Skip to content Skip to footer

Nie straszyć maluczkich i wyzutych! – Józef Mackiewicz

Tytuł: Nie straszyć maluczkich i wyzutych!

Autor: Józef Mackiewicz

Wydawca: “Wiadomości” 1970, nr 44 (1283)

Rok: 1970

 

 

 

 

Opis:

Nie straszyć maluczkich i wyzutych!

Gdy pierwszy tramwaj konny zaczął kursować po Paryżu, powstały w r. 1854 “Figaro” pisał: “Przestrzeń przestała istnieć dla paryżan…” – Takie były ówczesne pojęcia. Aleksander Janta wydał doskonały “Epilog w jednej odsłonie” p.t. Schron (Aleksander Janta, Schron. Epilog w jednej odsłonie, Tematy, Londyn 1970). W przedmowie, zgodnie z pojęciami współczesnego świata, pisze: “w epoce bomb o potencjale wysadzenia z posad globu ziemskiego”… Schron jest to krótka jednoaktówka: “W pewnym mieście naszej ziemi, w czasie, nie wiemy dotąd, bliskim czy dalekim, małżeństwo już nie pierwszej młodości, on profesor ekonomii, ona z artystycznymi ambicjami, wiodą przeciętne życie przeciętnych ludzi w sytuacji międzynarodowych napięć i odprężeń, nie wierząc, jak większość współczesnych, że… dojść może…” itd.

Jednak dochodzi do tego. Para małżeńska zbiega do schronu przeciwatomowego pod ziemią, urządzonego według wszelkich szykan współczesnej techniki. I zaczynają się przeżycia wyrażone w dialogu tych dwojga. Napisane doskonale. Jest to scena realistyczna niemal na granicy sztuki i fotografii. Chciałoby się powiedzieć, że podpatrzona, podsłuchana przez autora, który nigdy nie był w schronie podczas wojny atomowej, podobnie jak nikt z nas, który wojny atomowej jeszcze nie doczekał. Po przeczytaniu nasuwa się refleksja, czy ludzie przedstawieni przez Jantę mogliby się właściwie zachowywać i mówić inaczej, niż to robią w ich sytuacji? Wydaje się że nie mogliby inaczej, tylko tak właśnie jak to czynią i mówią w tym przedstawieniu. Skąd rodzi się ta pewność w czytelniku? Pytanie to nasuwa z kolei dalsze refleksje o bardzo szerokim wachlarzu, aż do dygresji politycznych włącznie.

Oto stało się coś, czego dotychczas nie było, w co ludzie nie chcieli wierzyć, że być może. Czyżby? Wyobraźmy sobie: straszne uderzenie; światło w schronie przestaje działać; przestaje też działać telefon, radio, telewizja; odcięcie kompletne od świata, który staje się nagle nieważny razem z zapłaconymi czy nie zapłaconymi rachunkami.

“ON: Nie próbowałem sobie nawet wyobrazić, jak to będzie wyglądać naprawdę. Bardzo ciasny ten schron”.

Zawodzą urządzenia techniczne mające zabezpieczyć życie człowieka; za późno już by reklamować i zgłaszać pretensje do instalatorów. Rozwiera się czarna otchłań. Sądzę, że najgorsza jaka może być: otchłań strachu.

“ON: …Nie płacz, nie płacz, nie trzeba się osłabiać. Będziemy mu­sieli wiele jeszcze wytrzymać.
ONA: Kiedy nie mogę sobie poradzić. Kto by przypuszczał, że do tego dojdzie. Że ludzie do tego do­prowadzą”.

