Skip to content Skip to footer

Poświęcone Aleksandrowi Sołżenicynowi – Józef Mackiewicz

Tytuł: Poświęcone Aleksandrowi Sołżenicynowi

Autor: Józef Mackiewicz

Wydawca: “Wiadomości”, Londyn, 1968, nr 43 (1178); pisownię i interpunkcję nieco zmodernizowałem – K. K.  

Rok: 1968

 

 

 

 

Opis:

Poświęcone Aleksandrowi Sołżenicynowi

1968Michał K. Pawlikowski (“Wiadomości” nr 1172) poświęca swe “Okno na Rosję” całkowicie osobie Aleksandra Solżenicyna. (W danym wypadku raczej “Okno na Sowiety” – poprawka moja). Nazywając Sołżenicyna “gwiazdą pierwszej wielkości i mocy na szarym widnokręgu literatury sowieckiej”, wysoko ocenia jego rozreklamowaną opowieść pt. Jeden dzień Iwana Denisowicza; przy czym robi uwagę:
“…Wśród krytyków jedynym chyba wyjątkiem był pewien as polskiej literatury emigracyjnej, który orzekł, że powieść Sołżenicyna jest znacznie słabsza od innych dzieł ‘obozowych’ Wyrażam nadzieję, że ten sąd ujemny był skutkiem lektury Sołżenicyna w bardzo lichym przekładzie, w oryginale bowiem Jeden dzień odznacza się nie tylko prawdą artystyczną, ale i dużymi walorami literackimi”. Chciałbym wtrącić, że “as literatury emigracyjnej” nie jest tu “jedyny”, gdyż ja mam poglądy podobne, a więc jest nas co najmniej dwóch. Czytałem przy tym Jeden dzień w oryginale rosyjskim.

Chodzi tu, jak wiadomo, o pierwszą ogłoszoną w Sowietach rzecz na temat łagrów. Sołżenicyn napisał tę opowieść niewątpliwie na zamówienie partyjne, w pełni “antystalinowskiej” kampanii rozpętanej przez Nikitę Chruszczowa, tej partii pierwszego sekretarza i dyktatora. Nie do pomyślenia byłoby w warunkach sowieckiej rzeczywistości, aby autor zaryzykował coś podobnego napisać na własną rękę, a tym bardziej, aby mógł się znaleźć redaktor-wydawca, który by to na własną rękę ogłosił. Powieść nie jest zła, wykazuje przebłyski szczerego talentu, ale – jak to nie mogło być inaczej z dziełem na komunistyczne zamówienie – zawiera przede wszystkim wielką nieprawdę. I o tę nieprawdę głównie chodzi.

Albowiem autor nie tylko ukrywa, ale świadomie przeinacza to co najważniejsze. Powieść jego ma sugerować, że łagry sowieckie, w tej formie i treści, powstały nie z istoty i ducha sowieckiego systemu, komunistycznej dyktatury, lecz z przerostów “stalinowskiej” dyktatury. Już sam fakt ogłoszenia tych rewelacji łagiernych w Sowietach posłużył wielkiemu kłamstwu; “Patrzcie, jak my piętnujemy nieprawdę! A skoro piętnujemy, to najlepszy dowód, że jest ona wyłączną, osobistą winą Stalina!”. – W ten sposób Sołżenicyn stał się nie tylko wybrańcem konformistycznej fortuny nowej linii w Sowietach, ale jednocześnie wybrańcem politycznego new-looku wolnego świata, który właśnie wydał instrukcje swoim researchom, aby zaprzestały się interesować łagrami “po-stalinowskiej” ery… Od wieluż to lat nie słyszy się i nie czyta już o nich słowa? Chociaż są, są, jak były.

Na tej podwójnej koniunkturze Sołżenicyn wyjechał. Wysłany natychmiast za granicę jako pierwszej klasy komiwojażer prosowietyzmu, być może dostałby Nobla, gdyby nie przepędzono tymczasem jego protektora w Moskwie. Że zaś jednocześnie naśladowców wzięto tam za mordę, Sołżenicyn istotnie pozostał samotną “gwiazdą”, choć przesuniętą z oficjalnego firmamentu sowieckiego w odleglejszy kąt. Zdążył jednak napęcznieć sławą i niemałym tupetem. Zaczął się stawiać. W systemie sowieckim na to miejsca nie ma. I oto jeszcze jeden powód do ubolewań na Zachodzie nad krzywdą wyrządzoną dobremu bolszewikowi przez złych “stalinowców”. (Już teraz się mówi: “neostalinowcy”.) Taki, moim zdaniem, pokrótce, był przebieg całego zdarzenia.

