Tytuł: Śledztwo w sprawie Mackiewicza
Autor: Klecel Marek
Wydawca: “Gazeta Polska” 17 maja 2009, nr 21; tekst nadesłany przez Autora na prośbę majstra.
Rok: 2009
Opis:
Śledztwo w sprawie Mackiewicza
Pisarz Józef Mackiewicz, mimo ponad ćwierćwiecza od jego śmierci, ma nadal zapamiętałych przeciwników, a nawet wrogów. Dawniej były wśród nich zarówno władze komunistyczne PRL, jak i niektóre znane i ważne postacie konspiracji i emigracji wojennej, obecnie, po 1989 roku lewicowa część dawnej opozycji, zwłaszcza środowisko “Gazety Wyborczej”, gdzie Mackiewicz funkcjonuje jako “zoologiczny antykomunista”, a nawet osobliwi przyjaciele, jak wyłączny wydawca jego dzieł w Londynie Nina Karsov-Szechter, która koncesjonuje raczej twórczość pisarza niż ją propaguje. Ostatnio dołączyli do tych nieprzyjaciół strażnicy jednego z archiwów w kraju, pilnujący, by materiały archiwalne po pisarzu zostały zapieczętowane i niedostępne.
Ten osobliwy sojusz przeciwników Mackiewicz zyskiwał już od czasów wojny, nie zakończył się on, jak widać, po śmierci pisarza, a nawet po roku 1989. Najpierw w okupowanym przez Niemców Wilnie został oskarżony o kolaborację i skazany przez lokalne władze AK na śmierć. Współpraca z wrogiem miała polegać na publikacji kilku artykułów, słownie czterech w ciągu kilku miesięcy 1941 roku w gazecie “Goniec Codzienny”, wydawanej przez Niemców, w tym wywiadu, jakiego udzielił Mackiewicz po odkryciu grobów w Katyniu, gdzie był na zaproszenie Niemców, za zgodą władz AK. Pod koniec wojny jako świadek Katynia był już napiętnowany jako wróg publiczny nadchodzącego systemu komunistycznego, a na emigracji, dokąd musiał uciekać niewątpliwie z obawy o własne życie, znalazł w tamtejszych środowiskach również wielu przeciwników z racji wojennego wyroku, jak i z powodu swej bezkompromisowej postawy i krytyki krótkowzrocznej często polityki wobec komunizmu w Polsce (i na świecie), jaka z czasem pojawiła się w części emigracji. Tu szczególnie wpływowym przeciwnikiem okazał się Jan Nowak-Jeziorański jako dyrektor Radia “Wolna Europa” w Monachium, gdzie mieszkał również Mackiewicz, w bardzo trudnych zresztą warunkach materialnych, utrzymując się tylko z własnej pracy pisarskiej i publicystyki.
Już pośmiertnie zyskał Mackiewicz osobliwego nieprzyjaciela, jakim okazał się wydawca jego własnych książek, właścicielka wydawnictwa “Kontra” w Londynie Nina Karsov-Szechter. Zdobywszy prawa autorskie, decyduje ona całkowicie o rozpowszechnianiu twórczości pisarza, sprzedaży jego książek w kraju, o przekładach na języki obce. Uprawia przy tym dość dziwny proceder, wydając kolejne tomy Mackiewicza, zastrzega, że zezwala na ich rozpowszechnianie w kraju wbrew “woli zmarłego Pisarza i wbrew własnym przekonaniom”. Każda książka Mackiewicza zaopatrzona jest w karkołomną adnotację tej treści, jakby pisarzowi nie zależało na wydawaniu jego książek w kraju po upadku komunizmu. Rzecz może mieć podłoże banalne, choć nie tylko finansowe, chodzi o kontrolę pozycji Mackiewicza, decydowanie o tym, czy i jak będzie obecny. Właścicielka Mackiewicza grozi wokół procesami sądowymi, nie zgadza się na wydanie gotowych już przekładów na niemiecki i rosyjski, nawet na wydanie jego książek na rodzinnej Litwie. Ostatnio władza Niny Karsov sięga także, jak się zdaje, archiwów krajowych. W Archiwum Emigracji przy Uniwersytecie w Toruniu, gdzie przekazano emigracyjne archiwa z Londynu, materiały, zwłaszcza korespondencja Józefa Mackiewicza, zostały zamknięte. Nie tylko badacze, ale i rodzina pisarza, córka Halina Mackiewicz, nie mogą się z nimi zapoznać, z nich korzystać.
