Tytuł: Mackiewicz pyta o Putina
Autor: Andrzej Nowak
Wydawca: Do Rzeczy, Warszawa
Rok: 10 04 2022
Opis:
z tekstem prof. Nowaka polemizuje Marek Gałęzowski w artykule Józefa Mackiewicza prawo do wątpliwości
Mackiewicz pyta o Putina
Po czyjej stronie opowiedziałby się Mackiewicz w wojnie, która toczy się teraz w Europie Wschodniej?
Zadałem to pytanie na konferencji ku czci autora „Drogi donikąd” 31 marca w Sejmie. Wydaje mi się ważne dla oceny nie Józefa Mackiewicza, tylko naszej obecnej sytuacji. Autor „Lewej wolnej” jest najwybitniejszym powieściopisarzem polskim drugiej połowy XX w. Jego opowiadanie „Ponary-baza” jest najbardziej wstrząsającym zapisem ludobójstwa dokonanego na Żydach przez Niemców (i ich „podwykonawców”) w całej literaturze.
A jednak wkrótce po zobaczeniu tej straszliwej zbrodni Mackiewicz uznał za potrzebne poszukiwanie porozumienia z niemieckimi ludobójcami. Dlaczego? Bo za zło bardziej uniwersalne, absolutne uznał komunizm. Stał się jednym z pierwszych świadków zbrodni w Katyniu. Był temu świadectwu wierny. Odczytał z niego jeden obowiązek – moralny i polityczny: konsekwentny antykomunizm. W imię tej postawy nie tylko zrelatywizował (politycznie) znaczenie zbrodni III Rzeszy, lecz także ugruntował wcześniej już przyjętą postawę antynacjonalizmu.
Każdy przejaw przywiązania do tożsamości narodowej uznawał za kładkę przerzuconą w stronę komunistycznego podboju. Pierwszym przykładem owego nacjonalistycznego uprzedzenia, które pomogło przetrwać komunistycznemu molochowi, było według niego postępowanie Piłsudskiego w roku 1919. Do tajnych rozmów między wysłannikami polskiego Naczelnika Państwa z agentami Lenina – o taktycznym przerwaniu działań wojennych na froncie polsko-bolszewickim – dorobił Mackiewicz prostą interpretację: Piłsudski jako polski nacjonalista uratował komunizm od upadku. Nie chciał pomóc „białym” generałom, którzy prowadzili wtedy ofensywę na Moskwę Lenina, gdyż nienawidził i bał się tylko Rosji, a nie docenił grozy bolszewizmu. Ta podchwytywana do dzisiaj teza, choć krytykowana nawet przez historyków tak bliskich autorowi „Drogi donikąd” jak Zbigniew Siemaszko, wyraża niewątpliwie ściśle inny, bardziej ogólny pogląd Mackiewicza na kwestię źródła owego największego zła w doświadczeniu XX w.
Tym źródłem jest dla pisarza wyłącznie Zachód. Rosja była zawsze tylko ofiarą. Urodzony w Petersburgu w 1902 r. Józio przeniósł się do Wilna w wieku siedmiu lat, kiedy wskutek rewolucji 1905 r. po raz pierwszy od blisko pół wieku wolno było w ogóle odezwać się po polsku. Wcześniej było to całkowicie zakazane – nie przez komunistów, tylko przez carskie władze, prowadzące twardą politykę walki z polskością (i nie tylko) co najmniej od momentu rozbiorów. Tego Mackiewicz nie chciał widzieć. Uważał – i pisał o tym wielokrotnie w polemikach z emigrantami polskimi, którzy jego ślepej miłości do Rosji nie podzielali – że Rosjanie nigdy nie byli groźnymi wrogami, że są nie tylko ofiarą komunizmu, lecz także budowanych od wieków przez Kościół katolicki uprzedzeń wobec świata prawosławnego, wobec europejskiego wschodu, ustawianego przez propagandę „łacinników” w roli podludzi, barbarzyńców, urodzonych niewolników (najdobitniej wyłożył ten pogląd w artykule „Tak zwany Wschód europejski” z maja 1957 r.). Komunizm i jego zbrodnie nie mają nic wspólnego z rosyjskością, z rosyjską tradycją – to było cały czas przez Mackiewicza podkreślane.
Skąd się zatem wziął komunizm? Oczywiście z Zachodu, przywieziony w teczce Lenina ze Szwajcarii, z Niemiec, z Paryża. Głębiej do owej „teczki” Mackiewicz nie zaglądał, nie odpowiadał na pytanie, skąd się tam wzięła ta straszna ideologia. Odrzucał interpretację, którą budowali konserwatywni myśliciele, tacy jak m.in. Marian Zdziechowski. Ten ostatni, podobnie jak przed nim Krasiński, wskazywał, że źródłem komunistycznej ideologii jest bunt przeciwko Bogu, że komunizm zwraca się zwłaszcza przeciw religii, wiążącej człowieka z obiektywnym ładem moralnym. Mackiewicz, w polemice ze Zdziechowskim, stawiał tezę, że komunizm w ogóle nie walczy z religią, tylko z człowiekiem (za głównych kolaborantów komunizmu uważał prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II).
Czy dziś uznałby Putina za obrońcę ostatniego szańca przed agresją komunizmu, który przychodzi znów z Zachodu? Przecież tak przedstawia się sam Putin: „cancel culture” i neomarksizm jest u was, na Zachodzie, w waszych mediach, instytucjach politycznych i akademickich, a Rosja, tak tragicznie doświadczona przez komunizm, odrzuciła zdecydowanie i na zawsze to zło… Co do pierwszej części tego zdania trudno się spierać. Ale czy druga jest prawdziwa? Czy można zrozumieć rosyjską agresję na Ukrainę (i nie tylko) wyłącznie jako obronę przed wirusem bolszewickim w nowej mutacji, wciąż wstrzykiwanym z Zachodu?
Czy ma jednak znaczenie ta tradycja, na którą powołuje się sam Putin i którą przyjmują miliony jego poddanych – tradycja rosyjskiego imperium, Aleksandra Newskiego, Iwana Groźnego, Katarzyny Wielkiej, w końcu – Stalina (ale nie jako „genseka”, tylko jako najskuteczniejszego wodza imperium)? Próbuję odpowiedzieć na to pytanie w nowej książce pt. „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X–XXI w”.. Kto ciekaw – zajrzy