Tytuł: Dla Anglosasów książka o Katyniu
Autor: Zbyszewski Wacław A.
Wydawca: “Wiadomości” (Londyn), 1951, nr 41 (289)
Rok: 1951
Opis:
Dla Anglosasów książka o Katyniu
Ukazanie się książki Józefa Mackiewicza The Katyń Wood Murders (The Katyń Wood Murders by Joseph Mackiewicz. With a Foreword by Arthur Bliss Lane (Former U.S.A. Ambassador to Poland). Londyn, Hollis and Carter, 1951; str. VI i 2nl. i 252 i tabl. 10.) zbiegło się z powołaniem przez kongres amerykański specjalnej komisji, której zadaniem będzie wyświetlenie wszystkich szczegółów tej ponurej masakry. Nie mogła się ukazać w bardziej odpowiedniej chwili: zasłona milczenia nad potworną zbrodnią “walecznego sprzymierzeńca” nareszcie się podnosi, żadne też opracowanie nie mogło być cenniejsze dla ujawnienia wszystkich szczegółów tego mordu: Mackiewicz, znakomity stylista, urodzony reporter, zebrał wszystkie dane, powiązał je wstrząsającą narracją, dokonał prawdziwie naukowego dzieła egzegezy i podmurował swoje wnioski osobistymi spostrzeżeniami: jest on bowiem jednym z kilku zaledwie żyjących Polaków, którzy Katyń osobiście zwiedzili, oglądali trupy i groby.
Jakżeż źle to o nas świadczy, o naszym nędznym ruchu wydawniczym, o niechęci naszego społeczeństwa do lektury, że dzieło Mackiewicza poznajemy dopiero z doskonałego zresztą przekładu angielskiego! Wprawdzie treść w przekładzie oddano wiernie, ale siłą rzeczy piękna, jędrna, bogata polszczyzna autora, jego mistrzowski styl, tak prosty a ostry, musiał w tym przekładzie wiele stracić ze swego bogactwa i polotu.
Wszyscy tak dobrze znamy tragiczne dzieje Katynia, że niezmiernie trudno jest powiedzieć polskiemu czytelnikowi coś o nim nowego, ale Mackiewicz potrafił dokonać tej sztuki. On to bowiem wykrył i pierwszy na jaw wydobył decydujący dowód w postaci gazet, zapisków i innych papierów, które znaleziono przy zwłokach. Wszystkie się urywają na kwietniu czy też pierwszych dniach maja 1940. Jeżeliby więc prawdziwa miała być teza sowiecka, iż mordu dokonali Niemcy w r. 1941 (w sierpniu czy wrześniu), jak należałoby wytłumaczyć, że właśnie w swych kieszeniach ofiary przechowywały przez blisko półtora roku numery pism sowieckich? Jak wytłumaczyć, że diariusze, które w niektórych wypadkach są prowadzone do ostatniej chwili poprzedzającej mord, do samego lasku katyńskiego, później – przez okres kilkunastu miesięcy – nie zawierają ani jednej dalszej zapiski. Są to argumenty miażdżące i one już przesądzają o dacie tej rzezi: a kwestia “kiedy” rozstrzyga oczywiście o pytaniu “kto”.
Przed zajęciem Katynia przez Niemców w końcu lipca 1941 dokonać mordu mogli tylko bolszewicy. Autor wyjaśnia i inne tzw. zagadki. Wiadomo, że w Katyniu znaleziono tylko 4500 zwłok, wyłącznie b. więźniów z Kozielska: tymczasem radio niemieckie ogłosiło od razu że znaleziono 11.000 ofiar, a potem nigdy tej informacji nie sprostowało. Co ciekawsze, Sowiety na tym punkcie nigdy nieścisłości niemieckiej nie wytknęły – i nawet później, po ponownym zajęciu Katynia przez armię czerwoną, upierały się przy wyższej i nieprawdziwej cyfrze podanej przez Niemców. Autor trafnie wywodzi, że Niemcy, gdy odkryli groby katyńskie, podali liczbę zwłok odpowiadającą liczbie zaginionych oficerów polskich; gdy zaś później spostrzegli omyłkę, obawiali się ją sprostować, błędnie sądząc, że osłabią tym zaufanie do swej wiarogodności. Bolszewicy zaś, którzy doskonale wiedzieli, gdzie zginęli jeńcy dwóch innych obozów – Ostaszkowa i Starobielska – skwapliwie wyzyskali omyłkę niemiecką, by nie potrzebować się tłumaczyć z tego, co się stało z ofiarami dwóch dalszych obozów: woleli za jednym zamachem jednym kłamstwem się wykręcić. Tak więc za cichą zgodą obu potęg rozbiorczych Katyń miał sam jeden starczyć za mogiłę wszystkich wymordowanych jeńców polskich, podczas gdy niewątpliwie były dwa inne “Katynie” – tylko nie wiemy dotąd gdzie. Z pracowicie i wnikliwie zebranych przez Mackiewicza danych wynika, że więźniów ze Starobielska dowieziono do Charkowa i bądź tam, bądź w jakimś sąsiednim uroczysku lub pustkowiu wymordowano; więźniów zaś z Ostaszkowa, największego z tych łagrów, dowieziono do stacji węzłowej Bołogoje na linii Moskwa-Leningrad, i tu ślad po nich ginie. Według uporczywych pogłosek, mieli być stamtąd przewiezieni do Archangielska, tam wsadzeni na barki, które wypłynęły na pełne morze i zostały zatopione. Być może jednak bolszewicy wymordowali jeńców z Ostaszkowa w jakimś innym lesie katyńskim pod Bołogoje, dotychczas nie znanym.
