Skip to content Skip to footer

Tarka Krzysztof – Wyidealizowane Wielkie Księstwo Litewskie

Tytuł: Wyidealizowane Wielkie Księstwo Litewskie

Autor: Tarka Krzysztof

Wydawca: Rzeczpospolita, Plus Minus  https://www.rp.pl/plus-minus/art2629811-wyidealizowane-wielkie-ksiestwo-litewskie

Rok: 18.06.2017

Opis:

Wyidealizowane Wielkie Księstwo Litewskie

„Krajowcom” zarzucano prywatę, służalczość, nielojalność czy wręcz zdradę. A oni chcieli jedynie powrotu do normalności, co w okresie gwałtownych przemian, jakie niosła wojna, było trudne, a może wręcz niemożliwe.

Początki tzw. idei krajowej sięgają przełomu XIX i XX w. Koncepcja ta, sformułowana niemal jednocześnie w środowisku konserwatywnego ziemiaństwa i postępowej inteligencji wileńskiej (demokratów), zakładała równorzędność oraz potrzebę dobrosąsiedzkiego współżycia i współpracy ludów zamieszkałych na obszarze Litwy historycznej. Naczelną jej zasadą nie był nacjonalizm, lecz odwołanie do wyidealizowanego Wielkiego Księstwa Litewskiego, do kraju, w którym mogliby zgodnie żyć Polacy, Białorusini, Litwini, Żydzi, Tatarzy czy Karaimi. Wobec triumfującego nacjonalizmu anachroniczne poglądy krajowców były nie do zaakceptowania, a nawet nie były zrozumiałe dla żadnej ze stron, a sama koncepcja – właściwie już w momencie narodzin – należała do przeszłości. Przeszłość była zresztą kategorią, do której krajowcy najczęściej i najchętniej się odwoływali, którą po prostu żyli. W epoce, w której burzono zręby przeszłości, oni dążyli do jej odbudowania.

My czekać nie mamy czasu…

Nazwa „kraj” dotyczyła ziem dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Obszar ten krajowcy traktowali jako integralną całość terytorialną i ekonomiczną, podkreślając jego tradycje historyczne, odrębność kultury i złożoną strukturę narodową zamieszkałej tam ludności. Słowa „krajowiec” używano zaś w znaczeniu „autochton”, „tutejszy”.

Środowisko skupione wokół „Gazety Codziennej” podjęło próbę kontynuacji idei krajowej w początkowym okresie II wojny światowej, w dobie litewskiej okupacji Wilna. Pismo było jedną z dwóch polskich gazet (polskich nie tylko z nazwy), wydawanych legalnie w Wilnie od końca listopada 1939 r. do połowy następnego roku. Było to swoistym fenomenem w przypadku okupowanych ziem polskich. Wydawcą i redaktorem naczelnym (do połowy kwietnia 1940 r.) „Gazety Codziennej” był Józef Mackiewicz, były dziennikarz wileńskiego „Słowa” i znany już przed II wojną reportażysta, autor wydanej w 1938 r. książki „Bunt rojstów”.

Na łamach „Gazety Codziennej”, szczególnie w początkowym okresie, pojawiała się bogata publicystyka przedstawiająca elementy koncepcji krajowej. Już w pierwszym numerze pisma Mackiewicz wyłożył podstawowe założenia ideowe grupy: „Tuśmy wrośli od wieków, w tę Ziemię Wileńską i nikt jej obrazu z serca nam wyrwać nie jest w stanie. I po największej nawet burzy, ci z nas, co się ostali, zdrowi czy ranni, z okopów, lasu czy piwnic, z zagranicy czy tylko z domu, wrócimy do swej ziemi i będziemy ją orać. Nie dla nas jest hasło: wyczekać, przemilczać, przeczekać. Niech ono zostanie słusznem hasłem dla tych, dla których Wilno jest miejscem chwilowego postoju czy schronienia na rozdrożu. My czekać nie mamy czasu. My przemilczać nie mamy czego. My jesteśmy u siebie w domu i musimy pracować i mieć prawo do głośnego mówienia”.