Pisarz wykluczony?
Sprawa Józefa Mackiewicza jest więc nadzwyczaj dziwna i niepokojąca, stawała się przez ponad pół wieku symptomem polskich reakcji i sporów różnych środowisk, objawem uwikłań i uzależnień, a z drugiej strony niemocy i naiwności, łatwizny i wiary w pozory, braku rozeznania w prawdziwych, a nie pozornych racjach i wartościach, w podatności na manipulację, w braku odwagi umysłowej i hipokryzji, która przeżera wiele opiniotwórczych środowisk. W wypadku Mackiewicza to niemożność rozpoznania jego prawdziwie, a nie konwencjonalnie niezależnej postawy i poglądów, niedocenienie roli człowieka prawdziwie przewidującego, krytycznego i wnikliwego, ostrzegającego przed niebezpieczeństwami, na odrzucenie i wykluczenie którego żadne społeczeństwo nie może sobie pozwolić.
Jeden z najważniejszych polskich pisarzy XX wieku jest z różnych stron atakowany lub dezawuowany jako człowiek zbytnio upolityczniony, konfliktowy antykomunista, reakcjonista, jakby powiedzieli marksiści, uzależniony od przeciwników i ich opinii i idei. Mimo że jego bezkompromisowa postawa i poglądy potwierdzały się po 1989 roku w tym przynajmniej sensie, że walka z komunizmem była ze wszech miar słuszna, to przecież jego twórczość nie utorowała sobie wtedy drogi do krajowych czytelników. Wprost przeciwnie, jeśli jego powieści Droga donikąd czy Nie trzeba głośno mówić wydawano konspiracyjnie w latach 80. w dużych nakładach, to w następnym dziesięcioleciu Mackiewicz stał się niemal nieobecny jako “persona non grata”, został wykluczony, mówiąc językiem środowisk tolerancyjnych, z obiegu krajowego. To w kierownictwie “Gazety Wyborczej” zawyrokowano, że jest “zoologicznym antykomunistą” (co Mackiewicza jako przyrodnika z wykształcenia tylko by ucieszyło) i jako taki nie ma wstępu nie tylko na salony, ale i pod strzechy. Ta kwalifikacja gatunkowa jest o tyle ciekawa i znacząca, że mąż wydawcy Niny Karsov-Szechter to krewny Adama Michnika. Znów zatem został wydany wyrok na Mackiewicza, wyrok śmierci zamieniono tylko łaskawie na prawo do wegetacji, egzekucję zastąpiono wyrokiem śmierci cywilnej, publicznej nieobecności, czyli wyrokiem damnatio memoriae, skazania na niepamięć.
Sprawa Mackiewicza wracała mimo to co jakiś czas w kampaniach prasowych i w kolejnych procesach sądowych, jakie wytaczała córka pisarza Halina Mackiewicz, roszcząc sobie słuszne prawa do spuścizny po ojcu. Jak dotąd bez skutku. Niedawno sąd polski przyznał, czy też potwierdził te prawa przyznane Ninie Karsov przez sąd niemiecki. Tą niepokojącą sprawą Mackiewicza zajął się Grzegorz Eberhardt w obszernej i bardzo osobistej książce Pisarz dla dorosłych. Opowieść o Józefie Mackiewiczu (Wydawnictwo “Lena”, Stowarzyszenie “Solidarność Walcząca”, Wrocław 2008, posłowie Maciej Rybiński). Autor poświęcił lata pracy, by przeprowadzić swoiste śledztwo dziennikarskie w sprawie Mackiewicza, zbadać okoliczności wszystkich wyroków, od wyroku śmierci począwszy, poprzez skazanie na milczenie i zapomnienie, aż do różnego rodzaju opinii negatywnych i pomówień, które powstawały i krążyły zbiorowo pod wpływem sporów i polemik, których bezkompromisowy Mackiewicz oczywiście nie unikał. Praca Eberhardta jest imponująca, zawiera wyniki wieloletnich poszukiwań i badań autora, tropiącego dosłownie wszystkie wątki biografii pisarza, nie wyłączając oczywiście jego twórczości prozatorskiej i publicystycznej. Autor prześledził kolejne kampanie emigracyjne wokół pisarza, spory, które prowadził, przeciwników, których sobie przysporzył. Książka gromadzi na prawie 800 stronach także ogromny materiał dokumentalny na temat wszystkiego, co dotyczyło Mackiewicza. Jest napisana z polemiczną pasją przez autora, który nie zamierzał być tylko biografem lub badaczem literatury, ale chciał stać się przede wszystkim obrońcą Mackiewicza, rzecznikiem jego słusznej, ale skazanej na niebyt sprawy, wokół której czyni się wiele zabiegów, by w ogóle postać Mackiewicza przestała istnieć.