Inną “zagadką” jest sprawa amunicji. Niemcy ze zdumieniem wykryli że ofiary katyńskie były wymordowane przy pomocy małokalibrowej amunicji niemieckiej. Okazało się jednak, że w okresie flirtu Reichswehry z Sowietami, za “pokojowej” ery weimarskiej Rzesza sprzedała Rosji ogromne ilości broni i amunicji. Część tych zapasów użyło NKWD w czasie egzekucji katyńskiej.
Miażdżąca jest analiza wykrętów i kłamstw sowieckich: przez półtora roku na wszystkie zapytania ambasady polskiej, Andersa, Sikorskiego – najwyżsi dygnitarze sowieccy ze Stalinem, Berią, Mołotowem i Wyszyńskim na czele, nie umieli dać żadnej rozsądnej odpowiedzi; ale gdy radio niemieckie ogłosiło rewelacje katyńskie, rząd sowiecki natychmiast przypomniał sobie dokładnie, jak i gdzie ci jeńcy polscy mieli być zagarnięci przez wojska niemieckie. Dlaczegoż więc tej bardzo prostej odpowiedzi od razu nie dali przedstawicielom polskim, pytającym o zaginionych kolegów? Aby jeszcze dosadniej przygwoździć kłamstwa sowieckie, Mackiewicz wydrukował cały rozdział o tym jak bolszewicy wywozili przed nacierającymi Niemcami wszystkich swych więźniów.
Mackiewicz rekonstruuje również samą kaźń. Dwóch zbirów prowadziło pod pachy każdą ofiarę aż na sam kraj fosy, i tam nad trupami tylko co pomordowanych mordowano ją kulą w tył czaszki. Wśród ofiar była również jedna kobieta: oficer-pilot Lewandowska, z domu Dowbór-Muśnicka, bratanica znanego generała z czasów pierwszej wojny światowej.
Pierwszorzędnie wypadło odparcie kłamstw “komisji katyńskiej” sprowadzonej przez Sowiety, w której – jakżeby mogło być inaczej! – nie zabrakło i metropolity prawosławnego, i akademików sowieckich. Natomiast jest rzeczą znamienną że do tej “komisji” NKWD nie zaprosiło żadnego z komunistów polskich. Kłamstwo było zbyt grubo szyte.
* * *
Katyń jest i pozostanie jednym z głównych punktów procesu, który kiedyś świat wytoczy siepaczom z Kremla. Tam, gdzie okropności jest zbyt wiele, umysły ludzkie muszą operować pewnymi skrótami-symbolami, które zastępują długie litanie przestępstw. Mówiliśmy o krematoriach Hitlera, choć te obozy, w których tych pieców nie było – jak Buchenwald, Gross Rosen czy Flossenburg – wcale nie były mniej straszliwe. Zapamiętaliśmy Lidice, choć takich zburzonych przez Niemców wiosek było znacznie więcej. Katyń – w przeciwieństwie do niezliczonych a często bezimiennych łagrów sowieckich, nieraz oznaczonych w pustkowiach tajgi i tundry tylko numerem – wżarł się w pamięć i w świadomość ludzkości: któż o nim nie słyszał? Katyń jest przy tym dotąd – tylko dotąd – wyjątkiem: jest to jedyny dotychczas współczesny wypadek rzezi jeńców wojennych. Niemcy zachowywali się wobec nich z reguły przyzwoicie, a Japończycy popełniali gwałty indywidualne, nie masowe. Katyń ma realne, praktyczne znaczenie dla milionów żołnierzy i oficerów na Zachodzie, którzy mogą się w razie wojny znaleźć w położeniu ofiar katyńskich.