Bodaj pierwszą relacją o sowieckich łagrach, którą czytałem, była opowieść poety białoruskiego, Franciszka Olechnowicza, W szponach GPU. O strasznych, leninowskich Sołówkach. Książka wydana w wielu krajach, z Południową Ameryką włącznie. Mój Boże, kto by dzisiaj o tym śmiał wspomnieć! Wszak pierwsze potopienie oficerów w przedziurawionych barżach na Morzu Białym, to też było w pełni “leninowskich czasów”. – (A propos: dowiedziałem się niedawno z przypadkowo usłyszanej pogadanki radiowej “Free Europe” kto wymordował oficerów w Katyniu… Bo czytelnik sądzić może, że bolszewicy? – nie. Sowiety? – nie. “Rosja”? – nie. Komuniści? – nie. Więc może Żydzi, jak to sugerowała ubocznie propaganda hitlerowska? Nie. Niemcy, jak to utrzymuje propaganda sowiecka? – nie. Więc któż taki? – A oto: “stalinowcy”. A ja, ekspert od sprawy Katynia, nic o tym nie wiedziałem!)

Później, poprzez Sołoniewicza Rossija w koncłagierie czytało się, nie skłamię, liczne dziesiątki jeżeli nie setki opowieści o łagrach sowieckich, etapach, więzieniach i znowu łagrach, autorów chyba wszystkich narodowości europejskich: Rosjan, Polaków, Francuzów, Niemców, Włochów, Węgrów, aż do obszernej powojennej polskiej literatury emigracyjnej na ten temat. Aż do ostatnich książek, które czytałem. Żyda, Margolina Putieszestwije w stranu ZeKa; Białorusina, X. Józefa Hermanowicza wstrząsające w wyrazie prawdy Kitaj-Sibir-Moskwa: Uspaminy; świetną książkę pół-Francuza, pół-Rosjanina, Maximiliena de Santerre’a, w przekładzie niemieckim: Ihr Name ist Legion (1962).

Być może najważniejsze tytuły zapomniało się w ich tłumie. Były lepsze, były gorsze, kiepskie i doskonałe, ale raczej wszystkie prawdziwe. Żadna z tamtych książek, przed- i powojennych, choć niektóre były głośne, nie zrobiła takiej kariery w świecie jak Sołżenicyna Odin dien’ Iwana Denisowicza.

Sam Pawlikowski w poprzednim “Oknie”, w doskonałej i trafnej analizie, zjechał obnoszoną ostatnio książkę Michaiła Bułhakowa Mastier i Margarita. Po czym wyjaśnił krótko źródła jej powodzenia: “No, ale Mistrza i Małgorzatę napisano w Sowietach, itd. Słowem, powodzenie zapewnione na Zachodzie”. – Naturalnie że tylko z tego powodu. Jest to książka w moim przekonaniu nudna, piła, którą z trudem zaledwie potrafiłem doczytać. Na znacznie, oczywiście, wyższym poziomie od, powiedzmy, takiego kiczu, jak Dudincewa Nie samym chlebem, ale przypomnijmy wielkie halo! – jakie powitało na Zachodzie Dudincewa, jako zapowiedź zadeklarowanej “odwilży”.

Lewica intelektualna, ci dzisiaj nadworni trubadurzy polityki silnych tego świata, narzucają modę współczesną. To nic nowego. Moda zawsze szła od dworu do gawiedzi. Snobizm polityczny wytwarza snobizm literacki. A gusta mody nastawione są na pocieszające wieści z bloku komunistycznego.

Doktor Żywago Pasternaka jest niewątpliwie wielką powieścią. Ale całkowicie podzielam zdanie Józefa Wittlina, który kiedyś na zebraniu emigracyjnego PEN-Clubu powiedział, że gdyby napisana była przez emigranta, być może doczekałaby tysiąca egzemplarzy. Napisana przez obywatela sowieckiego, stała się światowym bestsellerem. W Monachium co tylko zdjęto z ekranu film Doktor Żywago. Dotychczasowym rekordem była Irma la Douce, 52 tygodnie! Doktor Żywago – 98 tygodni! Bez mała więc dwa lata, jednym ciągiem na ekranie najdroższego zresztą kina. W mieście o zaledwie ponad milion mieszkańców. I to w epoce lotów na księżyc. Film jest dobry. Ale są setki lepszych.