Książka Eberhardta jest swoistym reportażem z frontu walki o przywrócenie Mackiewiczowi należnego miejsca w polskiej kulturze, zdjęcie z niego politycznego piętna wiecznego polemisty, weredyka i mizantropa, którego twórczość najlepiej zamknąć w archiwach. Także to piętno antykomunisty, które wykluczało z PRL, ale, o dziwo, działa i dziś, zostało rozciągnięte po roku 1989, gdy powinno być zasługą a nie karą. W sprawie Mackiewicza splątały się w nierozerwalny węzeł wszelkie polskie sprzeczności wynikające z uwikłania w warunki historyczne i polityczne, a także w personalne potyczki, rozgrywki i wybory, raz osobiste, raz grupowe, jedne przeciw drugim, tyle że nigdy (może z wyjątkiem sytuacji zagrożenia, wojny, obrony), nie rozwiązywanych, nie rozstrzyganych dla racji ogólniejszej, dla dobra wyższego i wspólnego. W sprawie Mackiewicza sprzymierzyły się poniekąd przeciw niemu zarówno dawne władze PRL z ich ideologią, oraz niektóre, przeciwne mu kręgi emigracji, dawni oponenci pisarza, dla których jest nadal okupacyjnym kolaborantem, z nowymi przeciwnikami, dla których pozostanie wiecznym tylko antykomunistą i kontrrewolucjonistą, co w panującym obecnym klimacie lewicowo-lewackim jest z jednym z głównych powodów wykluczenia.
Zarzut okupacyjnej kolaboracji, który ciąży, jak widać, na Mackiewiczu przez całe jego życie, powstał z powodu publikacji kilku artykułów w gazecie “Goniec Codzienny”, wydawanej przez Niemców. Nie miały one bynajmniej charakteru proniemieckiego, wśród nich był wywiad o Katyniu, dokąd pojechał Mackiewicz za zgodą AK. Nieco wcześniej prawdopodobnie, w tym samym roku 1943 zapadł wyrok śmierci w kręgu władz wileńskiej AK w dość niejasnych warunkach, być może pod wpływem sowieckiej agentury, zatwierdzony następnie w Warszawie. Został on jednak zawieszony, zapewne po odkryciu grobów w Katyniu, przez lokalnego komendanta AK “Wilka” Krzyżanowskiego. Wyrok ten miała wykonać grupa egzekucyjna AK, kierowana przez Sergiusza Piaseckiego, również pisarza, wtedy nawet bardziej znanego od Mackiewicza, który zresztą odmówił wykonania wyroku. Surowa opinia o Mackiewiczu ciągnęła się za nim na emigracji i nie zmienił jej nawet sąd koleżeński, który odbył się zaraz po wojnie w Rzymie i miał rozstrzygnąć ostatecznie jego sprawę. W ocenie kolaboracji wojennej ludzi pióra, zwłaszcza po latach, trzeba wziąć pod uwagę wiele okoliczności, nie tylko miejsce druku, ale i charakter i cel publikacji oraz ich szerszy, polityczny kontekst. Trzeba przypomnieć, że sprawa kolaboracji sowieckiej dziesiątków pisarzy we Lwowie od 1939 roku, była traktowana nadzwyczaj tolerancyjnie, również przez ówczesne władze AK, nie mówiąc o czasach późniejszych. A to zwarte środowisko, które powstało już na początku wojny we Lwowie, nazwane wtedy przez czynnego w nim Aleksandra Wata środowiskiem “polskich pisarzy sowieckich”, bez żadnych zahamowań, często z entuzjazmem współpracowało z władzami sowieckim niemal jako agentura i kontynuowało tę bardzo szkodliwą rolę podczas tworzenia systemu komunistycznego w powojennej Polsce, w sowietyzacji kultury w okresie tzw. socrealizmu.
