Skip to content Skip to footer

Zieliński Jan – Książka na lancy (o tomie Bulbin z jednosielca)

Tytuł: Książka na lancy (o tomie Bulbin z jednosielca)

Autor: Zieliński Jan

Wydawca: “Rzeczpospolita”, Rzecz o książkach, nr 28 z 02.02.2002

Rok: 2002

Opis:

Książka na lancy (o tomie Bulbin z jednosielca)

Jest w tej grubej książce kilka książek i zamiast czytać teksty, opublikowane przez Józefa Mackiewicza w prasie w latach 1922-1936 po kolei, chronologicznie, tak jak zostały kiedyś ogłoszone, a teraz mozolnie i pieczołowicie (cała gmatwanina pseudonimów i kryptonimów!) zidentyfikowane, zebrane i przez londyńską Kontrę opublikowane – można je sobie, na własny użytek, poukładać inaczej.

W mojej lekturze na czoło wysuwa się książka autobiograficzna, wspomnieniowa. Otwiera ją tekst okolicznościowy, bożonarodzeniowy, z roku 1931, “Wspomnienia niepopularne”. Autor sięga pamięcią czasów rosyjskich, kiedy do ziemiańskiego domu przychodzili funkcjonariusze carskiej administracji. Najpierw, na święta, “gardawyje”, po rubla. A potem, w Nowy Rok, “okołodocznyj” – “ten już frontowymi drzwiami i czekać będzie w przedpokoju. Trudno – taka ranga. Czekając, uprzejmie zerka na widniejący w salonie jakiś zakazanie patriotyczny obraz, dostaje trzy ruble, koniecznie papierkiem, bo to subtelniej”. Mackiewicz wspomina choinkę, ozdoby i zabawki, po czym, jako rasowy pisarz, przechodzi do słów. Przypomina, jakie zdziwienie budziło w Wilnie słowo “kanapka”, używane w Krakowie na określenie “buterbrodów” (“Kanapka – mój Boże! Coś podobnie głupiego i… nieapetycznego. Symbol zakurzonego gobelina i starej ciotki”). Wygrzebuje z pamięci inne regionalne zadziwienia językowe (“Nikt nie rozumiał, co to za potrawa” parówki “i dlaczego radyski nazywają gdzieś rzodkiewkami”). Od słów przechodzi do przedmiotów. Przypomina, jak wyglądał baszłyk i ubolewa, że dziś go nie uświadczysz (“Ciepły baszłyk! Nieodzowny rekwizyt sybirskich obrazów powstańczych. Gdzie on teraz? Czy jaki Frliczka, Jabłkowski, czy inny Dom Towarowy z galanterią wie w ogóle, jak baszłyk wygląda!”). Przypomina inne szczegóły życia codziennego, które znikły bezpowrotnie: czekoladę “Żorż Borman”, importowane landrynki, wielki dzwon na dworcu kolejowym (w innym tekście, “Dworzec wileński”, z roku 1933, pojawi się elegia na cześć takiego dzwonu: “Gdyby był został, przerobiono by go na pewno na pociski. Murzyn zrobił swoje: wydzwonił swe trzy razy na odjazd rosyjskich sił zbrojnych i nigdy do Wilna nie powrócił”).

Inne wspomnienie bożonarodzeniowe o roku 1912, kiedy to dziesięcioletni Mackiewicz zastał pod choinką upragnione trzy wielkie tomy “Życia zwierząt” Brehma (tekst “Alfred Brehm” z roku 1934). Był już wtedy sam zamiłowanym przyrodnikiem, w klatce “schowawszy główki pod skrzydełkiem” spały ukochane ptaki. Wszyscy łamali się opłatkiem, a on nie mógł się oderwać od upragnionej książki. (Świetne teksty o przyrodzie składają się na kolejną książkę, jaką można wykroić z “Bulbina z jednosielca”).

