Skip to content Skip to footer

Nagroda Literacka JM. Edycja 2002

Książki nominowane 2002

Sekretarz Kapituły Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza, Stanisław Michalkiewicz informuje, że na posiedzeniu Kapituła nominowała do tegorocznej edycji Nagrody następujące książki:

 

Lwy mojego podwórka Jarosława Abramowa-Newerlego (Wyd. Twój Styl),
Jest Dawida Bieńkowskiego (Wyd. Agawa),
Żydzi i Polacy Marka Jana Chodakiewicza (Wyd. Fronda),
Proces pokazowy Wojciecha Klewca (Wyd. El-Ka),
Wspomnienia wojenne Karoliny Lanckorońskiej (Wyd. Znak),
Punkt oparcia Pawła Lisickiego (Wyd. Fronda),
Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945 Władysława i Ewy Siemaszków (Wyd. von Borowiecky),
Postkomunizm Jadwigi Staniszkis (Wyd. słowo/obraz terytoria),
Oda chorej duszy Wojciecha Wencla (Wyd. Fundacja bruLionu),
Traktat o gnidach i cd. Piotra Wierzbickiego (Wyd. Zysk i S-ka),
Niemcy w Polsce Marka Zybury (Wydawnictwo Dolnośląskie)

Książki nagrodzone i laureaci

Kapituła na publicznym posiedzeniu 11 listopada 2002 roku w Galerii Porczyńskich przy placu Bankowym 3/5 w Warszawie ogłosiła, iż

Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza przyznaje

Władysławowi i Ewie Siemaszkom

za pracę

“Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”

którą w dwóch tomach wydało w 2000 r. Wydawnictwo von Borowiecky przy pomocy finansowej wielu instytucji, m.in. Kancelarii Prezydenta RP, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Kapituła przyznała również wyróżnienia

Dawidowi Bieńkowskiemu za powieść “Jest” (Wyd. Agawa)

oraz

Wojciechowi Klewcowi za książkę “Proces pokazowy. Oskarżony Augusto Pinochet” (Wyd. El-Ka)

*

Jacek Trznadel: Laudacja książki Ewy i Władysława Siemaszków, uhonorowanej przyznaną po raz pierwszy Nagrodą Literacką im. Józefa Mackiewicza, wygłoszona 11 listopada 2002 r. w Warszawie

“Kilka cytatów:

Znaleziono niemowlę z rozdeptaną główką, rączkami i nóżkami wyrwanymi i rozczapierzonymi, z przypiętym napisem „polski orzeł” (s. 123).

Schwytanemu upowcy wydłubali oczy, obcięli język, ręce i nogi, a korpusem podparli drzwi (s. 136).

Dzieci były przywiązywane za rączki do drzewa i rozrywane (s. 183).

Siedmioletnią córeczkę porwali i nasadzili na pal (na oczach matki (s. 249).

Rozcięto jej brzuch w taki sposób, że widać było nienarodzone dziecko (s. 283).

Dzieci przybite do ziemi kołkami przez brzuch (s. 305).

Antoni Rudnicki cięty po kawałku piłą od stóp do głowy (s. 315).

Nauczyciela złapanego w lesie upowcy zamordowali przez wycięcie pępka i wyciągnięcie jelita, którym okręcono drzewo (s. 322).

Ojca i syna przybili gwoździami do podłogi (s. 335).

Paroletni synek został przybity do stołu za język (s. 351).

Znaleziono jego zwłoki bez nóg i rąk, miał wyrwany język i wypalone oczy (s. 367).

Ukraińcy obnosili po wsi zwłoki dzieci nabite na widły (s. 411).

Rozerwali końmi Felka Pawłowskiego (s. 432).

Genowefa, lat ok. 20, z której zdzierano skórę i solono. (s. 737).

Rozcięto mu klatkę piersiową i wyjęto pulsujące serce (s. 764).

Ukrainiec zakopał żywcem 3 dzieci (s. 942).

Mężczyznom poza obcinaniem kończyn i genitalii nacinano skórę u nasady szyi i zdzierano ją do pasa (s. 1158).

Ukraińcy przywiązywali do drzew i oblewali zimną wodą aż warstwa lodu pokryła ofiary (s. 1220).”

CZARNA KSIĘGA UKRAIŃSKIEGO LUDOBÓJSTWA

(zagłada Polaków na Wołyniu)

“Monografia Ewy i Władysława Siemaszków, która zdobyła I tegoroczną nagrodę im. Józefa Mackiewicza i Złoty Medal, odsłania ciemną i zatartą kartę naszej historii. Ludobójstwo niemieckie istniało w naszej pamięci społecznej od początku, ludobójstwo sowieckie zdążyło już trwale w tej pamięci zaistnieć, wiedza o ludobójstwie dokonanym w czasie ostatniej wojny na Wołyniu przez nacjonalistów ukraińskich dopiero ma taką szansę. „Ludobójstwo” to jest to odpowiednie słowo, które zresztą, jak wyjaśnili w ostatnich wywiadach autorzy książki – spotykało się z protestem ludzi od „poprawności politycznej” na dość wysokich szczeblach. Ukazuje te sprawy książka Siemaszków, którą znawca problemów ziem wschodnich RP i autor wstępu, prof. Ryszard Szawłowski, uznał za „dzieło definitywne” (nawiasem mówiąc, prawie półtora tysiąca stron dużego formatu i małego druku). Stanowi wielkie otwarcie pamięci, fałszowanej przez część historiografii, zwłaszcza – poza wyjątkami – ukraińskiej.

Książka jest nie tylko dokumentem potwierdzającym popełnione zbrodnie, ale także zarysem monograficznym problemu. Dość powiedzieć, że właściwie całą wiedzę potrzebną do znajomości tego fragmentu historii czerpię z tej książki.

