodów) budowie monumentu. Usłyszymy o kosztach, będzie o “pomnikomanii” i innych tego typu kwestiach, znanych doskonale z przeszłości. Że lepiej za to kupić książki lub wydać na inny, “lepszy” cel. Jakby nie chcieli zrozumieć, że można “naraz”, a nie “zamiast”. Ale oni rozumieją doskonale, nie miejmy złudzeń Jak pisze w najnowszym numerze tygodnika “Gazeta Polska” Jakub Maciejewski: “Oni nieraz wyliczali, ile będzie kosztował ten i ów pomnik albo jaką niedoskonałość ma w sobie upamiętniany bohater. Co rusz można przeczytać, że lepszy byłby żywy pomnik, np. Jana Pawła II, czyli dom dziecka albo szpital. Zaprzęgnięcie narodowych symboli do prozy codziennego życia, złączenie ich z ekonomią (bo przecież los domu dziecka będzie zależał od pomyślności finansowej) ma oderwać społeczeństwo od czysto duchowego przeżywania pamięci bohaterów. Jakby wielkość naszej historii nie zasługiwała na pomnik, ot zwyczajny, artystyczny, ale niemający przyziemnego zastosowania w stylu ekspresu do kawy”.
Maciejewski pisze o tym, jak we wspomnieniach Katarzyny Lanckorońskiej znajdujemy fragment opisujący złość służącej na wieść o tym, że Niemcy zburzyli pomnik Adama Mickiewicza na krakowskim Rynku Głównym: “Analfabetka płakała trzy dni, choć trudno było przypuszczać, że “Improwizacja” czy “Pan Tadeusz” były jej własnością duchową. Zapytana o powód tej rozpaczy, odpowiedziała: “Okropnie mnie obrazili”” – odnotowała Lanckorońska. Bo pomnik jest własnością nas wszystkich. I nas wszystkich determinuje przestrzeń, w której się poruszamy. Wypełnia ją znaczeniem, nadaje jej wartość semantyczną. Zmienia naszą siatkę pojęciową. Podobnie jest zresztą z nazwami ulic, placów, skwerów. Dlatego od lat nie możemy doczekać się ustawy dekomunizacyjnej. Bo (o zgrozo!) oprawcy naprawdę zniknęliby na dobre z życia codziennego.
Dobra zmiana
Swego czasu opisywałem burzę, jaka przetoczyła się przez Kraków, kiedy po “transformacji ustrojowej” jedna z tamtejszych ulic miała zyskać imię Józefa Mackiewicza. Cóż się rozpętało! Największą kolubryną przeciw “Ptasznikowi z Wilna”, był pierwszy chyba tego typu “list autorytetów”, który pojawił się w czerwcu 1991 r. w “Tygodniku Powszechnym”.
Pod listem, którego treść nie odbiega od późniejszych protestów z podobnych powodów (“niegodny”, “niezwiązany z Krakowem”, “kontrowersyjny” – skąd my to znamy!), podpisało się dziewięć osób. Całkowicie nieprzypadkowych: Władysław Bartoszewski, Cezary Chlebowski, Stanisław Dąbrowa-Kostka, Józef Garliński, Stanisław M. Jankowski, Roman Korab-Żebryk, Grzegorz Mazur, Jan Nowak-Jeziorański i Andrzej Przewoźnik.
Większość sygnatariuszy listu otwartego miała z Mackiewiczem konflikt natury osobistej. Część (jak choćby Jan Nowak) znała go za życia osobiście – stawał im na drodze swoją nieprzejednaną, do bólu antykomunistyczną, postawą (broszura “Mówi rozgłośnia polska ” – gdzie krytykował Nowaka za zwalczanie antykomunizmu). Inni (Józef Garliński, Roman Korab-Żebryk), mieli mu za złe odbrązowianie martyrologii AK (powieść “Nie trzeba głośno mówić”), czy demitologizację geniuszu Piłsudskiego podczas wojny polsko-bolszewickiej (“Lewa wolna”). Równocześnie z listem ukazał się w “Polityce” artykuł prof. Mariana Stępnia, uderzający w Józefa Mackiewicza (by było jasne – Marian Stępień to ów były członek politbiura KC PZPR, prof. UJ, który przyczynił się do wydalenia ze studiów Bronisława Wildsteina).
Czy teraz można się tego spodziewać? O tym, że jest szansa, by przyszły rok stał pod znakiem imprez i wydarzeń związanych z Józefem Mackiewiczem, świadczy zainteresowanie naszą inicjatywą. Jak na razie pozytywne. Choć pewnie zaraz usłyszymy z “postępowych kół”, że to proza archaiczna, że powieści są za długie, publicystyka za trudna, a w ogóle to kanon lektur jest zamknięty dla kontrrewolucjonistów. Chciałbym się mylić. Jak wiadomo, by dzieło mogło się wypełnić, potrzeba jednak więcej niż inicjatywa grupki zapaleńców i lajki na Facebooku.
Jeszcze nie wiemy, gdzie miałby stanąć pomnik “Ptasznika z Wilna”. Nie znamy kosztów realizacji tego pomysłu. Mamy czas i zapał. Ale nieraz już się przekonaliśmy, że “w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy”. Resztę zdobędziemy.
Listę członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Józefa Mackiewicza oraz pierwsze szczegóły podamy w kolejnym numerze tygodnika “Gazeta Polska” (10 lutego 2016 r.).