Tytuł: Plastykowe kajdany (o liście otwartym Droga Pani…)
Autor: Poznański Karol
Wydawca: “Wiadomości” (Londyn), 1967, nr 15 (1097)
Rok: 1967
Opis:
Plastykowe kajdany (o liście otwartym Droga Pani…)
W 1092 nr “Wiadomości” jeden z najwybitniejszych pisarzy emigracyjnych Józef Mackiewicz ogłosił artykuł – list otwarty zatytułowany Droga Pani… [zobacz]; drugi, również znany pisarz emigracyjny Michał Chmielowiec napisał w tymże numerze “Wiadomości” artykuł, w którym poddaje krytyce stanowisko Mackiewicza w sprawie ankiety rozpisanej przez Akademię Nauk w Warszawie [zobacz].
Na początku swego artykułu Chmielowiec napisał: “Sądzę, że warto by na ten temat wszcząć dyskusję w ‘Wiadomościach’. Otwieram ją kilkoma uwagami”.
Aczkolwiek nie jestem pisarzem, pragnę w dyskusji tej wziąć udział. Uważam, primo, że temat poruszony przez Mackiewicza i Chmielowca wyrasta poza ramy zwykłej “kwestii literackiej” – jest to temat obszerny, bardzo ważny, obejmujący całokształt zagadnienia “emigracyjnego”. – Obaj autorzy wskazują palcem na aspekt ideologiczny emigracji politycznej, a zatem temat ten musi interesować, wręcz pasjonować każdego Polaka-uchodźcę, który chce i może być uważany za emigranta politycznego. Secundo, uważam, że szary człowiek z ulicy, zwykły czytelnik, który jest “konsumentem” twórczości literackiej, ma też czasem prawo zabierać głos w sprawach, które dotyczą postawy pisarzy, t.j. “producentów” sztuki pisarskiej, bo to przecież właśnie dla tych szarych czytelników pisze się i drukuje książki. Tertio, uważam, że dla czytelników emigracyjnych bardzo istotna jest postawa ideologiczna pisarzy emigracyjnych. Tak to się działo od czasu rozbiorów, że społeczeństwo polskie szło zawsze za głosem swoich wieszczów, w których nieomylność wierzyli zarówno “wybrani” jak i szare masy. Pisarze w rzeczywistości polskiej stanowili elitę społeczną i odgrywali doniosłą rolę w tym społeczeństwie, przewodzili bowiem narodowi w chwilach ciężkich, przełomowych. Dzisiaj także jedynie nieliczni heretycy dopuszczają grzeszną myśl, że nawet wielki pisarz może się czasem pomylić. A że takie pomyłki są możliwe, najlepszym dowodem jest fakt, że dwaj wybitni pisarze emigracyjni zajęli w tej samej sprawie, w sprawie dużej wagi, w sprawie kluczowej – dwa krańcowo odmienne stanowiska. Na pewno jeden z nich się myli, a drugi ma rację. A zatem nie ma już nieomylności!
Na wstępie chcę od razu wypowieidzieć moje osobiste, prywatne credo. Według mojej oceny w tej spornej sprawie słuszność jest po stronie Józefa Mackiewicza, aczkolwiek i co do jego wypowiedzi mam pewne zastrzeżenia.
Mam najwyższe uznanie dla nieprzeciętnego talentu literackiego Józefa Mackiewicza, mimo to, że często nie podzielam jego oceny ludzi i zjawisk; lubię go czytać, ale bynajmniej nie przyjmuję bezkrytycznie wszystkiego co pisze. W danej sprawie podzielam większość jego uwag co do poszczególnych paragrafów ankiety rozpisanej przez Akademię Nauk, podzielam też jego końcowe konkluzje, ale nie podzielam jego uwagi wstępnej zawartej w następujących słowach jego otwartego listu do “Drogiej Pani” (dr Jadwigi Czachowskiej): “nie uważam za możliwe wziąć udziału w nadesłanej mi ankiecie: nie ze względu na postawę tzw. niezłomności politycznej, która logicznie powinna by powstrzymać każdego Polaka od udziału w jakichkolwiek imprezach podjętych przez okupacyjny rząd komunistyczny w Polsce i powołane przez niego agendy, administracje, stowarzyszenia, związki i wszystkie inne instytucje, instancje, instytuty itd.”
Tą swoją uwagą wstępną co do “niezłomności” Mackiewicz – moim zdaniem – osłabił siłę przekonywającą dalszych argumentów i całego swego wywodu. Domyślam się dlaczego Mackiewicz uwagę tę napisał i tak mocno podkreślił – przypuszczam, że chciał on może w ten sposób wzmocnić obiektywizm swoich dalszych argumentów. Może tym posunięcien przekona on braci-pisarzy, ale nie szarego czytelnika.