W latach 1939-1945, ale przede wszystkim w roku 1943, nacjonaliści ukraińscy dokonali na Wołyniu – w zasadzie w jego granicach Rzeczpospolitej Polskiej z międzywojennego dwudziestolecia – całkowitego unicestwienia ludności polskiej. Zginęło, według ostrożnych szacunków, 50-60 tysięcy osób, z około 300 000 osób w roku 1942. Była to więc – jedna piąta całej polskiej ludności (po deportacjach sowieckich z roku 1940), a stanowiła ona przed drugą wojną niewiele mniej niż 20% ogółu. Reszta uciekła, to znaczy została wypędzona. W książce mamy więc jakby ostatnie spojrzenie na trwającą setki lat historię tego obszaru Rzeczpospolitej. Do rzezi Polaków Ukraińcy przystąpili po wymordowaniu (pod niemieckim kierownictwem) ponad 100 tysięcy wołyńskich Żydów.

Na tle ludobójstwa hitlerowskiego i sowieckiego ludobójstwo ukraińskie wyróżnia się swoistymi cechami: niszczeniem całej ludności polskiej tego obszaru (jest więc porównywalne tylko z Endlösung ludności żydowskiej) z nie istniejącym nigdzie indziej w doświadczeniach europejskich okrucieństwem, przechodzącym granice wyobraźni. Ginęły całe wsie polskie mordowane przez Ukraińców ze wsi sąsiednich, przewodzonych przez ukraińskie bojówki UPA. Działały zresztą różne przywództwa i ugrupowania (tzw. banderowcy, bulbowcy i melnikowcy), ale w tym samym celu. Ginęli też nieraz Ukraińcy nie chcący się przyłączyć do akcji. Popi prawosławni poświęcali broń zagłady (broń palną, noże, siekiery, kosy i inne), odbywając uroczyste procesje, mordowano nielicznych duchownych, którzy tego czynić nie chcieli. W przeciwieństwie do masowych seryjnych metod uśmiercania przez Niemców i Rosjan – Ukraińcy mordowali niejako indywidualnie, od niemowląt do starców, każdego „odręcznie”, a stąd jeszcze straszniej. Książka należy do najokrutniejszych przykładów w historycznej literaturze światowej w sensie psychopatycznych zdolności jakiejś grupy etnicznej do wymyślnego znęcania się i torturowania, świadectwo dla socjologa patologii społecznych, ukazując jeszcze jedno oblicze XX-wiecznego faszyzmu. O tym wszystkim właśnie dowiadujemy się z książki, ukazującej sytuację ogólną i straszne szczegóły, które cytowałem na wstępie (a przecież cytowałem tylko wybrane przykłady indywidualnych sposobów znęcania się przy zabijaniu).

Zebranie przez autorów monografii ogromnej ilości relacji unaocznia nam prawie ten mord, spełniając zarazem wymóg dokumentacyjny. Relacje (ponad półtora tysiąca) są także świadectwem językowym, języka kresowego, który praktycznie już nie istnieje, stąd zalety warstwy literackiej tomu. Zdołano odtworzyć kilkanaście tysięcy nazwisk ofiar i prawie pięćset zapamiętanych nazwisk ukraińskich katów. A przecież udało się objąć dokumentacją jedynie połowę terenu i miejscowości, gdzie dokonywano czystek. Reszta zaginęła wraz ze świadkami, którzy stali się ofiarami, zatrzymała się na sicie niepamięci prawie już 60-ciu lat.

Podobna czystka etniczna (bo tak można ją również dzisiaj nazywać, określeniem wtedy nie istniejącym) nie zaszła ani na terenach o większości etnicznej białoruskiej, ani na Wileńszczyźnie. Przypominają się wielkie historyczne mordy utrwalane przez polską literaturę: rzeź w Humaniu w drugiej połowie XVIII wieku czy rabacja galicyjska roku 1846 (ta ostatnia katastrofa, sytuowana geograficznie dużo bardziej na zachód, pociągnęła za sobą około tysiąca ofiar z polskich dworów). Wydarzenia te oddziaływały swą straszną i mroczną atmosferą na wyobraźnię wielkich polskich pisarzy. Obrazy rzezi ukraińskiej spotykamy w Śnie srebrnym Salomei Słowackiego, zaś rabacja galicyjska powraca na kartach Wesela Wyspiańskiego słynnym zdaniem:

Mego dziadka piłą rżnęli
Myśmy wszystko zapomnieli…

A przecież rozmiar i zasięg współczesnego ludobójstwa na Wołyniu jest nieporównywalny z tamtymi historycznymi wydarzeniami. Oczywiście, to zdanie Wyspiańskiego nawet w zmienionej, i to jak bardzo, sytuacji historycznej, na tle tak strasznego ilościowo ludobójstwa, to zdanie mogłoby jednak powtórzyć dzisiaj wielu cudownie ocalałych i wciąż jeszcze żyjących Polaków. Trzeba dodać, że niszczono nie tylko ludzi, palono całe wsie, niszczono i rozbierano dwory i pałace, wysadzano w powietrze kościoły, wycinano drzewa i parki, sady owocowe. Zagładzie uległa więc także licząca wiele wieków materialna kultura polska na tych terenach. Jest to świadectwo, czym była historycznie, przez wieki, polskość na tej ziemi, polskość wypalona doszczętnie, w sensie ludzi i kultury materialnej, nie istniejąca w żadnej mierze. Jest jednak miejsce, w którym można uwydatnić jedność Polski, gdziekolwiek była, odtworzyć kształt historyczny. Może tego dokonać dokument, słowo pisane, literatura i zapis naukowy. Bo to, co było kształtem historycznym, jest nie do starcia, cokolwiek później zrobiła historia. W tym sensie próżne były wysiłki „rezunów”. Pod tym względem księga Siemaszków przypomina mi inne wielkie dzieło o naszej historii kresowej i zasięgu kultury polskiej: Romana Aftanazego Rezydencje kresowe. Mówi się tam o dworach i pałacach polskich I Rzeczpospolitej, w większości już nie istniejących, lecz wielotomowe to dzieło poświadcza zasięg tej kultury, jak szczątki akweduktów rzymskich we Francji i Anglii poświadczają zasięg kultury rzymskiej.

