Tytuł: Bronić dobrego imienia
Autor: Orłoś Kazimierz
Wydawca: “Rzeczpospolita”, +Plus-Minus, nr 4 z 26.01.2002
Rok: 2002
Opis:
Bronić dobrego imienia
W “Gazecie Wyborczej” ukazał się niedawno obszerny artykuł Artura Domosławskiego, atakujący poglądy i postawę Józefa Mackiewicza, pt. “Narodowość – antykomunista” (numer z 1 grudnia 2001 r.). Bronił Mackiewicza Stefan Niesiołowski (18 grudnia), natomiast mój polemiczny tekst i odpowiedź Domosławskiego ukazały się dzień później.
Rozpoczynanie starych sporów wokół zmarłego w Monachium, w 1985 roku pisarza – nb. mało znanego we własnym kraju – wydaje się zajęciem jałowym. Wszystko już przecież było powiedziane! Jednak to, co napisał Domosławski, zasługuje – moim zdaniem – na uwagę z innego powodu. Celem artykułu było, jak się zdaje, zdyskredytowanie Józefa Mackiewicza jako patrona ustanowionej w zeszłym roku nagrody literackiej. Ale jednocześnie – zapewne mimo woli – autor poruszył temat stale aktualny w naszym kraju: coś ze sfery lustracji i “teczek”. Przy czym poruszył w kontekście odpowiadającym tezie artykułu – właśnie po to, aby zdyskredytować pisarza. Zapominając nagle o zasadach, które “Gazeta Wyborcza” głosiła od lat.
Krótkie streszczenie artykułu: chwaląc twórczość pisarską Mackiewicza, poddał Domosławski surowej krytyce jego poglądy, publicystykę oraz postawę w czasie wojny. A zwłaszcza fakt wydrukowania w roku 1941 kilku tekstów w “Gońcu Codziennym” – gazecie ukazującej się w czasie okupacji niemieckiej w Wilnie.
Tu uwaga na marginesie: asymetria między powtarzanymi oskarżeniami o zdradę i kolaborację, jakich miał się rzekomo dopuścić Józef Mackiewicz, a ciszą, jaka panowała i panuje w sprawie rzeczywistej zdrady i kolaboracji, jakiej dopuścili się w latach 1939-1940 liczni pisarze polscy w Wilnie i we Lwowie, publikujący w takich gazetach jak “Prawda Wileńska” i “Czerwony Sztandar” – jest ogromna. Krytycy Mackiewicza unikają tego tematu, a przecież na tle tamtych zachowań i tamtych tekstów (hołdowniczych artykułów, poematów o Stalinie, wstępowania do Związku Pisarzy Radzieckich, podróży do Moskwy, zbiorowych wystąpień o przyłączenie kresów do Związku Radzieckiego, szkalowania “pańskiej Polski” i rządu londyńskiego, itd., itd.) – jeden artykuł i fragmenty prozy drukowane w “Gońcu Codziennym” są niczym, a sam autor “Drogi donikąd” rzeczywiście może być uznany za “świętego prawicy”, jak napisał Domosławski.
Z autorem artykułu “Narodowość – antykomunista” spróbowałem polemizować w krótkim tekście (“Gazeta Wyborcza” z 20 grudnia), obok którego przeczytałem jego odpowiedź. Domosławski oczywiście nie zgadzał się z moimi argumentami, po pierwsze odrzucając słowo “napaść”, jakim określiłem jego artykuł w zgodzie przecież z językiem polskim (niespodziewanie “wystąpić przeciwko komuś lub czemuś, zarzucić coś komuś gwałtownie” – “Słownik języka polskiego”, PWN, 1979). Zresztą, jak miałem inaczej nazwać, skoro do wszystkich starych zarzutów dodał właśnie ten “lustracyjny”? Napisał mianowicie: “W 1940 roku na Litwę wkraczają Sowieci, Mackiewicz jest świadkiem wywózek i doświadcza życia pod czujnym okiem NKWD. Trafia na przesłuchanie, ale nie zostaje wysłany na białe niedźwiedzie. Bezpieka puszcza go, co budzi podejrzenia o podpisanie lojalki czy wręcz zgody na współpracę z okupantem”.
Nazwałem ten fragment pomówieniem i spytałem, jakie dowody ma publicysta “Gazety Wyborczej” na poparcie tak ciężkiego zarzutu? U kogo – gdzie i kiedy – fakt, że Mackiewicz nie pojechał “na białe niedźwiedzie”, wzbudził takie podejrzenia? Czy w jego wileńskim otoczeniu? A może u autora artykułu?
Spróbujmy wyobrazić sobie, że Artur Domosławski był w latach 70. i 80. działaczem opozycji demokratycznej i oto ja, dziś, piszę o nim coś podobnego: “13 grudnia 1981 r. Jaruzelski ogłasza stan wojenny. Domosławski jest świadkiem internowania kolegów i sam doświadcza życia pod czujnym okiem SB. Trafia na przesłuchanie, ale nie zostaje wysłany do Białołęki. Bezpieka puszcza go, co budzi podejrzenia o podpisanie lojalki czy wręcz zgody na współpracę z tajną policją”.