Nie zgadzam się również z jego oceną literatury krajowej, mianowicie że literatura krajowa po wojnie przestała być literaturą polską. Nie zgadzam się z tym stanowiskiem, ale dla zupełnie innych względów niż te, dla których nie zgadza się z nimi Chmielowiec. Na ten temat nie chcę się jednak wypowiadać w sposób bardziej szczegółowy, gdyż, jako laik, nie chcę brać udziału w krystalizowaniu tezy w dziedzinie tak specjalnej, którą należy pozostawić do rostrzygnięcia “zawodowcom”, tj. pisarzom.
Mnie ze względów społeczno-politycznych zainteresowała natomiast sprawa Słownika współczesnych pisarzy polskich wydawanego przez Akademię Nauk w Warszawie, a w szczególności ankieta, o której tak obszernie i soczyście pisze Mackiewicz.
Chmielowiec nie podziela negatywnego ustosunkowania się Mackiewicza do udziału w ankiecie i wyraźnie zapowiada, że on, Chmielowiec, weźmie w tej ankiecie udział. Jest to decyzja osobista Michała Chmielowca, a do spraw osobistych nikt nie ma prawa się wtrącać, natomiast należy uznać za niepokojące motywy, które skłoniły Chmielowca do tej decyzji. Sedno sprawy, sedno niebezpieczeństwa, które w skromnej mojej opinii upatruję w stanowisku Chmielowca, zawarte jest w następujących jego słowach:
“Pamiętam wprawdzie liczne skandaliczne pominięcia w podobnych wydawnictwach krajowych, ale nie jest to reguła i mam optymistyczne wrażenie, że dzielni pracownicy instytutu z coraz lepszym skutkiem walczą o prawa do naukowego obiektywizmu”. Wierzę w dzielność i poświęcenie tych pracowników, ale nie wierzę w skuteczność ich wysiłków.
Niepokojący jest właśnie ten optymizm, o którym wspomina Chmielowiec. Dawniej, w erze “stalinowskiej” pisarze polscy w Kraju, wraz z resztą polskiego narodu, zakuci byli w kajdany żelazne, ciężkie, czarne, których charakterystyczny brzęk rozchodził się gromko po całej Polsce i wybiegał nawet het daleko na Zachód. Dzisiaj podobno – tak co najmniej wydaje się Chmielowcowi – jest inaczej w popaździernikowej Polsce, i stąd jego optymizm. Rzeczywiście, dzisiaj jest pozornie inaczej, żyjemy w epoce wielkich wynalazków, w epoce “computer-ów”, elektronów i próbnych podróży na księżyc. Obecni włodarze, rządzący na ziemiach polskich, również wykazują duże talenty wynalazcze. Wynaleziono tam nowy, ulepszony rodzaj kajdanow – kajdany “plastykowe”; są one równie mocne jak kajdany żelazne, ale są lekkie i w kolorach pastelowych – jedne różowe, jak ta wschodząca zorza widziana poprzez mgły, drugie jasnoniebieskie jak to lazurowe niebo; są to kajdany prawie niewidzialne z daleka, niewidzialne dla Zachodu, a ponadto ciche, nie powodujące żadnego zgrzytu, żadnego brzęku. A na eksport, na użytek emigracji, produkowane są nawet kajdany plastykowe zupełnie bezbarwne. Imć pan Moczar jest człowiekiem bardzo pomysłowym, jest wielkim wynalazcą.
Akademia Nauk jest bez wątpienia jedną z agend czy instytucji rządu komunistycznego, o których pisze Mackiewicz.
W artykule swoim pisze Chmielowiec:
“W grubym tomisku Bibliografii literackiej za lata 1962-63 nie wyłowiłem ani jednego śladu cenzorskiej interwencji. Sa tam uczciwie zarejestrowane książki i artykuły (literackie) Józefa Mackiewicza i o nim”.
Skoro bez specjalnej ankiety można było w bibliografii uczciwie zarejestrować wszystko co się działo w zakresie twórczości literackiej na emigracji, w takim razie po co przeprowadzać tak mozolnie przygotowaną ankietę, której kwestionariusz, jak wynika z opisu Mackiewicza, dziwnie przypomina kwestionariusz typu “policyjnego”? Przecież departament imć pana Moczara posiada dokładne informacje o wszystkiem co się dzieje w polskim społeczeństwie emigracyjnym. Uwagi jego nie ujdzie żaden szczegół czy to z zakresu życia politycznego, zawodowego, czy nawet rodzinnego. Po co więc ta ankieta? Po to chyba by zdobyć dowód, że dany pisarz odpowiedział na apel administracji Zbowidowej, na apel o współpracę z Krajem, o “współpracę z Polską – z organizacjami, instytucjami i z władzami”. Ankieta ta jest jedną jeszcze wędką rzuconą podstępnie pisarzom emigracyjnym. Mackiewicz, nie połknął tej przynęty, a Chmielowiec w artykule swoim pisze: “Czy nie roztropniej więc byłoby nie przesądzać sprawy, na ankietę odpowiedzieć, a potem – w razie błędów i wypaczeń – gromko protestować”.