Streszczeniu głównych wątków i problemów tej zagłady polskości na Wołyniu (nie mówiąc o problemach merytorycznych badań nad nią) mogłaby sprostać jedynie obszerna rozprawka, to więc, co mówię, jest tylko wywołaniem problemu. Nie dotykam też ideologii faszyzmu ukraińskiego, jak nazywa go jego monografista, ukraiński badacz mieszkający w Kanadzie, Wiktor Poliszczuk. Podkreślenia wymaga jeszcze jednostronność tej rzezi zniekształcanej w opisach ukraińskich przez przedstawianie jej jako walki zbrojnej dwu nacjonalizmów. Tymczasem polskie akcje “odwetowe”, mające na celu powstrzymanie nie sprowokowanej rzezi, były bardzo rzadkie, tak jak na ogół małą skutecznością odznaczały się wysiłki „samoobrony” polskiej w poszczególnych miejscowościach, pozbawionych broni i przywództwa. Zgrupowania AK na tym terenie prawie nie istniały, 27 Dywizja Wołyńska powstała dopiero w 1944 roku. Zaś okupant niemiecki na ogół przyzwalał upowcom na wszystko.

Na koniec warto przypomnieć – przewijające się przez wspomnienia i relacje ofiar ukraińskiego ludobójstwa – wołanie jedynie o pamięć, nie o karę nawet, a także różnicowanie ludności ukraińskiej na tych, co mordowali, i tych, co udzielali trudnej i rzadkiej pomocy. Ocalałe ofiary doszły do tych wniosków same, bez dyskusji publicznej, której na ten temat nie było. Po wydaniu książki i jej wyróżnieniu nagrodą Józefa Mackiewicza otwiera się szansa na taką dyskusję, w której wzięli by udział nie tylko Polacy.”

*

Wystąpienie laureatki po wręczeniu nagrody im. Józefa Mackiewicza Władysławowi Siemaszce (ojcu) i Ewie Siemaszko (córce) za książkę „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”

“Szanowna Kapituło, Szanowni Zgromadzeni!

Przyznanie naszej pracy „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” nagrody im. Józefa Mackiewicza odczuwamy jako wielki zaszczyt ze względu na jej patrona, dla którego prawda była najważniejsza, której poszukiwanie i spory wokół niej, mechanizmy tłamszące prawdę, a także konstatacja, że pełne odkrycie prawdy jest niemożliwe, przesnuwają się nieustannie pod jego piórem. Dzisiejsza uroczystość jest dla nas okazją, by podzielić się refleksjami dotyczącymi sprawy Wołynia.

Temat ludobójstwa na Wołyniu, nigdy zresztą nie nazwany tym terminem, lecz innymi – zastępczymi, do początków lat 90. nie był praktycznie obecny w literaturze naukowej, popularnej i publicystyce polskiej. Mieliśmy do tego czasu zupełnie marginalne potraktowanie zbrodni nacjonalistów ukraińskich zaledwie w kilku publikacjach poświęconych stosunkom polsko-ukraińskim czy historii Ukrainy, dające wrażenie, że były to jedne z wielu różnych zbrodni popełnianych w czasie II wojny światowej. Ani skala, ani przebieg, ani cele tych zbrodni nie były przedstawiane we właściwych wymiarach. W tym czasie, tj. do przełomu 1989 r., niektórzy zawodowi historycy na podstawie specjalnych pozwoleń sięgali, do, w zasadzie nie udostępnianych, dokumentów Państwa Podziemnego, znajdujących się w Centralnym Archiwum Komitetu Centralnego PZPR. Już sama lektura tych dokumentów, nawet nie popartych innymi źródłami, dawała przekonanie, że zbrodnie nacjonalistów ukraińskich odpowiadały definicji zbrodni ludobójstwa zawartej w Konwencji ONZ o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa z 9 grudnia 1948 r.

Do 1989 r. komunistyczna władza decydowała, o czym pisać wolno, a o czym nie wolno, istniała cenzura i wyprzedzająca ją autocenzura. Można było więc oczekiwać, że gdy po 1989 r. nastała wolność, ze strony badaczy problematyki polsko-ukraińskiej, mających wcześniej wytłumaczenie dla uprawianego przemilczania w państwowym dyktacie, zabrzmi głos prawdy.

Niestety, nic takiego się nie stało. Bowiem już wcześniej, co najmniej w latach 70., a szczególnie w 80., opiniotwórcze środowiska antykomunistyczne na emigracji i w kraju, postawiły drogowskazy dla polityki informacyjnej i badawczej, podporządkowując je koncepcji odciągnięcia Ukrainy od Rosji, związania jej z Polską i Zachodem. Jednym ze środków służących temu celowi miało być, jak się okazało, nieporuszanie kłopotliwego dla nacjonalistycznych środowisk ukraińskich tematów, jak np. zbrodnie ludobójstwa, a także ich zakłamywanie, tj. przedstawianie tych zbrodni jako wzajemne walki, konflikty itp. eufemizmy. W najlepszym razie mówiło się wprawdzie o zbrodniach na Polakach, ale równoważąc je wszystkimi możliwymi przewinieniami polskimi, a nawet tworzono przewinienia wręcz nie istniejące dla pomniejszenia ciężaru zbrodni nacjonalistów ukraińskich. Przykładem tego jest wciąż przytaczane przez nas horrendalne oskarżenie z 1984 r. prof. Jerzego Tomaszewskiego z UW, o to, że AK na Wołyniu mordowała ukraińskie kobiety, dzieci i starców. To właśnie było bezpośrednim bodźcem do rozpoczęcia badań nad Wołyniem.

Wciąż jeszcze się słyszy: sprawy Wołynia nie należy podnosić, ażeby nie drażnić lub urazić Ukraińców. To przeszkoda do pojednania między narodami – czytamy choćby w komentarzu tygodnika „Wprost” po ogłoszeniu laureatów nagrody im. Mackiewicza. Zupełnie jakby naród ukraiński składał się z samych nacjonalistów, których należy zjednać, co jest oczywistą nieprawdą. Wszak podczas II wojny światowej na wschodniej, ówczesnej sowieckiej Ukrainie nie było śladu rzezi Polaków i antypolskich nastrojów, zaś w części należącej do Polski nie wszyscy Ukraińcy je akceptowali i nawet tracili z tego powodu życie. Wykazujemy to, siłą rzeczy, nie w pełni w naszej pracy.