Ale przed rokiem 1912 trzeba by umiejscowić w czasie wspomnienie innej lektury, zawarte w interwencyjnym artykule “Ptaki w klatce” z roku 1935. Interwencyjnym, bo chodziło Mackiewiczowi o wyśmianie proponowanego przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami zakazu łowienia ptaków na użytek młodych kolekcjonerów. Mackiewicz wspomina tu swą fascynację książką “Priroda”, napisaną przez pewnego profesora z Kazania, którego nazwisko po latach mu umknęło (nazywał się Bogdanow). Książkę, wypożyczoną ze szkolnej biblioteki, czytał wiele razy, zadecydowała ona o wyborze studiów przyrodniczych.

Do wczesnego dzieciństwa odnosi się też wspomnienie krajobrazu podwileńskich Markuć (“Jakże pięknie tam było. [… ] Drogi wśród jarów, drogi spadające jak wodospady. Osłaniała je płaszczem zieleni leszczyna, a wszędzie dęby i dęby, i sosny”), zawarte w eseju “Ostatnia posiadłość ziemska Puszkinów” (rok 1935). Natomiast wspomnienie lat gimnazjalnych, z wileńskiego gimnazjum Winogradowa, narzuca się autorowi, łącznie z nazwiskami nauczycieli, w reportażu z konfliktu szkolnego w Wołożynie (rok 1936).

Szelki cięte szablą

Jak widać w przywołanym cytacie ze szkicu “Dworzec wileński”, osobiste wspomnienia przeplatają się nierozerwalnie z historią. Tak jest też w kolejnym tekście z autobiografii Mackiewicza, którą wyczytuję w “Bulbinie z jednosielca”: we wspomnieniu “Pierwsze strzały Wielkiej Wojny” (1934). Dowiadujemy się z niego, że latem roku czternastego dwunastoletni wówczas Mackiewicz był z rodzicami w Ciechocinku, blisko ówczesnej granicy niemiecko-rosyjskiej i… prowadził dziennik. Daje nawet dwa zdania zapamiętane z tego dziennika, z czego można wnioskować, że się ów diariusz nie zachował. Cytaty znamienne przez połączenie prywatności z historią: “Dziś wyjechała z Ciechocinka orkiestra wojskowa” i “dziś odszedł ostatni pociąg do Aleksandrowa”. A zatem: kończyła się pewna epoka, kończyła się pewna kultura, a dla przyszłego pisarza kończyło się dzieciństwo.

Wspomnienie o początku pierwszej wojny światowej zawiera pyszny obrazek z Nieszawy, podpatrzony okiem człowieka już wówczas wyczulonego na znamienne, historyczne paradoksy: oto na dachu ratusza powiewała już flaga niemiecka, zaś przed głównym wejściem stał jeszcze, jak za carskich czasów, “gorodowoj”.

Dalej mamy wspomnienie z początku wojny – stróż w domu przy Niemieckiej miał pięciu synów i kiedy jeden z nich przyjechał z frontu na urlop, dumny ojciec zaszedł z nim do państwa Mackiewiczów (“Matka nam wtedy pozwoliła pójść do kuchni, kazała nalać herbaty, podać ciasta, i szeregowiec 105-tego opowiadał o wojnie” – “W 105-ym Orenburskim”, tekst z roku 1935). Szeregowiec wrócił potem na front i trafił do niemieckiej niewoli. Mackiewicz wspomina jeszcze dwóch wilnian z tegoż Pułku Orenburskiego, po czym relacjonuje anegdoty z życia oficera tegoż pułku, Miasojedowa (o którym po wojnie, jak wiadomo, napisze powieść).

Potem kolej na wspomnienie z końca Wielkiej Wojny – manifestacja w Wilnie 20 października 1918 roku. “Piętnastolatek”, jak skromnie pisze o sobie Mackiewicz (ale, urodzony 1 kwietnia 1902, miał już w rzeczywistości lat szesnaście i pół), ruszył na demonstracje dobrze przygotowany: “Uzbrojony w krótki oficerski bagnecik niemiecki pod bluzką, włożyłem kastet do kieszeni i ruszyłem do szkoły”. Wspomnienia starć z konną policją niemiecką czyta się jak scenariusz do filmu historycznego. Z właściwym sobie wyczuciem szczegółu Mackiewicz opisuje, jak niemiecki kawalerzysta tnie kolegę Komorowskiego, który jeszcze długo potem będzie z dumą pokazywał “wygiętą od uderzenia szabli sprzączkę szelek”.