W dalszym ciągu artykułu Mackiewicz, wyrażając radość z opuszczenia miasta przez bolszewików, wzywał jednocześnie do aktywnej pracy na rzecz „kraju” (Wilna), niezależnie od tego, iż znalazł się on pod władzą litewską. Rozumował, iż lepiej jest żyć w Wilnie rządzym przez Litwinów niż przez Sowietów.

Najpełniejsze ujęcie ideologii i dążeń krajowców znalazło wyraz w dwuczęściowym artykule Ludwika Chomińskiego „Krajowcy”. Warto więc przytoczyć jego obszerne fragmenty. Odpowiadając na pytanie, kim są wileńscy krajowcy, pisał: „Są to ci, co ukochanie oraz interes kraju w pierwszym rzędzie podkreślają. Lecz cóż to jest kraj? Czy to ten dzisiejszy wąski »kraj wileński«, nienaturalnie zbyt szczupło wykrojony? Czy Litwa w dwudziestoletnich granicach, czy wedle map lipcowych 1920 roku? Nie. Nasze pojęcia są szersze. Kraj nasz – to ziemie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego – to tradycja ludów, które niegdyś w Wilnie miały swą stolicę – to amalgamat krwi litewskiej, polskiej, białoruskiej, przemieszany z Żydami, Tatarami, Karaimami, starowiercami. (…) Krajowcy w naszem rozumieniu są to właśnie ci, co poprzez nacjonalizmy, poprzez splątaną sieć sporów i walk poszczególnych wiar narodowych, religijnych, społecznych, ideowych – pragną spójni, a nie podziałów, zgody, a nie waśni, złączonych we wspólnym wysiłku ramion, a nie ziejących nienawiścią oczu i wysuniętych pięści o wyłączne posiadanie wspólnego skarbu. (…) Jakże ich mało – takich krajowców. Jak są niezrozumiani, jacy śmieszni w swej donkiszoterii, jacy nieżyciowi. (…) A jednak są i trwają”.

I dalej pisał Chomiński: „Wielka idea [krajowa], przez wieki współżycia i wspólnie wyniesionej tradycji rozwinięta, przetrwała twór państwowy, który ją wytworzył, przetrwała lata zaboru i ucisku rosyjskiego, przetrwała szczątkowo po dziś dzień. Ale skończyła swe panowanie w wieku dwudziestym, w wieku rozbudzonych nacjonalizmów. I stało się, ponieważ Wilno było zawsze tej idei ośrodkiem, że my, Wilnianie, pozostaliśmy jej stróżami i kapłanami. My, niemal wyłącznie Polacy tutejsi, przechowaliśmy ten znicz idei krajowej, otwartej przecie dla wszystkich. […] Wierzymy, że z tego cudnego Wilna utworzymy pomost zgody dla wszystkich krajowych narodów Polaków, Litwinów, Białorusinów, Żydów – a nie jabłko niezgody”.

Krajowcy chcieli powrotu do normalności, co w okresie gwałtownych przemian, jakie niosła wojna, było trudne, a może wręcz niemożliwe. Wileńscy Polacy, stanowiący zdecydowaną większość mieszkańców miasta, uważali rządy litewskie za krótkotrwały i przejściowy epizod. W przeciwieństwie do władz litewskich dążących do szybkiej lituanizacji i asymilacji okupowanego regionu z resztą Litwy. W możliwość kompromisu chcieli wierzyć i wierzyli tylko wileńscy krajowcy. Była to jednak grupa nieliczna i, jak się okazało, z racji swojego odmiennego stanowiska tak od polskich, jak i litewskich dążeń, atakowana z dwóch stron.