*

W powyższej atmosferze powstawała nasza praca o ludobójstwie na Wołyniu. Dla ilustracji owej atmosfery wspomnę rozmowę z r. 1991 z działaczem wówczas Unii Demokratycznej, później posłem, który pouczająco-protekcyjnym tonem objaśniał mi szkodliwość naszej pracy dla państwa polskiego (!), radząc ostatecznie, że trzeba to zrobić, ale do szuflady. Docierały też z innych stron krytyczne, niechętne i wrogie uwagi. W 1999 r. w recenzji zbioru referatów na zlecenie Komitetu Badań Naukowych nasz referat, podsumowujący badania jeszcze przed wydaniem książki, nie tylko został oceniony negatywnie; znalazł się tam wniosek, że polski podatnik nie powinien finansować takich prac, które, zdaniem anonimowego dla nas recenzenta, nie przynoszą pożytku społeczeństwu i państwu.

W tych okolicznościach nasza praca nie mogła skorzystać z państwowej pomocy III RP, chociaż dotyczyła poważnego fragmentu martyrologii obywateli polskich. Ale nie korzystając z niczyjej pomocy pozostała całkowicie wolna od wszelkich ingerencji z zewnątrz. Mogliśmy zachować suwerenność myśli, którą postulował Józef Mackiewicz. Nie została ona naruszona nawet przy późniejszych koniecznych staraniach o dofinansowanie druku pracy, bo – co oświadczę z satysfakcją i wdzięcznością – żaden ze sponsorów wydania nie stawiał nam żadnych wymagań, przyjmując książkę w takim kształcie, w jakim została opracowana. A sponsorami byli: Kancelaria Prezydenta RP, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Polska Fundacja Pomocy z Londynu oraz polskie organizacje kombatanckie z Chicago. W opisanej sytuacji fakt ten, jak i to, że w ogóle otrzymaliśmy dofinansowanie z państwowych źródeł, uważaliśmy niemal za cud. Nie był to koniec kłopotów. W warunkach owego dofinansowania druku ze strony państwa pojawiły się nie mieszczące się w zdrowej wyobraźni przeszkody. Niechęć i podejrzliwość ze strony pewnych wydawnictw, zdradzana chęć zredagowania po swojemu, stwarzanie przez wydawnictwa warunków nie do przyjęcia, odmowy wynajęcia sali na promocję.

*

„Jedynie prawda jest ciekawa” stwierdzał Józef Mackiewicz. Dodam tym bardziej ciekawa, gdy na wielką skalę negowana i wypaczana z powodów politycznych. A nasze podstawowe ustalenia są następujące: 50-60 tys. zamordowanych tam Polaków, głównie przez OUN-UPA Bandery, ponad 19 tys. ofiar znanych z nazwiska; mordy w co najmniej 1721 jednostkach administracyjnych; dążenie do wymordowania jak największej liczby Polaków bez względu na wiek, płeć, stan zdrowia, status społeczny i majątkowy i w tym celu posługiwanie się różnymi podstępami, poczynając od zapewnień o bezpieczeństwie, a kończąc na udawaniu partyzantów sowieckich; brak jakichkolwiek śladów, iż zanim doszło do mordów, Polacy byli nawoływani do dobrowolnego opuszczenia Wołynia, co jest szeroko lansowanym kłamstwem; likwidowanie rodzin mieszanych w całości lub w polskiej części; rabunek mienia i niszczenie materialnych śladów polskiej obecności; wyrafinowane okrucieństwo; mizerność i nieskuteczność polskiej samoobrony; a w całości dokonywanie zbrodni z powodów narodowościowych, a więc ludobójstwo, a nie – jakakolwiek wojna domowa, walki bratobójcze, zderzenie dwóch nacjonalizmów, konflikt polsko-ukraiński, wypędzanie itd. – jak wciąż twierdzą niektórzy fałszerze z kręgów naukowych, politycznych i mediów.

Ostatnio, dla zakamuflowania ludobójstwa lansowany jest nowy termin – akcja antypolska. Ten termin, używany przez nacjonalistów ukraińskich Bandery w ich dokumentach, a więc termin ukuty przez zbrodniarzy, został przyjęty przez Biuro Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej i obecnie jest wprowadzany do szkół polskich w wydawanych przez IPN materiałach, zwanych tekami edukacyjnymi. Proponuję w takim razie, by IPN, zamiast terminu ludobójstwo czy holocaust w odniesieniu do eksterminacji Żydów, zaczął stosować nazistowski termin, czyli „ostateczne rozwiązanie sprawy żydowskiej” (die Endloesung der Judenfrage).

I choć w tym samym IPN pion śledczy prowadzi śledztwa w sprawie właśnie ludobójstwa na Wołyniu, stosując właściwą kwalifikację zbrodniczych czynów, to nie zmienia to faktu, że Instytut, który został powołany do strzeżenia pamięci narodowej, w interesującej nas sprawie zamazuje istotę wydarzeń, zaś kierownictwo Instytutu tłumaczy to koniecznością długiej pracy z partnerami ukraińskimi, nie zrażania ich, stopniowego i ostrożnego przekonywania do naszej oceny wydarzeń. Mamy tu więc do czynienia: po pierwsze – z pomyleniem zadań i metod placówki naukowo-oświatowej z placówką dyplomatyczną, po drugie – z przeniesieniem zabiegów zakładanych w stosunku do partnerów ukraińskich na własne społeczeństwo, i to w dodatku na uczącą się młodzież.