Sądzę, że podobne chwile przeżywały nie tylko setki tysięcy ludzi w schronach ostatniej wojny. Ponadto wszyscy w analogicznej sytuacji. Np. górnicy odcięci żywcem od wyjścia, gdy zawiodły techniczne urządzenia, od XV do XVIII wieku. Od XVIII w., przez cały wiek XIX, gdy powstawało coraz więcej kopalń i katastrofy się mnożyły, aż do naszego technicznie udoskonalonego wieku XX. Czekając, aż zużyje się powietrze, wyjdą zapasy wody i jedzenia… Wyobrazić więc sobie i przypuszczać można, że nie inne są przeżycia marynarzy, jeszcze żywych, zamkniętych na zawsze w stalowych kadłubach łodzi podwodnych, które poszły na dno. W pierwszej wielkiej wojnie, w drugiej wielkiej wojnie i dziś, podczas pokoju, gdy taka łódź nie wraca już z pokojowych ćwiczeń na morzu. Nic więc nowego ani pod ziemią, ani pod wodą nie następuje.

W schronie znalazły się jednak świece.
“ONA: Wiesz, jak nie lubię my­szy. A teraz wydaje mi się nagle, że byłabym szczęśliwa, gdyby okazało się, że w naszym schronie jest mysz.
ON: Zawsze twierdziłem, że szczęście jest poczuciem śmiesznie względnym”.

—————

Opowiadał mi kiedyś przyjaciel, jak do sowieckiej celi więziennej, poprzez kraty i blachy zasłaniające okna przyleciał komar. Wszyscy się cieszyli. Nie wolno go było zabić, a karmiono własną krwią.

U Jantv:
“ON: Były różne szkoły i różne kierunki myślenia. Barbarzyńcy wzięli górę. Albo idioci.
ONA: Byli bardzo filozoficzni, tak jak pamiętam. Tłumaczono nam przecież, że przygotowania wojenne służą sprawie pokoju… Czekam, co powiesz mądrego.
ON: Nie licz na to”.

—————

“ONA: …w poniedziałek byliśmy w teatrze… ON: …Trudno się z tym pogodzić, ale jest takie rano i taki moment, kiedy świadomie lub nieświadomie przyjąć trzeba, że się życie człowieka kończy…”

—————

Na tej uwadze można by właściwie cały temat wyczerpać. Nie tylko temat schronu przeciwatomowego, ale i wszystkie inne tematy od powstania świata.
“ONA: Czy myślisz, że istnieje rozwiązanie?
ON: Nie stawiaj głupich pytań.
ONA: Wcale nie uważam, że jest głupie. Nie głupsze na pewno niż to inne pytanie, które ci stawiałam nieraz, i nie umiałeś na nie odpowiedzieć.
ON: Jakie pytanie?
ONA: O cel życia”.

Ale tematy rzadko się wyczerpują w życiu, a tym bardziej w takim życiu! …Dyskusja trwa, dopóki ludzie są w stanie mowić.

“ONA: Dawniej, kiedyś mówiono by, że jest to chwila, w której należy się modlić.
ON: Modlono sie przez ostatnie dwa tysiące lat ile chcący. Nic nikt nie wymodlił.
ONA: Uratować nas może chyba cud.
ON: Nie ma cudów na zawołanie. Rzecz w tym, że całe istnienie było cudem, na którym się ludzie nie spostrzegli. I skończył się cud”.

—————

“Dawniej mówiono by…” – Kiedy, dawniej? Podczas wojny trzydziestoletniej, czy innej? Bomby atomowe zrzucono na Hiroshimę, na Nagasaki. A w Dreźnie od bomb nieatomowvch zginęło trzykrotnie więcej ludzi niż w tamtych miastach od atomowych. Mówi się wprawdzie, że były to bomby jeszcze “małe”. Ale wydaje mi się, że nie chodzi tu o wielkość, tylko o to, o czym się mówi. A o Dreźnie przemilcza. I to jest ważne: temat, nie rzecz sama w sobie.

* * *

Aleksander Janta przedstawili to doskonale. Jestem przekonany, że tak jak w jego Schronie będzie w schronie podczas wojny atomowej. Chciałbym tylko dodać skromną od siebie uwagę, że – mniej lub więcej – a zapewne więcej niż mniej – jak było. T.zn. od tysięcy lat, odkąd prowadzone są wojny i będą prowadzone nadal.