Dla Mackiewicza komunizm był największym wówczas zagrożeniem światowym, postępującym od zwycięstwa sowieckiego i władającym już połową Europy po II wojnie światowej. Pisarz wielokrotnie podkreślał: “należę do wyjątków upierających się przy niepopularnej tezie, że wrogiem nr 1 każdego narodu są (tzn. powinni być): komuniści własnego narodu, przede wszystkim. Teza niepopularna, sprzeczna ze stanowiskiem politycznej emigracji wszelkich odcieni”. Mówił to w 1977 roku, a więc gdy komunizm sowiecki przeniknął już do społeczeństw Europy Wschodniej i stworzył mutacje krajowe czy narodowe. Mackiewicz widział rosnące zagrożenie komunizmu, jego rozwój od prymitywnego sowietyzmu po wojnie, aż po jego coraz dalsze, precyzyjniejsze wpływy sięgające również na Zachód. Dlatego był przeciwny wszelkim kompromisom z władzami PRL, bądź złudzeniom co do niej, co miało miejsce okresowo na emigracji, czy to w nastawieniu paryskiej “Kultury” i jej politycznego szefa, czy Radia “Wolna Europa”. Mackiewicz był bezkompromisowy w tym względzie, przysparzał sobie kłopotów i przeciwników, również na emigracji bywał “przemilczany” lub zwalczany. Tak było wcześniej z jego książka dokumentalną o Katyniu, którą napisał zaraz po wojnie anonimowo na zlecenie władz wojskowych. Później przypisano jej autorstwo generałowi Andersowi. Po niedawnej publikacji krajowej tej jednej z ważniejszych książek o Katyniu jej wydawca i autor opracowania Jacek Trznadel zostali pozwani do sądu przez Ninę Karsov-Szechter.
Sprawa Nowaka
Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników Mackiewicza na emigracji był słynny “emisariusz z Warszawy” Jan Nowak-Jeziorański, długoletni dyrektor polskiej sekcji RWE. Tłem tego sporu, a właściwie jednostronnego ataku Nowaka była nieustannie rzekoma kolaboracja wojenna Mackiewicza. Ale, jak można dziś podejrzewać, krył się za tym własny kompleks wojennej przeszłości Jana Nowaka, a właściwie Zdzisława Jeziorańskiego. W obszernym rozdziale “Łapać złodzieja!” Eberhardt przedstawia również “sprawę Nowaka”, a zwłaszcza niejasny epizod z jego biografii na początku okupacji w Warszawie. Korzystając z rozlicznych dokumentów, relacji i świadectw z emigracji, zwłaszcza Kazimierza Zamorskiego, pracownika RWE, autora książki Pod anteną Radia Wolna Europa, ważnego świadka Barbary Szubskiej z USA, archiwum w Rappersville, a także procesu sądowego w Niemczech, który miał związek z tą sprawą, autor przekonuje, że Nowak-Jeziorański od 1940 do 1942 roku był komisarzem w niemieckim Zarządzie do spraw przejętego majątku żydowskiego w Warszawie. Sprawa ta wypłynęła dopiero w 1970 roku po oświadczeniu Johanna Kassnera, również komisarza okupacyjnego Zarządu, który stwierdzał, że bracia Jeziorańscy “w latach 1940-1942 zatrudnieni byli w Komisarycznym Zarządzie zabezpieczonych nieruchomości w Warszawie, Polska, jako oficjalnie i urzędowo umocowani nadkomisarze”. Nowak tłumaczył później, ze była to robota służb specjalnych PRL, ich agentury, która infiltrowała Radio Wolna Europa pod wodzą słynnego kapitana Czechowicza. Tym tropem idzie także historyk Paweł Machcewicz w książce “Monachijska menażeria. Walka z Radiem Wolna Europa” (IPN 2007), w której powołuje się na oświadczenie tegoż Czechowicza, że Kassner został wykorzystany i opłacony przez służby PRL. Czy jednak świadectwo agenta PRL, który szczycił się później przesadnie w propagandzie PRL ze swego sukcesu, jakim była inwigilacja RWE, jest więcej warte od oświadczenia Kassnera? Był on jednak o tyle wiarygodnym świadkiem, że o działalności tego Zarządu mógł wiedzieć od swej żony Barbary Szubskiej, która była córką dyrektora Zarządu Bazylego