Skip to content Skip to footer

Zieliński Jan – Kapitalne znalezisko – z małym znakiem zapytania (o tomie Prawda w oczy nie kole)

Tytuł: Kapitalne znalezisko – z małym znakiem zapytania (o tomie Prawda w oczy nie kole)

Autor: Zieliński Jan

Wydawca: “Rzeczpospolita”, +Plus-Minus, nr 8 z 23.02.2002

Rok: 2002

Opis:

Kapitalne znalezisko – z małym znakiem zapytania (o tomie Prawda w oczy nie kole)

Prawdziwą niespodzianką dla miłośników pisarstwa Mackiewicza jest cienki siedemnasty tomik “Dzieł”, który pojawił się nagle i nieoczekiwanie pośród grubych czarnych tomów z żółtą opaską “2002 – setna rocznica urodzin Józefa Mackiewicza”. Jest to bowiem książka napisana w Wilnie w początku lat czterdziestych i kursująca w maszynopisie, a następnie uważana za zaginioną.

Okazało się obecnie, że jeden egzemplarz maszynopisu zachował się w Kownie, a w roku 1950 wraz z innymi tekstami został przez Uniwersytet Kowieński przekazany do Biblioteki Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie. Tam, pod nazwiskiem autora, opatrzony sygnaturą F 12-2695 leży spokojnie do dziś. Wyobraźmy sobie ten paradoks: oto jeden z najzagorzalszych pisarzy antykomunistycznych, autor tłumaczonej na wiele języków książki, zawierającej prawdę o radzieckiej zbrodni w Katyniu, mieszkający w Monachium współpracownik paryskiej “Kultury” i londyńskich “Wiadomości”, autor publikujący w emigracyjnych czasopismach rosyjskich, ukraińskich tudzież litewskich, na tylu frontach szkodzi jak może piórem komunizmowi, Związkowi Radzieckiemu i jego satelitom, a równocześnie tekst tegoż pióra spoczywa w stolicy jednego z tych państw satelickich, w państwowej bibliotece, pod nazwiskiem wrażego autora i czeka na lepsze czasy!

Ponieważ uważany za zaginiony tekst przetrwał i doczekał się publikacji, wymieńmy, za przedmową Niny Karsov, nazwiska tych, którzy się do jego odkrycia przyczynili: maszynopis został “niedawno zauważony” przez Jurate Burokaite, o czym Ninę Karsov “uprzejmie poinformował” dr Zenowiusz Ponarski, “słowa wdzięczności” otrzymują też dyrektor biblioteki, dr Juozas Marcinkeviczius, za zgodę na publikację, oraz Ada Laskowska za przepisanie “238 stron, pisanych na papierze przebitkowym, przez niebieską kalkę, dlatego trudnych do odczytania”. Chwała im za to.

Spowiedź czy publicystyka?

Czym jest ta książka, która tak niespodziewanie po ponad półwieczu ujrzała światło dzienne? Już na pierwszej stronie tekstu, wprowadzając jeden ze swych “koników”, a mianowicie kwestię tzw. idei krajowej (w największym skrócie chodzi o trójpaństwo, obejmujące ziemie litewsko-białoruskie ze stolicą w Wilnie, Polskę ze stolicą w Warszawie i Ukrainę ze stolicą w Kijowie) Mackiewicz pisze: “O genezie jej można by napisać tyle, iż by starczyło na cały pierwszy tom niniejszych wspomnień”. Zaś na przedostatniej stronie książki pojawia się zapowiedź dalszego ciągu: “To specjalny rozdział, po który jeszcze sięgnę”. A zatem wspomnienia, może nawet zakrojone w zamyśle na kilka tomów. I rzeczywiście, charakter wspomnień z niedawnej przeszłości mają te rozdziały, w których autor opisuje wkroczenie, 18 września 1939, bolszewików do Wilna (które rychło oddali Litwinom), przejście Mackiewicza przez obóz w Wiłkomierzu, pobyt w Kownie, powrót do litewskiego Wilna i redagowanie “Gazety Codziennej”, ponowne zajęcie Wilna – i całej Litwy – przez Związek Radziecki (15 czerwca 1940), znów wyjazd Mackiewicza z miasta i powrót do okupowanego potem przez Niemców Wilna. Wspomnienia to zresztą opowiedziane kapryśnie, nie po kolei, z uwypukleniem niektórych dat przy pomijaniu innych milczeniem.

Na przemian z partiami wspomnieniowymi mamy, w tak typowym dla pisarstwa Mackiewicza przemieszaniu, fragmenty historyczne, rozważania historiozoficzne, wreszcie rozdziały o wyraźnym zacięciu publicystycznym. Sam autor swe dążenie do utrzymania równowagi między wielką polityką a perspektywą najbardziej osobistą, wewnętrzną, ujmuje tak: “nie piszę tu żadnej książki politycznej. Piszę tu raczej spowiedź osobistą na tle wypadków, tak jak mi przychodzą na pamięć i na myśl, wypadków jeszcze się rozgrywających i nie zakończonych”.