Jest może banałem powtarzać takie prawdy historyczne, że gdy zastosowano pierwsze armaty strzelające prochem, przemyśliwano o zwołaniu konferencji pokojowej, uznającej dalsze prowadzenie wojen za wykluczone. Ale też o wiele wcześniej, gdy strzelcy walijscy zastosowali łuki bijące, bodaj, na 60 metrów, zastanawiano się nad niemożliwością dalszego prowadzania wojen. Truizmem jest powoływać się na to, że w ostatniej wojnie żadna ze stron nie użyła gazów trujących. Osobiście, gaz wzbudza we mnie większą odrazę niż bomba atomowa. To jest takie subiektywne wrażenie, bo ja już na ćwiczeniach duszę się w masce gazowej. Ale obiektywnie, udusić się od gazu, czy w schronie antyatomowym, co za różnica? – “Przychodzi taki ranek, taki moment… że się życie człowieka kończy” – mówi ON.

Czy może nie przyjść?
Co pan wygaduje! Przecież bomby atomowe mają potencjał wysadzenia całego globu! – Kto to powiedztał? – Uczeni!
U-cze-ni… Gdy w ubiegłym wieku kompania Rothschilda podjęła się budowy pewnego odcinka kolei żelaznej w Austrii, czemu przeciwne były inne możne czynniki, rozpętano burzę nie tylko w ówczesnych austriackich “środkach masowego przekazu”, ale zabrali głos poważni uczeni, znakomici lekarze. Udowodnili oni czarno na białym, że organizm człowieka nie może wytrzymać szybkości 30-40 kilometrów na godzinę! To się działo – w przestrzeni historycznej – niedawno. Zaledwie za panowania tegoż Franciszka Józefa, którego dobrze pamięta jeszcze wielu spośród dziś żyjących. Arcyksiężniczka Valencia, córka Franciszka Józefa, notuje w pamiętniku z r. 1887, że gdy narastała groźba wojny wobec napiętych stosunków z Rosją, cesarz powiedział: “Przy dzisiejszym obowiązku służby wojskowej, i dzisiejszym rodzaju uzbrojenia – nikt nie może chcieć wojny!” – Tyle o mądrym cesarzu.

Obecnie istnieją bardziej przemożne “czynniki” na świecie niż konkurenci Rothschilda, dla których wojna byłaby końcem ich istnienia, a pokojowy status quo środkiem zwycięskiej infiltracji. Więcej też mogą zjednać uczonych-specjalistów w trosce o los globu, aby nie wyleciał on w powietrze… Stąd, sądzę, ta powszechna konkurencja w obawie o los naszej planety, która stała się modą obowiązującą i po tej stronie, wszystkich możnych, bogatych i zadowolonych ze status quo, a więc obnoszoną zarówno w Watykanie jak Waszyngtonie. Bo moda jest ważniejsza od rzeczy samej w sobie. Rzecz sama zaś tkwi w tym, że główni inspiratorzy Pokoju-za-Wszelką-Cenę identyfikują go ze spokojem. Spokój zaś był zawsze pierwszym warunkiem regularnego funkcjonowania więzienia. Dlatego tak bardzo niezbędne jest utrzymanie spokoju w granicach bloku komunistycznego.