*

Historia „Wołynia” i historia „Katynia”, którego prawdę Mackiewicz tropił i wyświetlał całe życie, będąc w obu przypadkach klasycznym ludobójstwem – są w pewnym zakresie podobne. Dla rozróżnienia trzeba jednak zaznaczyć, iż wszystko, co działo się wokół Katynia było bardziej tragiczne. Na przykład w pierwszych latach po wojnie w Polsce za wypowiedzi kto dokonał tam zbrodni trafiało się do więzienia, co nie groziło gdy chodziło o Wołyń. Podobieństwa tkwią w samym procesie zakłamywania i przemilczania, trudnościach w upamiętnieniu, przeciwdziałaniach sprawców i ich spadkobierców duchowych w ujawnianiu prawdy, narzucaniu przez władze i elity wyrzekania się prawdy w imię tzw. dobrych stosunków międzypaństwowych. Walka o prawdę Katynia jest jakby zakończona, nawet doczekaliśmy się oficjalnego przyznania i przeprosin ze strony rosyjskiej. Jak na razie podobnego zakończenia sprawy Wołynia nie widać.

*

Jakie są rezultaty, jeśli chodzi o Wołyń i nie tylko, polskiej polityki nieurażania, niedrażnienia strony ukraińskiej, pomijania niewygodnych dla niej prawd. Po pierwsze rozszerzanie się z Ukrainy zachodniej na wschodnią nacjonalistycznych środowisk i ich wpływów, które polska polityka wspierała, po drugie ciągłe odrzucanie faktów ludobójstwa, po trzecie otwarte formułowanie przez rewizjonistów ukraińskich roszczeń terytorialnych do Nadsania, Chełmszczyzny i Podlasia i po czwarte trwające obecnie działania rządu ukraińskiego zmierzające do zrehabilitowania OUN i UPA oraz przyznania praw kombatanckich członkom tych formacji. Działaniom tym towarzyszyło w październiku tego roku, głównie na zachodniej Ukrainie, szczególnie uroczyste świętowanie 60. rocznicy powstania UPA. Było to: odsłonięcie pomnika kata Polaków Wołynia „Kłyma Sawura” w powiecie kostopolskim, gdzie znajdował się jego sztab, uhonorowane przemówieniem niedawnego premiera Ukrainy Wiktora Juszczenki, teraz szefa parlamentarnej grupy „Nasza Ukraina”, wspieranej politycznie przez Polskę, akademie, specjalne lekcje historii w szkołach, wystawy w jednostkach wojskowych, przemarsz w Kijowie weteranów UPA, ich odznaczenia i obdarowanie przez rząd 60 samochodami, specjalne posłanie do weteranów opozycjonistki, byłej wicepremier, Julii Timoszenko. Zapowiada się, że nasz sąsiad i tzw. „strategiczny partner”, którego adwokatem w europejskich strukturach jest Polska, wpisze do oficjalnej historycznej tradycji państwa skrajny ludobójczy nacjonalizm ukraiński. Czy taki „strategiczny partner” może być dla Polski bezpieczny. „Nie ma za co przepraszać, a na pewno nie za działania UPA” – czytamy odnośnie Polski w październiku tego roku w popularnym na Ukrainie tygodniku „Polityka i Kultura”, wychodzącym nie we Lwowie, ale w Kijowie.

*

Czy dążenie do uzyskania niepodległości, jak twierdzą ukraińscy nacjonaliści i postupowcy, może uzasadniać i usprawiedliwiać zbrodnie ludobójstwa? Kategorycznie, nie! Tak z punktu widzenia międzynarodowego porządku prawnego, jak i moralności ogólnoludzkiej. Czy dla dobra stosunków międzypaństwowych wolno lekceważyć ofiary, handlować nimi? Stanowczo, nie. A zatem problem „Wołynia” jest też sporem o wartości, o aksjologię wartości.

5 września 1998 r., w homilii Prymasa Józefa Glempa z okazji 55. rocznicy wydarzeń na Wołyniu usłyszeliśmy: „Bardzo bolesne jest dla naszej pamięci narodowej, że o tym polskim „holocauście” mówiło się tak mało, wspominając z zalęknieniem, że ta prawda wyrządzi komuś krzywdę. Natomiast prawda i szczerość to otwarcie pola dla przebaczenia i przyjaźni. Nie ma drogi zakłamania, która by miała prowadzić do pokoju. Dlatego trzeba te ciemne strony przypominać, odświeżać w pamięci. Nie dla zemsty, nie dla nienawiści, ale dla pokoju. Kiedyś była nam narzucana przyjaźń polsko-radziecka. Był nakaz przyjaźni. Co z tego wynikało? Nic, niechęć, ośmieszanie drugiego partnera. Bo nie było w tym prawdy”.

*

Ludobójstwo na Wołyniu zostało dogłębnie udokumentowane, choć oczywiście są luki, są i będą zgłaszane uzupełnienia i poprawki przez żyjących jeszcze świadków i ich rodziny. Zwięzłe opisy przebiegu wydarzeń, listy ofiar, liczby i daty, nie oddają indywidualnych przeżyć, nie pokazują nastroju, niedostatecznie odtwarzają co się wtedy i potem działo w ludziach. „To trzeba pokazać”, mówił mi niedawno starszy pan z powiatu włodzimierskiego. „Czy pani wie, jak okazało się rano, że tej nocy z naszej rodziny zamordowali 28 osób, to nie mogliśmy ani mówić, ani płakać, dopiero później, gdy uciekliśmy, wieczorem, we Włodzimierzu… Może by ktoś to pokazał…, ten nastrój. Jakiś film na przykład…”. „Nie widzę na razie szans” – powiedziałam, a potem pomyślałam: może literatura, muzyka… A więc – jest jeszcze wiele do zrobienia także w tych obszarach…

*

Ponad pół wieku nierównego traktowania ofiar, tak nierównego w stosunku do pełnej prawdy oddanej ofiarom ludobójstwa niemieckiego i sowieckiego, że my laureaci, przyjmując tę nagrodę, myślimy nie tyle o fakcie uznania dla naszej pracy, ale przede wszystkim o tym, że zauważono ofiary, myślimy, że to zwycięstwo ofiar… To dla nich… Są tu na sali, żywi i umarli, są wśród nas, bo to dziś ich święto, jak powiedział pewien pan z Krzemieńca.

Trzeba uczynić wszystko, by nikt nadal nie wywodził, że nie było ludobójstwa, że jedni drugich mordowali, na równi czy prawie tak samo. By nauczyciele polscy, dodatkowo bałamuceni od niedawna odnośną teką edukacyjną Instytutu „nie wiadomo już czyjej pamięci”, nie wtłaczali w głowy setek tysięcy swych uczniów, najdelikatniej mówiąc, rzeczy nieraz wprost nie zgadzające się z prawdą.