Dziewięciu łysych, czyli życie w Wilnie pod Litwinami

Najciekawsze są w tej spowiedzi stronice, poświęcone życiu w Wilnie w okresie, kiedy miasto pozostawało pod rządami litewskimi. Mackiewicz, zgodnie ze swoim rozumieniem “idei krajowej”, witał wkroczenie Litwinów do Wilna z zadowoleniem – wolał wojska litewskie od Armii Czerwonej. Wraz z nim cieszyło się z tego faktu także wielu innych wileńskich Polaków, ci wszakże – jak spotkany przez Mackiewicza koło muzeum redaktor “Kuriera Wileńskiego” Józef Święcicki – uważali, że nie wypada okazywać radości. A Mackiewicz, niepokorny, idący wbrew utartym przesądom, cieszył się jawnie i nawet napisał o tym w artykule dla litewskiej gazety. Nie uszło mu to płazem: grupa polskich oficerów, internowanych w Połądze, wysmażyła protest, zarzucając Mackiewiczowi skalanie honoru Polski. Ale i druga strona nie była zbyt zachwycona oznakami zachwytu.

W myśl pragmatycznego, trzeźwego rozumowania Mackiewicza Litwini po zajęciu Wilna powinni byli wyciszyć wątek sporu polsko-litewskiego o to miasto. Odbierali je przecież “z rąk bolszewickich, wspólnego wroga wszystkich mieszkańców”. Przy odrobinie taktu mogli zdyskontować niechęć Polaków do komunizmu i zdobyć sobie sympatię polskich mieszkańców miasta. Tego taktu jednak najwyraźniej zabrakło. Jeszcze w Dzień Zaduszny pojawił się komunikat o składaniu wieńców przez społeczeństwo litewskie na grobie Bassanowicza, a przez społeczeństwo polskie na grobie serca Piłsudskiego. Ale już kilka dni później zaczęło się manifestowanie arogancji i buty. Policjanci nie odpowiadali inaczej, jak po litewsku. Pozmieniano nazwy ulic, na przykład z Mickiewicza zrobiono Gedymina (“budząc w ten sposób sztuczne podrażnienie do imienia Gedymina, któremu w zasadzie nikt w Wilnie nie mógł być przeciwny”). I oto w dwustutysięcznym mieście, w którym język litewski znało może cztery tysiące, poznikały polskie szyldy i trzeba było się domyślać, że “kirpykla” to fryzjer, “kepykla” to piekarnia, a “skalbykla” – pralnia. Na uniwersytecie wykłady odbywały się w języku, który rozumiało może stu spośród 2700 studentów. W wileńskiej katedrze dochodziło do gorszących bójek w związku z nakazem odprawiania nabożeństw po litewsku. Tysiącami zwalniano z pracy polskich urzędników. Zaczęło się tropienie prawdziwych i mniemanych tajnych organizacji polskich. Jeden przykład warto przytoczyć dosłownie: “Mrozy były tego roku straszne. Wymarzły sady, wymarzły kartofle w dołach. Istnieje taki przepis od mrozów: spisać na kartce dwunastu łysych panów i wyrzucić kartkę – mrozy ustaną. Ktoś w towarzystwie zabawiał się tą receptą. Spisali dziewięć osób, kartki nie wyrzucili, spis został. Nazajutrz była w tym domu rewizja. Policja litewska znalazła spis dziewięciu: ‘listę nowej polskiej organizacji'”. A potem już poszło szybko. Pogromy Polaków. Paradoksalna ustawa o obywatelstwie (“stolica państwa w trzech czwartych zamieszkana przez ‘obcokrajowców’ to zjawisko jeszcze nie notowane w podręcznikach geografii! “). Jak podsumował wileński dorożkarz: “W Sowietach żyć można, ale życia nie ma. W Litwie życie jest, ale żyć nie można”.

Mackiewicz dokładnie przedstawia swoje zabiegi, zmierzające do pojednania skłóconych narodów. Jest jednak realistą, zdaje sobie sprawę z daremności tych starań. A gdzie dwóch się kłóci, tam, jak wiadomo, bolszewik korzysta. Tak było i w przypadku Wilna pod dziewięciomiesięcznymi rządami litewskimi na przełomie lat 1939/40.