* * *

Nie wszystko da się przewidzieć. Może glob ziemski będzie wysadzony w powietrze, może nie. Sądzę że raczej ani drgnie. Po co mu to? Tyle już widział w swoim odwiecznym obrocie, czas miał się przyzwyczaić. Ale że nie wszystko da się przewidzieć, to fakt. Czy mógł np. przewidzieć ktoś z nas. którzyśmy mówili o księżycu jak o czymś nieosiągalnym na firmamencie, że gdy ludzie tam wylądują, a my na własne oczy oglądać będziemy przez telewizję, jak skaczą sobie po jego powierzchni – nie wywoła to dziesiątej części tego masowego, histerycznego entuzjazmu, co w wielu krajach wywołało udane kopnięcie butem piłki w “mistrzostwach świata”?! A tak, zdawałoby się, naiwnie wyglądało przy czytaniu o zwyczajach starego Bizancjum, że przemożny wpływ wywierał tam Hipodrom, z jego partiami “niebieskich” i “zielonych”. Zamiast parlamentu… – Niektórym bardziej udają się przepowiednie. Urodzony w r. 1840, August Bebel, twórca socjaldemokracji niemieckiej, powiedział np. kiedyś: “Gdy socjalizm dojdzie do wiadzy, Kościół będzie go bronił z równą zaciętością, z którą popierał feudalizm i kapitalizm”…

Dlatego to w Moskwie tak wysoko oceniono Jana XXIII za jego encykliki wynoszące cnotę pokoju, ponad wszystkie inne cnoty świata przekazane nam przez Chrystusa, a tak nisko ceni się tam tych, którzy chcą wolności.

Mówić i chcieć, to są też zresztą różne rzeczy. Więc trzeba zastraszyć tych, którzy naprawdę chcą wolności, że nie mogą chcieć wojny wyzwoleńczej, gdyż przez to cały glob zostanie zniszczony. Niech więc kontentują się lepiej pokojowym status quo, i więzieniem “o ludzkiej twarzy”, a nie powołują się na takich zuchów jak Adam Mickiewicz, który prosił Boga o wojnę powszechną.

* * *

Może nie spadną bomby, jak nie puszczono gazów, może spadną i zabiją dużo ludzi. Ale natury ludzkiej nie zabiją na pewno.

Po co krzywdzić maluczkich, wykoszlawiając ich naturę? Był taki koncept, zdaje się madę in USA po wojnie, aby reedukować naród niemiecki zakazując dzieciom zabawy w szablę, strzelbę… Nigdy w dziejach same szable nie zabiły tylu ludzi w ciągu roku, ile zabijają dziś samochody na drogach. Ale samochodami bawić się było wskazane. Aż przyszły “westerny” amerykańskie, zalały ekrany, a ulice i miejsca zabaw dziecinnych zaroiły się od nieletnich kowbojów uzbrojonych po zęby w Colty, noże, karabiny.

Niech sobie uczeni mówią co chcą. Jeszcze jedna okazja do wątpliwości. Byłem właśnie w Szwajcarii, siedziałem wśród opadających glicynii na podwórku zalanym słońcem pokojowych czasów. W kraju neutralnym od r. 1815. Na podwórku bawiła się masa dzieci. W co? W wojnę! Uzbrojeni w zabawkowe pistolety ręczne, pistolety maszynowe, w pasy utkane nabojami, w jakieś gumowe granaty nowego typu; z wrzaskiem, strzelaniem zza drzewa, spod ławki… Jeden był chybki i – bac, nogą wybił drugiemu karabin z rączki! Krzyk, płacz! Aż tu wyskoczył taki, co miał kuszę, i strzałką dziecinną omal tamtemu nie wybił oka… Z odwiecznej, starej, ale poprawnej konstrukcji kuszy.

Po co krzywdzić maluczkich? Nie odbierajmy im ulubionej uciechy. Po co straszyć? Niech się w te strachy bawią dorośli, którym na straszeniu zależy, bo mają w tym swój interes.

Największe nieporozumienie każdej “współczesności” to naiwna wiara, że to co jest to akurat najwyższy szczyt. Który zamyka przeszłość i otwiera perspektywę przyszłości. Że teraz dopiero widać wszystkie rzeczy jak na dłoni. I nie pomogą mnogie księgi, w których zapisano, że tak było zawsze. Że inni ludzie przed wiekami sądzili identycznie. Nie! – upierają się współcześni – dopiero teraz!

