Skip to content Skip to footer

Nudis verbis – Dzieła, tom 16

Tytuł: Nudis verbis – Dzieła, tom 16

Autor: Józef Mackiewicz

Wydawca: Wydawnictwo Kontra, Londyn

Rok: 2003

 

 

Opis:

Słyszało się za swoje artykuły nie tylko słowa podzięki. Wieleż to razy przykrym zgrzytem odzywał się ten i ów, wiele to razy przy „małej czarnej” chodziła krytyka od stolika do stolika kawiarnianego: nie można brać wszystkiego tak defetystycznie, nie należy wiecznie malować czarnymi barwami, jednostronnie, złośliwie przesadzać!

Nie chcę być jednostronnym. Nie chcę przesadzać. Chcę tylko – odtwarzać. Tylko prawdę i fakty, i daty, i ludzi, i ziemię zamarzłą w skiby, i skąpy śnieg, i niebo szare, jak brudny samodział zawieszone nad krajem, wiadomo: niebo zimowe.

[…] nagrzany wagon i mętne okna, przez które dojrzeć, jak kłębi się para, zlewa ze śniegiem, a·śnieg z·horyzontem. A potem zimny wiatr rwie za poły na peronie. […] A koń stoi w aureoli duhy, pysk ociera o rządowe sztachety PKP i dlatego dzwoni podwiązanym dzwoneczkiem. Wiatr jeży sierść na jego zagnojonych bokach. Ogon w węzeł. Uszy stulone. Droga daleka.

[…] W takiej drodze rozpacz i sanna podały sobie ręce. Chłop rozwali się na podściółce z·grochowin, nastawi kołnierz bokiem od wiatru, bokiem idą jego rozwaliny, łomocą i łamią przydrożne drzewka, te właśnie z pietyzmem sadzone przez „rząd”. – „Nuuu!” – Zataczają płozy, szorują po grudzie i grzęzną w zaspach na przemian, skaczą po „uchabach” i nieustannie dzwoni dzwoneczek. „Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń!”

Tuż, tuż pod duhą, tuż nad rozwianą grzywą. Zda się czasami, że tylko dzwonek prowadzi i·odprowadzi z powrotem. Dzwonek stanie przed chatą, a gdy koń się zmęczy i łeb zwiesi nieruchomo, wtedy dopiero umilknie dzwonek. Nie ma o czym mówić.

[…] Dzwonek cichutko, równiutko, melancholijnie gaworzy bez przerwy. – Czasem z górki rozszerza się widnokrąg i zaraz niknie za drobnymi sosnami. Niebo posępne.

[..] Po deskach, po zmarzniętym na kamień końskim gnoju, szorują sanie. Koń się natężył, rozkraczył uda, dostał batem i prędzej poszedł pod górę, płaczliwiej zawtórował dzwoneczek.

[,,,] Otulić się w dobrotliwy kożuch, co to zalatuje zapachem baranicy, nastawić kołnierz i można snuć nić fantazji: dlaczegoż tu obok, na słomianym siedzeniu, przykrytym derką, ongiś we wzory tkanym samodziałem, dziś wypłowiałym od licznych niepogód… dlaczegoż obok nie siedzi Pan Premier, żeby się mógł przekonać, znienacka porwać prawdę za gardło i stwierdzić osobiście, czy jest ona taką? Czy słusznie tak właśnie, a nie inaczej, ujmować będziemy sprawę wsi: Rasło, Kozinięta, Dubatówka, Żodziszki, Martyszki?

 

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net