Powiedzieć by można: Nabokow uzyskał rozgłos światowy, choć będąc Rosjaninem nie jest obywatelem sowieckim. Ale pomijając już pornografię Lolity, która sama w sobie stanowi wartość gatunkową (pornografia, nie Lolita), autor nie jest emigrantem politycznym. Odcina się, i z reguły unika pisania do rosyjskiej prasy emigracyjnej. A nu-ka, mówiąc z rosyjska, poproboj on zaangażować się po stronie emigracji, a jeszcze, niech Bóg broni, w antykomunizmie! Zobaczylibyśmy jakby to dalej poszło z tą karierą światową…

Dlatego słusznie Sławomir Mrożek pisząc z Rzymu do BBC w Londynie odcina się i zastrzega już w pierwszych słowach, że: “nie jest emigrantem”. Dlatego to wielu na wychodźstwie lawiruje, nie dopowiada, lub “daje do zroziumienia, że…”; pisze “na alibi”, uzyskując protekcję często z jednej i drugiej strony. Osiąga przez to wielkie prawo choć boczkiem przysiąść na tej samej kanapie z pisarzami bloku komunistyczgo. Bo bez tego nie da rady. Jest się przecie nie “Polakiem”, lecz “exile-Polakiem”, drugiej kategorii. Prawdziwi Polacy są tam, po stronie komunistycznej. A czy my sami, gdy mówimy z lekkim skrzywieniem warg o emigrantach rosyjskich, nie dodajemy: “biali Rosjanie”, dając do zrozumienia, że prawdziwi Rosjanie są tam, po stronie komunistycznej? Narzuca się gorzkawe przysłowie, w trochę tylko zmienionej formie: “jak ty komu, tak inni tobie…”

Osobiście, choć z najskromniejszego podwórka, ocieram się wszakże co nieco o ten rynek kapitalny. Tak więc sądzę, że w Niemczech np., gdybym “pisał z Warszawy”, to z masy wydawców niemieckich co najmniej pół tuzina najlepszych stałoby dla mnie otworem. A że jest inaczej… Szkoda gadać! – Mój nowy wydawca, choć ultra-katolicki, wydając ostatnio po niemiecku Sprawę pułkownika Miasojedowa, załączył wykaz poprzednich moich książek przełożonych na niemiecki. Pominął jednak jedną: tę o zbrodni katyńskiej. Nawet nie pytając go o przyczynę wiem, że to nie byłaby żadna reklama dla autora, lecz antyreklama…

Prawda że “rynek intelektualny” w Niemczech Zachodnich bardziej niż inne opanowany jest przez “progresistów” budujących mosty, koegzystencjalistów, pół- i ćwierćkomunistów. Ale wiemy wszyscy mniej więcej, jak jest z tym gdzie indziej.

W r. 1966 (z późniejszych lat nie ma jeszcze cyfr dokładnych) ukazało się w Stanach Zjednoczonych 58 517 tytułów; w W. Brytanii 28 000; we Francji 23 800; w Niemczech Federalnych 22 720. Już same cyfry wskazują, jak trudno jest pojedynczej książce wyróżnić się na powierzchni tego morza. Ustalanie wartości przejął “establishment” półurzędowego trustu intelektualnego. We wrześniu otwarte zostały we Frankfurcie nad Menem międzynarodowe targi księgarskie. Przybyło 2 954 wystawców-wydawców z 57 państw. Wystawiono ponad 180 000 tytułów. W tym ścisku obwołuje się też doroczną nagrodę. Nie za najlepszą książkę, najpiękniejszą, nie za najrozumniejszą, nie za najprawdziwszą książkę, lecz za książkę zasługującą na: “Nagrodę Pokoju”… Takie, zgodnie z panującą modą. obowiązują dziś maniery na rynku literackim. Na międzynarodowym rynku.

“Stalinizm” służy do wybielenia komunizmu. A książka Sołżenicyna posłużyła za przyczynek do tego optymizmu. Jest dobrze napisana. Ale jej powodzenie nie ma nic wspólnego z oceną literacką. Nawet gdyby była lepsza od setek innych, traktujących o łagrach sowieckich. Ale nie jest lepsza, a jest mniej prawdziwa od tamtych.

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net