Koczubeja, ten zaś z kolei, jak dziś wiadomo, współpracował w tym czasie z wywiadem brytyjskim. Po oświadczeniu Kassnera pojawił się w niemieckiej prasie artykuł Joachima Goerlicha, który informował o współpracy Nowaka z niemiecką administracją w czasie wojny. Nowak pozwał go do sądu, tłumacząc później, że, owszem, pracował jako treuhaender, powiernik mienia pożydowskiego, ale dopiero od połowy 1941 i za wiedzą władz konspiracyjnych (ta wersja znajdzie się w jego Kurierze z Warszawy). Kilkanaście lat temu Jacek Trznadel przeprowadził wywiad w tej sprawie z Kazimierzem Zamorskim dla “Gazety Polskiej” (40/1994), w którym ten ostatni stwierdzał: “Goerlich go nie przeprosił i sprawa poszła do sądu, a w sądzie Nowak nie mógł powiedzieć, że nie, bo za fałszywe zeznanie można grubo beknąć. I musiał przyznać, że od czterdziestego do 42 roku był tym nadkomisarzem (był tam też jego brat). (…) Mam zeznanie jego w sądzie kolońskim, gdzie on się przyznał, że był tym komisarzem w Komisarische Verwaltung pożydowskich nieruchomości w Warszawie. – Pytanie jest, czy on tam nie był oddelegowany? – W 1940 roku?”. Jak przyznaje sam Nowak-Jeziorański, kontakty z podziemiem nawiązał w połowie 1941 roku, a więc do tego czasu współpracował z Niemcami na własna rękę. Po przegranym w 1975 roku procesie, a także po wewnętrznych konfliktach personalnych w Rozgłośni, odszedł, czy też został odwołany z funkcji dyrektora przez amerykańskie władze RWE.
Barbara Szubska informowała szeroko Mackiewicza o tej sprawie i jej korespondencja z pisarzem jest ważnym dowodem w tej sprawie. Zachowała się, na szczęście, nie w archiwum w Toruniu, lecz w Rapperswilu. Mackiewicz był więc dobrze poinformowany o sprawie Nowaka, ale nie wykorzystywał tego, choć Nowak wielokrotnie go atakował, a jak wynika z listów Szubskiej organizował także emigracyjny front przeciw niemu. Barbara Szubska, jako osoba dobrze zorientowana w działalności Kommissarische Verwaltung i zatrudnionych w nim pracownikach, złożyła również obszerne oświadczenie w tej sprawie przed notariuszem amerykańskim w 1979 roku. Znajduje się ono również w archiwum w Rapperswilu.
Cóż zatem powiedzieć o sednie sporu między Nowakiem-Jezioranskim a Mackiewiczem, jeśli był to w ogóle spór, a nie jednostronny atak wywoływany niewygodą, kompleksem pamięci własnej słynnego konspiratora i kombatanta. Czy epizod współpracy z Niemcami w tak newralgicznej sprawie jak zarządzanie majątkiem odebranym Żydom podczas okupacji nie był kolaboracją, a napisanie trzech neutralnych artykułów w gazecie niemieckiej był kolaboracją na zawsze?
Opinia Nowaka-Jeziorańskiego o Mackiewiczu zbiegała się po części z opiniami w kraju władz politycznych PRL, a także dopuszczanych nieraz do głosu opiniach, mających charakter politycznego paszkwilu, po ważniejszych publikacjach Mackiewicza. Po wydaniu jego najważniejszych powieści wojennych pojawiły się obstalowane niewątpliwie politycznie artykuły Romana Koraba-Żebryka, który odgrywał rolę niereżimowego kombatanta AK, a też, niestety, Pawła Jasienicy, który w 1955 roku w tygodniku “Świat” opublikował artykuł Moralne zwłoki szlachcica kresowego, którego pretekstem właściwie było wydanie powieści Mackiewicza Droga donikąd. Prócz stałego już passusu o kolaboracji padają tam zjadliwe zdania o osobie autora, jakby dyktowane osobistym urazem, ale już w duchu systemu i “po linii partyjnej”. Jasienica zarzuca Mackiewiczowi tchórzostwo, to że uciekał przed “wyzwoleniem” na Zachód wbrew swym namowom do walki z komunizmem, jakby pisarz miał zgodzić się na wyrok, który Urząd Bezpieczeństwa chętnie by na nim wykonał w imieniu egzekutywy AK.