Dziękujemy Państwu za uwagę, dziękujemy Kapitule Nagrody, dziękujemy Fundatorom. Dziękujemy Panu Bogu, że zdołaliśmy to zrobić. Dziękujemy Panu Bogu, że są Wołyniacy, którzy tego dożyli.”

Ewa Siemaszko

*

Krzysztof Masłoń (“Rzeczpospolita” nr 150 z 29.06.2002)

Stąpać twardo po ziemi

“Jedenaście książek nominowanych zostało do przyznawanej w tym roku po raz pierwszy Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza.

O 7 tys. dolarów oraz złoty medal z wizerunkiem autora “Drogi donikąd” i napisem “Jedynie prawda jest ciekawa” ubiegać się będą dzieła historyczne i eseistyczne, wspomnienia, powieść, a także tom poezji. Laureata poznamy 22 października, wręczenie nagrody odbędzie się 11 listopada. W tym roku obchodzimy setną rocznicę urodzin Józefa Mackiewicza, zmarłego w 1985 r. patrona nagrody.

– Rozpatrzyliśmy 60 zgłoszonych dzieł, dodatkowo 10 książek zaproponowali sami jurorzy – powiedział “Rz” sekretarz jury, Stanisław Michalkiewicz. – W tym roku braliśmy pod uwagę książki wydane w latach 2000-2001. W przyszłym roku do nagrody kandydować będą książki z tegorocznej produkcji wydawniczej.

Nominacje do Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza uzyskały następujące tytuły: “Lwy mojego podwórka” Jarosława Abramowa-Newerlego (Twój Styl), “Jest” Dawida Bieńkowskiego (Agawa), “Żydzi i Polacy” Marka Jana Chodakiewicza (Fronda), “Proces pokazowy” Wojciecha Klewca (El-Ka), “Wspomnienia wojenne” Karoliny Lanckorońskiej (Znak), “Punkt oparcia” Pawła Lisickiego (Fronda), “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” Władysława i Ewy Siemaszków (von borowiecky), “Postkomunizm” Jadwigi Staniszkis (słowo/obraz terytoria), “Oda chorej duszy” Wojciecha Wencla (Fundacja bruLionu), “Traktat o gnidach i cd.” Piotra Wierzbickiego (Zysk i S-ka) i “Niemcy w Polsce” Marka Zybury (Wydawnictwo Dolnośląskie).

Kryteria ocen, jakie są i mają być stosowane przez jurorów przedstawił Kazimierz Orłoś: – Nie będą, jak sądzę, brane pod uwagę książki oderwane od życia, wymyślone, nieprawdziwe. Józef Mackiewicz stąpał twardo po ziemi, pisał tylko o tym, czego sam doświadczył, co sam przeżył, widział i zapamiętał.

Kazimierz Orłoś zaakcentował też dystans jurorów wobec eksperymentów literackich i wszelkich “izmów”. Premiowana ma być za to wszelka samodzielność i niezależność.

– Nie będziemy – mówił autor “Cudownej meliny” – nagradzać książek, których autorzy są poprawni politycznie, wypowiadają utarte sądy lub są jednostronni w tym sensie, że nie dostrzegają argumentów i faktów wysuwanych przez stronę przeciwną.

Do tego zdania nawiązał w dyskusji Janusz Korwin-Mikke, z lekka prowokująco pytając, czy szansę na nagrodę miałby sam Józef Mackiewicz jako autor “W cieniu krzyża” i “Watykanu w cieniu czerwonej gwiazdy”.

Odpowiedział mu inny juror, Włodzimierz Odojewski: – Józef Mackiewicz był człowiekiem pełnym temperamentu. Pamiętam, że czytając jego teksty w londyńskich “Wiadomościach”, łapałem się za głowę. Akurat zajmował się głównie rosyjskimi pisarzami: Arżakiem, Sołżenicynem, Siniawskim, których wydalano z Sowietów bądź wsadzano do więzień. Otóż Mackiewicz pisał, że to są agenci KGB, a ich sprawy to pokazówki na Zachód. Ale taki on był. Gdybym był dziś wydawcą, pewnie nie odważyłbym się na edycję tych jego tekstów, w których polemizował z Kościołem, z prymasem Wyszyńskim. Cóż, mój Boże, nikt nie jest nieomylny – nawet, zdaje się, papież. Są w dorobku Józefa Mackiewicza rzeczy, które rażą i śmieszą, ale są rzeczy trwałe.

Włodzimierz Odojewski podzielił się także wspomnieniem ze swoich osobistych kontaktów z Józefem Mackiewiczem, kiedy to jako kierownik literacki Wolnej Europy doprowadził do przerwania obowiązującego przez wiele lat w tej rozgłośni zakazu informowania o autorze “Nie trzeba głośno mówić”, nawet wymieniania jego nazwiska. Wtedy to w dwóch 50-minutowych odcinkach nadany został z Monachium do kraju “Katyń”.

– Józef Mackiewicz został odrzucony przez czołówkę polskiej emigracji – powiedział Włodzimierz Odojewski. – Przez tych wszystkich pułkowników i generałów, którzy z triumfem przegrali setki bitew, przerżnęli powstanie warszawskie i to było ich tytułem do chwały”

*

Krzysztof Masłoń (“Rzeczpospolita” z 22.10.2002)

Temat drażliwy dla historyków

Przyznaną w tym roku po raz pierwszy Nagrodę im. Józefa Mackiewicza otrzymali Władysław i Ewa Siemaszkowie za pracę “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”, która ukazała się nakładem wydawnictwa von boroviecky.