Ze współczesnego “szczytu” sądzić, że raptem od dziś, od drugiej połowy XX wieku, nie będzie już nigdy wielkiej wojny, nigdy przenigdy, gdyż bomba atomowa wysadzi glob ziemski… jest, moim zdaniem, przejawem dużej naiwności. Czy raczej braku wyobraźni. Mnie się zdaje, że minimalny wysiłek wyobraźni wystarczy, aby przedstawić sobie że za 1000 lat ludzie uśmiechać się będą pobłażliwie z naszych strachów, jak my uśmiechamy się na wspomnienie armat XV wieku.

* * *

Z wizjonerskim realizmem, a zarazem z żywotnością i miejscami humorem napisany Schron Aleksandra Janty był dla mnie w istocie lekturą optymistyczną. Nie jestem pewien, czy zgodnie z intencją autora.

Kończy się tym, że w momencie wielkiego napięcia dzwoni raptem telefon. Telefon zaczął działać. Zgłasza się syn, który też się uratował w drugim końcu miasta. Nagle odzywa się również, zamilkłe uprzednio, radio: “Wojna skończona!” – oświadczył spiker. Nie bardzo zrozumiałe, dlaczegio obydwa aparaty ponownie nagle milkną.

“ONA: Syn się uratował. Teraz już wszystko jedno, co się z nami stanie.
ON: Wcale nie wszystko jedno. On i tacy jak on będą musieli zaczynać od nowa.
ONA: Wszystko zaczynać od nowa.
ON: Więc to jednak nie skrzek, jak proponował Eliot. Rozpadło się wszystko z wielkim hukiem, przyznasz.
ONA: Znowu zaczynać od początku”.

Światło (na scenie) gaśnie.

A więc: nic nowego. Tyle, że zaczynać od początku. Jakże to znane, nam zwłaszcza, ludziom ze wschodniej Europy. Niektórzy po dwa, po trzy, inni po sześć i więcej razy zaczynali od nowa. Po straceniu domów, ziemi, warsztatów, ojczyzny wreszcie; bywało, z jedna walizeczką w ręku poprzez granice w nieznane. Przez rumowiska i ziemię spaloną, jaka różnica, że nie przez bombę atomową? Że ziemię nie zarażoną radioaktywnością? – Owszem, zarażoną komunizmem. Nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że szkodliwa dla organizmu radioaktywność przemija prędzej, niż destrukcyjna dla myśli ludzkiej aktywność komunizmu. Hiroshima jest już dawno odbudowana od nowa; jej ludność z 246.000 mieszkańców w r. 1945 wzrosła do 507.000 w r. 1969. A zaraza komunistyczna panuje już ponad 50 lat, i rozszerza się coraz bardziej po całym świecie.

By zacząć od nowa, wyszło na pierwszą emigrację kilka milionów Rosjan. A w późniejszych dziesięcioleciach fala za falą, kraj za krajem. Po pierwszej, po drugiej wojnie światowej. Że teraz może zginąć większy procent ludności? Więcej jest ludzi na świecie. Jeżeli pozostałym przy życiu nic ponadto nie grozi niż “zaczynać od początku”, to chwała Bogu. Stanowczo optymistyczna prognoza trzeciej wojny światowej. Może jedyna właśnie okazja, by zacząć od nowa, wyłamać sie z zakażonego status quo, a kto wie, może jedyna, by powrócić kiedyś do odkażonej ojczyzny? Nie będąc, powtarzam, ekspertem, pozwalam tu sobie tylko myśleć głośno na tematy zakazane przez opinię publiczną, korzystając ze względnej jeszcze wolności indywidualnej.

Nie powinni możni i bogaci straszyć wyzutych, odbierając im nadzieję. I nie trzeba w uniformizmie pojęć i sloganów, które przeżerają mózgi, dawać się ciągle czymś zastraszać. Patentowane orędzie kapitulantów: “Zachować godność i spokój”… prowadzi dziś do niezachowania godności ludzkiej, czym surowszy panuje we wschodniej Europie – spo­kój.

Stanowczo pod tym względem więcej nadziei rokuje przeciwatomowy Schron Aleksandra Janty.

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net