Zamknąć archiwa!
W swym śledztwie w sprawie Józefa Mackiewicza Grzegorz Eberhardt nie poprzestał na sprawdzaniu dostępnych źródeł, poszukiwał także nowych, które by wyjaśniły sporne kwestie. Tu natknął się na niespodziewane i wręcz kuriozalne przeszkody prawno-biurokratyczne. Kiedy odmówiono mu dostępu do Archiwum Emigracji w Toruniu, odwołuje się do rektora Uniwersytetu. Ten odpowiedział urzędowo, że materiały po Mackiewiczu nie są udostępniane na prośbę wydawcy i z obawy przed procesami sądowymi: “Uniwersytet respektuje prośbę Pani Niny Karsov-Szechter z Londynu, nominalnego właściciela tych praw o ‘nieudostepnianie wszelkich rękopisów i dokumentów pisarza’ do czasu rozstrzygnięcia sporu sądowego; – Uniwersytet nie zamierza być stroną w tym sporze”. Autor odwołuje się do sądu w Bydgoszczy, by rozstrzygnął sprawę. Zaczyna się długotrwała wymiana pism urzędowych i opinii prawnych między Archiwami Państwowymi, Ministerstwem Kultury i Ministerstwem Edukacji, odsyłanie autora jako petenta od jednej instytucji do drugiej, by w rezultacie potwierdzić prawa Niny Karsov. Werdykt ostateczny: Mackiewicz zabroniony. A przecież sprawa np. korespondencji Mackiewicza nie jest wcale oczywista: kto może nią dysponować, właściciel praw po nadawcy czy po adresacie?
Interesy wydawcy Mackiewicza zbiegają się dziwnie z interesami obecnych dysponentów, a może już właścicieli Archiwum w Toruniu. Wiadomo, że badacze z nimi zaprzyjaźnieni mieli dostęp do pism Mackiewicza. Powstaje więc zamknięty krąg pewnej własności, własności informacji, własności tego, jak Mackiewicz będzie przedstawiany, a można podejrzewać, i ustawiany. Nina Karsov-Szechter wydaje następne dzieła Mackiewicza, w których, podobnie jak we wznowieniach innych jego utworów, zrezygnowała już z kuriozalnej adnotacji wydawniczej. Te nowe tomy to głównie zbiory czy też wybory wczesnej publicystyki Mackiewicza. Grzegorz Eberhardt wykazał w swej książce, że pominięto w nich istotne artykuły pisarza. W całej sprawie toruńskiego archiwum i to jest ciekawe, że specjalistą od literatury emigracyjnej na uniwersyteckiej polonistyce jest prof. Janusz Kryszak, który nie kryje, że był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
Autor, mimo wszystko, nie rezygnuje. Gdy zostaje otwarte archiwum przy Muzeum Polskim w Rapperswilu, znajduje tam pokaźny i ważny dla całej sprawy zbiór korespondencji Mackiewicza. Jakież jest jednak jego zdumienie, gdy dowiaduje się, że papiery Mackiewicza porządkuje już asystentka prof. Kryszaka wysłana tam z Torunia. Czy Nina Karsov-Szechter opanuje także Muzeum w Rapperswilu, czy jego władze również zakneblują pisarza. Autor nie ustaje w zabiegach, by spuścizna po Mackiewiczu była dostępna, czytana, badana, by znalazła należne jej miejsce w literaturze polskiej. Interweniuje w Ministerstwie Kultury, a nawet w Kancelarii Prezydenta. Przypomina precedens praw autorskich po Pawle Jasienicy, ten kuriozalny przypadek, gdy prawa te przejął syn jego drugiej żony, która była agentką SB, a praw tych została pozbawiona córka pisarza. Po latach procesów sąd przywrócił jej te prawa, uznając, że poprzedni właściciel wszedł w ich posiadanie w sposób niegodny. A przecież Nina Karsov-Szechter sama przyznaje, że postępuje “wbrew woli zmarłego pisarza”…