Jacek Trznadel, jeden z jurorów, określił nagrodzoną książkę jako dzieło epokowe i unikatowe. – Tak jak zostało przez historyków stosunkowo dokładnie opracowane ludobójstwo hitlerowskie i sowieckie – mówił Trznadel – tak nie było dotąd książki, która ukazałaby ogrom zbrodni dokonanej przez Ukraińców, z których rąk w latach 1939-1945 zginęło 50-60 tys. Polaków. Unikatowe są też relacje zamieszczone w pracy Siemaszków, gdyż opis okrucieństw przewyższa wszystko, co znaliśmy z literatury polskiej, łącznie z rzezią w Humaniu i tymi wydarzeniami, o których mówił Wyspiański: “Mego dziada piłą rżnęli/ Myśmy wszystko zapomnieli”.

Przewodniczący jury, Marek Nowakowski zaakcentował fakt, że w książce Władysława i Ewy Siemaszków (ojca i córki) znajdują się również relacje o Żydach, którzy na Wołyniu pierwsi padli ofiarą rzezi, a także opisy tych wypadków, w których Ukraińcy nieśli Polakom pomoc, narażając, a i tracąc własne życie.

Ewa Siemaszko powiedziała, że w pracy, nad którą pracowała z ojcem dziesięć lat, znalazły się informacje z 1721 jednostek administracyjnych Wołynia, a więc wsi, chutorów, kolonii, osad, majątków, miast i miasteczek. Z 1787 jednostek administracyjnych Wołynia takie informacje nie zostały zebrane. Dzieło Władysława i Ewy Siemaszków będzie zatem kontynuowane.

– Musieliśmy zastąpić w pracy zawodowych historyków, którzy nie kwapili się z podjęciem tego tematu, uważanego za wysoce drażliwy – powiedziała Ewa Siemaszko. – Istnieje lęk przed presją pewnych środowisk i mediów. Charakterystyczne, że pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej prowadzi oficjalne działania w sprawie ludobójstwa dokonanego na Wołyniu, jak zresztą i w pozostałych wschodnich województwach Rzeczypospolitej Polskiej, natomiast pion drugi – edukacji narodowej, w ogóle nie dopuszcza użycia takiego określenia.

Nagroda im. Józefa Mackiewicza (7 tys. dolarów i złoty medal z wizerunkiem patrona nagrody i słowami “Jedynie prawda jest ciekawa”) wręczona zostanie laureatom 11 listopada w Galerii Porczyńskich w Warszawie. Tam też dwie dodatkowe nagrody (3 i 2,5 tys. zł), ufundowane również przez prywatnych darczyńców, otrzymają wyróżnieni przez jurorów – nasz były kolega redakcyjny Wojciech Klewiec za książkę “Proces pokazowy. Oskarżony Augusto Pinochet” (wyd. El-Ka) oraz Dawid Bieńkowski za powieść “Jest” (wyd. Agawa).

*

Krzysztof Masłoń (“Rzeczpospolita”z 22.10.2002)

Ewa i Władysław Siemaszkowie

Laureaci przyznanej po raz pierwszy Nagrody im. Józefa Mackiewicza, autorzy monumentalnej pracy “Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, nie są zawodowymi historykami ani dokumentalistami.

Władysław Siemaszko urodził się w 1919 r. w Kurytybie w Brazylii jako syn dyplomaty. Od 1924 do 1944 r. mieszkał na Wołyniu. W czasie okupacji działał w konspiracji, był oficerem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Represjonowany przez Sowietów, w 1940 r. skazany został na karę śmierci zamienioną na 10 lat łagru. W czerwcu 1941 r. jako jeden z nielicznych przeżył w Łucku masakrę 2000 więźniów dokonaną przez NKWD. W 1945 r. aresztowany przez SMIERSZ, przekazany został – na szczęście – komunistycznym władzom polskim i za działalność podziemną skazany na pięć lat więzienia. Po dwóch latach skorzystał z amnestii, ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, do emerytury pracował jako radca prawny.

Jego córka Ewa jest absolwentką wydziału technologii rolno-spożywczej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Pracowała w pozaszkolnej oświacie żywieniowej i jako nauczycielka. Od 1990 r. prowadzi badania nad losami ludności polskiej na Wołyniu podczas drugiej wojny światowej. Była współautorką wystawy w warszawskim Muzeum Niepodległości “Zbrodnie NKWD na Kresach Wschodnich II RP, czerwiec – lipiec 1941”.

Wraz z ojcem opracowała: “Z dziejów konspiracji wojskowej na Wołyniu 1939 – 1944” (w pracy zbiorowej “Armia Krajowa na Wołyniu”), “Terror ukraiński i zbrodnie przeciwko ludzkości dokonane przez OUN-UPA na ludności polskiej na Wołyniu w latach 1939 – 1945” (w “Studiach Polonijnych”), “Mordy ukraińskie na Wołyniu w czasie II wojny światowej” (w pracy zbiorowej “Europa NIE-prowincjonalna”).

*

Paweł Toboła-Pertkiewicz („Najwyższy Czas!” nr 47 z 23.11.2002)

Są Wołyniacy, którzy tego dożyli…

11 listopada br. Galeria Porczyńskich zgromadziła ponad 400 gości. Wszystko dlatego, że właśnie tam miała miejsce uroczystość wręczenia nagród w I edycji literackiej Nagrody im. Józefa Mackiewicza za rok 2001. Złoty medal z wyrytym napisem „Tylko prawda jest ciekawa” otrzymali Ewa i Władysław Siemaszkowie za dzieło pt. „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945”.

Wyróżnienia od jury otrzymało także dwóch Autorów: Wojciech Klewiec za „Proces pokazowy – oskarżony Augusto Pinochet” oraz debiutujący Dawid Bieńkowski za powieść „Jest”.

Zasady konkursu

Nagroda nie jest związana z żadną opcją polityczną i przyznawana jest w myśl jej twórców tylko ze względu na walory literackie. Została przyznana w tym roku po raz pierwszy. Jedynym kryterium, które muszą spełniać nominowane do nagrody utwory, to dążność do ujawniania prawdy, nawet jeśli jest ona przykra i może powodować nieprzyjemne konsekwencje dla jej autorów.