Bolszewika goń!

Dalej jest miejsce na wspomnienia z wojny polsko-bolszewickiej, które tu tylko, jako zatwardziały pacyfista, w wielkim skrócie relacjonuję. Pokazuje się w nich Józef Mackiewicz w roli pisarza-batalisty obdarzonego umiejętnością plastycznego kreślenia scen dynamicznych i bardzo sugestywnych.

Mackiewicz poszedł na wojnę jako ochotnik, z początkiem roku 1919. Służył najpierw w 10. pułku ułanów Dywizji Litewsko-Białoruskiej, a potem został na własne życzenie przeniesiony do 13. pułku ułanów (później: 3. pułku strzelców konnych) pod wodzą majora Jerzego Dąbrowskiego, gdzie zetknął się z ochotnikami rosyjskimi, z jazdą tatarską i z Kozakami kubańskimi. Pokłosiem zadzierzgniętego wówczas braterstwa broni będzie słynna “Kontra”. Latem roku 1920 pułk, w którym walczył Mackiewicz (211. pułk ułanów), osłaniał odwrót wojsk polskich z Wilna.

Wspomnienia z wojny bolszewickiej układają się w rocznicowy cykl “Dziesięć lat temu…” (1930). Mackiewicz o sobie pisze tu z lekkim dystansem, stylizuje się trochę na współczesnego Don Kichota: “a z nim ja, jako żywo i jako ułan, z koniem, niemieckim mauzerem kawaleryjskim, złataustowską szaszką i teatralną lornetką, pożyczoną od kolegi”. Ułan z teatralną lornetką? Kontrastuje z nim podpatrzony pod Wyszogrodem ułan w okularach, czytający książeczkę do nabożeństwa (“zginął w ataku tego samego dnia, może dręczyło go przeczucie”). A kulminuje ten wątek cervantesowski w pysznym obrazku z ostatniej fazy kampanii, kiedy goniono bolszewików pod Mławę, a ci pozbywając się balastu rzucili w błoto pułkową bibliotekę: “Bywało, lancą nadziejesz sobie książkę, przyciągniesz w górę, poczytasz na siodle w długich marszach z nudów i znów rzucisz, a nową weźmiesz”.

Wykroiłem z 540-stronicowej księgi prasowych tekstów Mackiewicza jeden wątek, jego autobiografię. A przecież dałoby się równolegle wykroić i książkę o przyrodzie, i zbiór felietonów politycznych, propagujących szczególne rozumienie lokalnego interesu polskich Litwinów, uważających się za spadkobierców Wielkiego Księstwa Litewskiego, i zbiór artykułów politycznych, wskazujących na zagrożenie bolszewickie w Europie, ale i w Azji oraz w Afryce (“Albowiem komunizm, jako program i jako system, usuwa poza nawias wszelkie proste lub złożone funkcje psychiki ludzkiej, które nie prowadzą do międzynarodowej rewolucji, a tym samym do zniszczenia naszego świata, zarówno moralnego, jak ideowego”, tekst z roku 1936); dałoby się ułożyć ciekawy zbiorek esejów literackich oraz recenzji teatralnych, które niewiele ustępują najlepszym w tym gatunku tekstom Słonimskiego.

“Bulbin z jednosielca” zamyka się na roku 1936. Nina Karsov zapowiada kolejne tomy dzieł Józefa Mackiewicza, które obejmą teksty prasowe z lat 1937-1938 oraz 1939-1949 i zostaną zaopatrzone w bibliografię (w opracowaniu Michała Bąkowskiego). Nie znając na razie tych tomów, można już z góry zgadywać, że i z nich da się wykroić wątki autobiograficzne, przyrodnicze, polityczne i kulturalne, które będą stanowić naturalną kontynuację wątków “Bulbina z jednosielca”. Błyskotliwe pióro Józefa Mackiewicza sprawia, że od tych książek w odcinkach po wielu latach, jakie upłynęły od ich napisania, trudno się oderwać.

 

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net