W moim przekonaniu, nie zaszłyby żadne błędy, żadne wypaczenia (po co drażnić niepotrzebnie pisarzy emigracyjnych, których się chce przyhołubić?), tym bardziej, że w moim zrozumieniu nie idzie tu bynajmniej o samą treść odpowiedzi na poszczególne pytania ankietowe (oni w Akademii Nauk i tak już wszystko wiedzą), nie idzie o treść – istotny jest tylko podpis danego pisarza pod ankietą jako dowód (chociażby pośredni), że dany pisarz “współpracuje z Polską, – z organizacjami, instytucjami i władzami”, że pisarz ten jest na dobrej drodze by przestać być pisarzem emigracyjnym. W ten sposób stopniowo pozbawi się emigrację niepodległościowo myślącą jej przywódców duchowych, pisarzy emigracyjnych.
Wiadome jest, że od lat 20 władze komunistyczne nie ustawały w wysiłkach, zmierzających do zlikwidowania tzw. emigracji niepodległościowej i do przeistoczenia całego społeczeństwa uchodźczego w skupisko polonijne, politycznie bezbarwne, współpracujące z Krajem na wszystkich odcinkach. Początkowo próbowano środków brutalnych, ale to nie dało rezultatów. Zmieniono więc taktykę: jak nie można “siłą”, to trzeba “sposobem”. Jednym z tych sposobów są wędki z różnoraką przynętą w zależności od sfery zainteresowań – inna przynęta dla “businessmen-ów”, inna dla uczonych, jeszcze inna dla pisarzy, dla muzyków i artystów-malarzy, etc.
W końcowej części swego artykułu pisze Chmielowiec:
“I na pewno nie mam prawa odtrącać ręki tych, co poszli na drobne kompromisy, zgodzili się z jakimś złem mniejszym i koniecznym dla tego dobra, które w sumieniu swym uznali za większe”.
Sformułowanie takie wydaje się niepokojące, zwłaszcza kiedy wychodzi spod pióra pisarza emigracyjnege i ogłoszone jest w tak poczytnym i wysoce cenionym przez całą emigrację czasopiśmie jak “Wiadomości”, bo przecież tylko o te “kompromisiki” idzie kierownikom ZBOWiD-u.
Chmielowiec pisze dalej:
“Pryncypializm i maksymalizn Mackiewicza jest pociągający jako postawa etyczna, ale bardzo ahistoryczny”.
Co to znaczy “ahistoryczny” – czy to odnosi się do dziejów ludzkości jako całości, czy też tylko do dziejóv Polski? Chmielowiec tłumaczy nam:
“Jaśniejsze rozdziały w ponurych na ogół dziejach ludzkości wyłaniają się niemal zawsze za sprawą kompromisów, stopniowego ulepszania i poprawiania, drobnych i mozolnych zabiegów, uciążliwej i zygzakowatej ewolucji”. “Żadna rewolucja i żadna kontrrewolucja – kończy swój artykuł Chmielowiec – prawie nigdy nic dobrego nie przyniosły”.
Trudno jest się zgodzić z takim twierdzeniem, zwłaszcza jeśli idzie o dzieje Polski.
Jeśli idzie o dzieje ludzkości, to jest to temat tak obszerny, olbrzymi, że nie mieściłby się w ramach jednego artykułu. Ale czy rzeczywiście słuszne byłoby stanowisko, że np. wielka rewolucja francuska, która obaliła ustrój feudalny we Francji i innych krajach Europy, nie przyniósła w swych dalszych skutkach nic dobrego ani Francji, ani światu?
Hasło “liberté, egalité, fraternité” było jednak przez całe dalsze stulecie wcielane w życie w różnych zakątkach świata. A jeżeli idzie o dzieje Polski, to okres półwiecza, który nastąpił po powstaniu styczniowym był okresem ugodowości i marazmu, bo był właśnie okresem “kompromisów” (pomnik Katarzyny Wielkiej w Wilnie), stopniowego ulepszania, uciążliwej i zygzakowatej ewolucji. Jedynie podmuch rewolucyjny r. 1905 wniósł coś niecoś dobrego, trochę świeżego powietrza w życie polskie Królestwa, a czyn rewolucyjno-wojenny Piłsudskiego (legiony) przełamał marazm i utorował drogę do niepodległości.
Pryncypializm i maksymalizm Józefa Mackiewicza przynosi mu – w moich oczach – zaszczyt i zasługuje na naśladownictwo. Ten pryncypializm i maksymalizm nie stanowi li tylko postawy etycznej, lecz zawiera w sobie również element taktyki, trzeźwej taktyki. Kompromis jest dobry tam, gdzie idzie o kupieckie rozstrzygnięcie sporu finansowego czy innego materialnego – ale tam, gdzie idzie o imponderabilia, o rzecz wielką, którą zwiemy Niepodległość, tam nie ma miejsca na kompromisy. Tu decyduje niezłomność, absolutna niezłomność.