Do I edycji konkursu zostało nominowanych jedenaście tytułów. Warunkiem wzięcia udziału jest opublikowanie książki w roku poprzedzającym zgłoszenie. Zwycięzcę wyłania specjalne jury złożone z 11 osób. W skład jury wchodzą: Marek Nowakowski – przewodniczący, Stanisław Michalkiewicz – sekretarz, Tomasz Burek, Ryszard Legutko, Jan Małek, Andrzej Nowak, Włodzimierz Odojewski, Kazimierz Orłoś, Jacek Trznadel, Zbigniew Zarywski i Rafał Ziemkiewicz.

Kto jest mecenasem kultury?

Pomysłodawcą stworzenia niezależnej nagrody kulturalnej był Zbigniew Zarywski – przedsiębiorca z Tamowa. Ważny jest też fakt, że nagroda ta jest przedsięwzięciem całkowicie prywatnym i nie otrzymuje żadnych publicznych dotacji. Mimo to zwycięzcy tegorocznej edycji, oprócz złotego medalu otrzymali nagrodę pieniężną w wysokości 7 tys. dolarów. Nagroda wskazuje, że prawdziwe dzieła sztuki, a także literatura potrafią obejść się bez „pomocy” państwa jasno ilustrując, że mecenasami i dobroczyńcami kultury są tak naprawdę osoby prywatne, a nie ministerstwo kultury.

Uroczystość wręczenia nagród

Już na pół godziny przed rozpoczęciem uroczystości próżno było szukać na sali wolnych miejsc siedzących. Przed wejściem każdy otrzymywał pamiątkową książkę wykonaną przez Andrzeja Święcickiego, w której oprócz życiorysu i twórczości patrona nagrody, można było przeczytać wywiad z Włodzimierzem Boleckim o roli Józefa Mackiewicza w literaturze oraz obejrzeć archiwalne zdjęcia pisarza ze zbiorów córki.

Wieczór rozpoczął się od przemówienia Stanisława Michalkiewicza, który przybliżył wszystkim genezę powstania nagrody oraz przedstawił te osoby, bez których całe przedsięwzięcie nie powiodłoby się. Na końcu nie zabrakło osobistego fragmentu; sekretarz jury podziękował Bogu, że pozwolił mu dożyć tego wieczoru i być świadkiem tej podniosłej chwili.

Następnymi mówcami byli kolejni członkowie jury. Jacek Trznadel uzasadnił przyznanie nagrody. Swoje wystąpienie rozpoczął jednak od przytoczenia z nagrodzonego dzieła kilkunastu cytatów. Cytatów, które opisywały sposób katowania i mordowania obywateli polskich przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu. W dalszej części swej mowy zaznaczył ważność tej książki, podobnie jak i problematyki poruszonej przez autorów. Powiedział: „Zebranie przez autorów monografii ogromnej ilości relacji unaocznia nam prawie ten mord, spełniając zarazem wymóg dokumentacyjny. Relacje (ponad półtora tysiąca) są także świadectwem językowym, języka kresowego, który praktycznie już nie istnieje, stąd zalety warstwy literackiej tomu. Zdołano odtworzyć kilkanaście tysięcy nazwisk ofiar i prawie pięćset zapamiętanych nazwisk ukraińskich katów. A przecież udało się objąć dokumentacją jedynie połowę terenu i miejscowości, gdzie dokonywano czystek. Reszta zaginęła wraz ze świadkami, którzy stali się ofiarami, zatrzymała się na sicie niepamięci prawie już 60 lat”.

Monografia Ewy i Władysława Siemaszków to dzieło unikatowe. Po pierwsze dlatego, że porusza temat niewygodny w sferach politycznych, więc całkowicie pasuje do idei pomysłodawców nagrody. Po drugie – dąży do ukazania prawdy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Po trzecie – wreszcie nie jest to książka oskarżająca kogokolwiek za zbrodnie, lecz jest tylko źródłowym zbiorem udokumentowanych morderstw popełnionych na ludności polskiej. Dzieło ma więc jedynie na celu odsłonić zakrytą kartę naszej historii. Tak też uzasadnili swoją decyzję członkowie jury. „Z trzech aktów ludobójstwa popełnionego na Polakach: przez Niemców, Rosjan i Ukraińców, to ostatnie tyczące ludności polskiej Wołynia było usunięte w cień jakby zapomniane. Książka Siemaszków przynosi tu obraz całkowity i wspiera się na setkach relacji, z których część znajdziemy w książce. Poświadczają one fakt, że w latach 1939-1945 zginęło z rąk bojówek ukraińskich 50-60 tysięcy Polaków zamieszkałych na Wołyniu, nie wyłączając kobiet, starców i dzieci” -czytamy w uzasadnieniu werdyktu.

Po wręczeniu złotego medalu i dyplomu dla zwycięzców, głos zabrała Ewa Siemaszko. Przemówienie laureatki przerywano kilka razy brawami, zaś przed ostatnim zdaniem otrzymała od publiczności owację na stojąco.

„Trzeba uczynić wszystko, by nikt nadal nie wywodził, że nie było ludobójstwa, że jedni drugich mordowali, na równi czy prawie tak samo. By nauczyciele polscy, dodatkowo bałamuceni od niedawna odnośną teką edukacyjną Instytutu „nie wiadomo już czyjej pamięci”, nie wtłaczali w głowy setek tysięcy swych uczniów, najdelikatniej mówiąc, rzeczy nieraz wprost nie zgadzające się z prawdą.

Dziękujemy Państwu za uwagę, dziękujemy Kapitule Nagrody, dziękujemy Fundatorom. Dziękujemy Panu Bogu, że zdołaliśmy to zrobić”. Po długiej przerwie Ewa Siemaszko dokończyła swe przemówienie słowami: „Dziękujemy Panu Bogu, że są Wołyniacy, którzy tego dożyli”.

Po uroczystości wszyscy zebrani zostali zaproszeni przez organizatorów na symboliczną lampkę wina oraz do wpisania się do pamiątkowej księgi. Zaraz potem rozmowy przeniosły się do kuluarów. Niektórzy jeszcze kupowali przy stoiskach dzieła Józefa Mackiewicza oraz zwycięzców, inni zaś przy lampce wina zaczęli już zastanawiać się, kto otrzyma nagrodę literacką w przyszłym roku.

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net