Rok 1942? Wątpię…

Pora postawić zasadnicze pytanie: kiedy ta książka powstała? W tekście data pisania pojawia się bodaj tylko raz (“Jest dzień 3 lutego 1942, gdy piszę te słowa”). Zgadzają się z tym słowa Mackiewicza z zacytowanego na okładce artykułu “Przebieg mojej ‘sprawy’ wygląda następująco: Książkę tę skończyłem w roku 1942”. Dalej Mackiewicz wspomina, że “Prawda w oczy nie kole” istniała w dwóch egzemplarzach, z czego jeden “spalił Józef Święcicki w chwili dobijania się policji”, drugi zaś maszynopis pisarz pozostawił “u członka AK, znanego dziennikarza Janusza Ostrowskiego”. Wreszcie wspomina Mackiewicz: “Zaraz po ukazaniu się mojej książki rozpoczyna się wściekła nagonka na moją osobę i w rezultacie tej nagonki notatka w ‘Niepodległości’ pt. ‘Trzej panowie z Gońca'”.

Na podstawie tego artykułu Mackiewicza Nina Karsov pisze w krótkiej przedmowie: “Zdecydowałam opublikować ten tekst pod tytułem ‘Prawda w oczy nie kole’, bo nie mam najmniejszych wątpliwości, że jest to właśnie książka, którą Józef Mackiewicz tak zatytułował”.

Ja mam wątpliwości. Nie tylko dlatego, że maszynopis w wileńskiej bibliotece nosi (wedle Karsov: “napisany na osobnym arkuszu, w mojej opinii, nie ręką Mackiewicza”) tytuł “Przy konfesjonale”. Zgoda, załóżmy, że rzeczywiście tytuł został przez kogoś dopisany. Nie wytrzymuje jednak próby uważnej lektury datowanie tekstu na rok 1942. Nie tylko dlatego, że niektóre rozdziały powstały znacznie wcześniej. “Pożegnanie z bronią” było nawet drukowane w Kownie, w “Chacie Rodzinnej”, już 7 października 1939 (jako “Rozstanie z bronią”), a przedrukowane w pierwszym numerze mackiewiczowskiej “Gazety Codziennej” 25 listopada 1939 (już pod tym tytułem, co w książce). Gorzej, że pojawiają się daty późniejsze. Na s. 17 Mackiewicz przywołuje słynną mowę Goebbelsa o fanatyzmie, wygłoszoną, jak wiadomo, w Sportpalast 18 lutego 1943, zaś na s. 207 cytuje berliński “Signal” z 2 listopada 1943.

Powie ktoś, że to drobiazgi, że się czepiam. Ale przecież wspomniany przez Mackiewicza artykuł “Trzej panowie z ‘Gońca Codzien[nego]'” ukazał się w podziemnej “Niepodległości” w numerze 12., który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wyszedł w drugiej połowie stycznia roku 1943, a więc jakieś dziesięć miesięcy przed ukończeniem tekstu, który teraz otrzymujemy.

Jak pogodzić te sprzeczności? Nie mam gotowej, niepodważalnej odpowiedzi, najwyżej pewną hipotezę. W nocie biograficznej Mackiewicza, zredagowanej niewątpliwie przez niego samego (“Kultura” 1951 nr 6) można przeczytać: “W latach okupacji 1941-43 napisał, kolportowane w podziemiu w kopiach, ‘Prawda w oczy nie kole’ i ‘Dziękujemy Stalinowi za – radosną przyszłość… ‘, w których m.in. zwalczał antysemicką tezę o rzekomej roli Żydów w procesie bolszewizacji”. Może w wydanym obecnie tekście mamy do czynienia z tą drugą książką? Zgadzałaby się data ukończenia (1943). Wacław Lewandowski, autor monografii “Józef Mackiewicz. Artyzm. Biografia. Recepcja” (Londyn 2001, Kontra) podaje, że “dwa z trzech istniejących egzemplarzy maszynopisu tej książki przekazał Mackiewicz do Wilna, w ‘obieg podziemny’, w ten sposób żegnając się z ukochanym miastem […]”. Jeśli jeden z tych dwóch egzemplarzy ocalał i trafił do Biblioteki Litewskiej Akademii Nauk, to może lepiej, że ktoś zmienił mu tytuł na “Przy konfesjonale”. Tekst zatytułowany “Dziękujemy Stalinowi za – radosną przyszłość…”, wszystko jedno, czy rozumiany dosłownie, czy ironicznie, miałby znacznie gorsze szanse na przetrwanie.

Bez względu na tytuł pozostaje wielką zasługą Niny Karsov, że wśród tomów, skrzętnie pozbieranych z artykułów prasowych Mackiewicza, dała nam na setną rocznicę urodzin także nieznaną dotąd zupełnie książkę, w całości przez niego skomponowaną i napisaną. Niech się nazywa, jak chce.

Zobacz: Florczak Zbigniew – Prawo do nostalgii. [Fragmenty szkicu]

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net