* * *
Od czasów braci Śniadeckich, Józef i Stanisław Mackiewiczowie są pierwszą parą braci, która wybiła się na czołowe miejsce w naszej publicystyce i literaturze. Wydaje mi się, że Stanisław zajmuje wyższe miejsce w hierarchii publicystycznej, natomiast Józef góruje talentem czysto literackim. By jedna para rodziców miała aż dwóch synów tak niepospolicie utalentowanych, jest wypadkiem niezmiernie rzadkim. W moim pokoleniu było głośno, obok obu Mackiewiczów, o braciach Pruszyńskich i braciach Bocheńskich, ale te dwie dalsze pary nigdy nie dorównały talentem Mackiewiczom, choć też znacznie wybijały się ponad przeciętność.
* * *
Trzeba powtórzyć, że jest skandalem, iż polskie teksty “Dostojewskiego” Stanisława Mackiewicza i “Katynia” Józefa Mackiewicza nie znalazły wydawcy. Oba te cenne dzieła wydano po angielsku bez najdrobniejszego nawet poparcia tzw. czynników społecznych, które jednak co pewien czas znajdują środki na wydanie jakiejś nudnej makulatury. “Czynniki” te nie rozumieją, że aby robić “propagandę”, trzeba mieć coś więcej niż archiwa, instrukcje, poparcie możnych i pomoc pracowitych współpracowników: trzeba mieć talent. “Czynniki” nie zdają sobie w ogóle sprawy, że otaczają się wybiórkami, gdy po prawdziwe złoto wystarczy się schylić; i dziwią się później, że ich wysiłki propagandowe kończą się zupełnym fiaskiem.
* * *
Stosunek Anglików do sprawy Katynia, a zatem i do książki Mackiewicza jest pełen zażenowania. Oczywiście dzisiaj tylko agenci komunistyczni mogą próbować zaprzeczać, że mord katyński jest dziełem NKWD. Ale Anglikom wstyd się przyznać, że dali się oszukać; jeszcze bardziej wstyd im się przyznać, że oni sami, z takim namaszczeniem rozprawiający o swej walce w obronie ideałów, ze względów czystego oportunizmu w takiej sprawie o tych ideałach zapomnieli. Nie bez pikanterii jest fakt, że w “New Statesman”, organie bardzo lewicowym, właśnie sprawę Katynia wydobył w recenzji t. IV pamiętników Churchilla jego stary antagonista, poseł labourzystowski, R. H. S. Crossman, pisząc: “W kwietniu 1943 dr Goebbels oskarżył rząd sowiecki o wymordowanie 13.500 oficerów polskich, których zwłoki wykryli Niemcy we wspólnej mogile, a rząd polski w Londynie zażądał zbadania sprawy przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Doprowadziło to do najpoważniejszego kryzysu i zerwania stosunków polsko-rosyjskich, które to zerwanie stało się czynnikiem pierwszorzędnej wagi dla rozwoju całej dyplomacji Wschód-Zachód. W książce, mającej blisko 1000 stronic, p. Churchill poświęca mniej niż cztery strony sprawie, co do której doszedł do wniosku, że Rosjanie a nie Niemcy byli winowajcami. W uderzającym przeciwieństwie do swego normalnego zwyczaju nie cytuje ani jednego własnego memorandum czy depeszy, i czytelnik nie znajdzie nawet w przypisach jego depeszy do Stalina, na którą się powołuje na str. 680. Ci, co pamiętają stosunek rządu angielskiego do Polaków w kwietniu 1943, albo też w Jałcie w dwa lata później, zrozumieją powody tej niezwykłej wstrzemięźliwości. Podnieca ona nasz apetyt na tomy V i VI. Cenzurowanie samego siebie jest niekiedy bardziej wymowne od najobfitszej elokwencji”.
Tak, Katyń – to dynamit. Obecnie prasa angielska robi wysiłki, by sprawę tę zbagatelizować i dlatego starannie unika zrobienia z książki Mackiewicza sensacji. Ale lont się tli, a książka ta – to ciężka artyleria, nie spróchniała rusznica. Ładunek jest potężny, a ogniomistrz wytrawny. Co jak co, ale Katyń Mackiewicza powinien być przez nas wszystkich uważany za nasz najcelniejszy nabój propagandowy, powinien być wydany po polsku, przełożony na wszystkie języki, wysuwany stale bez wytchnienia, przed każdą inną książką, przed każdą inną sprawą.