Jak publicysta “Gazety Wyborczej” zareagowałby na podobną sugestię dotyczącą własnej osoby? Jak potraktowałby później moje wyjaśnienia, np. to, że użyłem “czasu teraźniejszego w funkcji czasu przeszłego” – “Jaruzelski ogłasza”, jasne więc, że nie ogłasza obecnie, ale że ogłosił w 1981 r., zatem “budzi podejrzenia” odnosi się także do tamtych czasów? Lub, że “on sam ten temat wywołał” polemizując przed “12 laty” z kimś innym, a ja jedynie referuję “w sposób rzetelny różne punkty widzenia świadków”? Albo taki, że dla wszystkich, którzy wtedy znali jego zaangażowanie w działalność opozycyjną i znali metody SB – pytanie, dlaczego nie został internowany, było oczywiste? Może “miał szczęście”, a może “było coś innego”?
Tak właśnie Artur Domosławski uzasadnił pomówienie Józefa Mackiewicza o współpracę z NKWD.
Powiedzieć można, że artykuł “Narodowość – antykomunista” dotyczy historii i postaci historycznej. Myślę jednak, że dobre imię historycznej postaci zasługuje na podobną obronę, jak dobre imię kogokolwiek z nas – żyjących dziś. Tym bardziej jeśli – jak w tym wypadku – żyją bliscy i przyjaciele pisarza. Sądzę ponadto, że zawsze należy bronić ludzi przed pomówieniami, a nie bronić pomówień.
“Gazeta Wyborcza” przez wiele lat przeciwstawiała się oskarżeniom tego typu. Była gazetą, która dopiero po przyznaniu się jednego z własnych publicystów do współpracy z SB – mając niepodważalny dowód – zerwała z nim kontakty. Nie rozumiem zatem, skąd wzięła się niefrasobliwość – ta lekkość w rzuceniu insynuacji w artykule “Narodowość – antykomunista”? Czy dlatego, że Józef Mackiewicz nie żyje i że sam nie będzie się bronił? Lub z przekonania, że wystarczą niedopowiedzenia: ktoś powiedział, ktoś napisał, kiedyś mówili?
Artur Domosławski zdaje się nie rozumieć, że wszelkie niedopowiedzenia są, w tym wypadku, pomówieniami. Myli “bezkrytyczne hołdy” wobec “skomplikowanego pisarza”, jak nazywa Józefa Mackiewicza, z obroną dobrego imienia człowieka, który umarł.
I jeszcze jedno: moim zdaniem Domosławski przymyka oko na historię – tło sporu. Jego wywody, gdy pisze w tekście “Narodowość – antykomunista” – o artykule Mackiewicza “To dopiero byłaby klęska” (drukowanym w “Gońcu Codziennym”, w sierpniu 1941 roku), przypominają fragment podręcznika historii z czasów PRL. Gdy pisze np.: “Miesiąc wcześniej Niemcy napadały na ZSRR; rząd polski na emigracji podpisał właśnie polsko-sowiecki układ, na mocy którego zwolnieni z łagrów oficerowie, żołnierze i cywile mieli utworzyć polskie wojsko na terenach ZSRR; Mackiewicz tymczasem na łamach hitlerowskiej prasy prowadzi antysowiecką i antybrytyjską agitkę, lokując nadzieje w zwycięstwie Hitlera nad Stalinem…”
Żadnych wątpliwości. Np. co do losu oficerów, którzy raczej do łagrów nie trafili, ale – jak wiadomo – gdzie indziej. Żadnych pytań. Np. jak historia potoczyła się dalej, po roku 1941? Oczywiście, że Mackiewicz mylił się. Popełnił błąd “lokując nadzieje w zwycięstwie Hitlera nad Stalinem”. Ale Artur Domosławski powinien pamiętać, jaki błąd popełnili ci, którzy “lokowali nadzieje w zwycięstwie Stalina nad Hitlerem”. Na tym przecież polegał tamten dramat. W roku 1941 nie wpisano jeszcze w polskie losy Katynia, powstania warszawskiego, procesu szesnastu i plakatów z “zaplutym karłem AK”. W artykule z 10 sierpnia 1941 (tej “agitce na łamach hitlerowskiej prasy”) trudno nie dostrzec przestrogi. Mackiewicz był jednym z pierwszych, którzy ostrzegali przed złudzeniami, życzeniowym myśleniem, Jałtą. Przed klęską, która rzeczywiście nadeszła: półwiecza utraty niepodległości.
Życzę Arturowi Domosławskiemu głębszego namysłu, nim zacznie pisać o tragicznym okresie polskiej historii. I większej ostrożności w formułowaniu zarzutów wobec ludzi. Także wtedy, gdy jest przekonany, że relacjonuje tylko “w sposób rzetelny różne punkty widzenia świadków”. Nie zawsze i nie wszyscy, z którymi się nie zgadzamy, nie mają racji.