Cudowne miasto Wilno

Michał Römer, profesor uniwersytetu w Kownie, w przeszłości jeden z prekursorów idei krajowej, od blisko dwudziestu lat utożsamiający się już jednak z państwowością litewską, zaniepokojony pogłębiającym się antagonizmem polsko-litewskim, zanotował w swoim „Dzienniku” pod datą 20 listopada 1939 r.: „Kompleks spraw wileńskich jest trudny. Czynniki polskie w Wilnie konsolidują się. Narasta w nich opór bierny, który twardnieje i staje się coraz złośliwszy. Skądinąd w społeczeństwie litewskim, tak w starej Litwie, jak i wśród Litwinów Wileńszczyzny, narasta impet zdobywczy, niecierpliwa agresja, nie chcąca się liczyć z przesłankami psychicznymi Polaków wileńskich i żądająca kategorycznie natychmiastowego, 100% przystosowania się ich do wszystkich konsekwencji państwowości litewskiej, którą oni jeno stopniowo przetrawić mogą. Ta niecierpliwość i radykalizm może pchnąć pewne elementy umiarkowane w objęcia nieprzejednanych i złośliwych wrogów Litwy, których nie brak i którzy swe sidła zastawili”.

Miejsce szczególne w koncepcji krajowej zajmował zmitologizowany obraz „cudownego miasta” – Wilna. Dał temu wyraz m.in. poeta i publicysta Teodor Bujnicki w artykule pod znamiennym tytułem „Kochamy Wilno”, jak i Ludwik Chomiński, pisząc: „Wilno… ośrodku cudowny, do którego tęsknią z południa i północy, ze wschodu i zachodu! Miasto dziwne… niby zwykłe, niby codzienne, tak swojskie, a przy tym takie jakieś świąteczne, uroczyste, takie godne, pociągające, po prostu święte… Niby różnoplemienne, różnolite, a tak bardzo jedność, jednolitość wnoszące, że pół świata przejdziesz, a prawdziwego Wilnianina tam jak brata do serca przyciśniesz, choćby innej był wiary i języka! Wilno, miejsce święte, wspólna własność ideowa tylu ras i wiar, tradycyj i legend, nienawiści i ukochań! Dokąd dążysz, czego pragniesz, co ci się śni – miasto nasze jedyne”.

16 lutego 1940 r., w święto niepodległości Litwy, redaktor naczelny „Gazety Codziennej” Józef Mackiewicz pisał: „Litwa jest dla nas pojęciem tak bliskim, jak miłość rzeczy, którą się ukochało nie rozumem, nie miarą, nie wagą kupiecką, a słowem słyszanem od kołyski, wyobraźnią oczu wpatrzonych w pole, łąkę i las za nią siniejący na horyzoncie. W śnieg albo w trawę. W ptaki i zwierzęta. I nawet deszcz i mróz, słota i burza, jeśli jest zła i niepotrzebna, przecie jest nasza i swoja. (…) Jeżeli zaś chodzi o nasze tu, w wileńskim podwórku snute uczucia, to wiedzcie panowie, że obraz Litwy widziany jest przez nas w koronie ideału. (…) Nie wydrą go żadne burze dziejowe ani złość ludzka, ani huk strzałów, ani niesmak słów wypowiedzianych, ani groźby, ani pochlebstwa”. Mackiewicz przypominał jednak (pamiętajmy o litewskiej cenzurze): „Nasze stanowisko jest oczywiście inne niż wykrystalizowanej w dwudziestodwuletnim niepodległym bycie narodowości litewskiej. (…) My się nie zgadzamy, niestety aż z wieloma z tych opinii, tych politycznych tez i wypływającej z nich polityki, która dziś w Wilnie jest wyrazicielem litewskiej Solenizantki”.

Jeszcze dobitniejsze i wyraźniejsze słowa krytyki pod adresem szowinistycznej polityki rządu litewskiego względem ludności polskiej skierowała towarzyszka życia Mackiewicza – Barbara Toporska. Słowa jej przepełnione były goryczą i żalem. Oddają również trafnie poglądy krajowców, dla których celem było porozumienie i obustronny kompromis, a nie podporządkowanie i uległość. Na łamach „Gazety Codziennej” Toporska pisała: „Broniliśmy przed wojną interesów obywateli tej ziemi przed przerostami centralistycznej administracji [polskiej]. Staliśmy na straży zarówno spraw Polaków tutejszych, jak i Białorusinów, jak i Litwinów. Dziś ci ostatni nie potrzebują naszej pieczy. W ten sposób w imię tej samej krajowości chcemy dziś bronić w pierwszym rzędzie interesów Polaków tutejszych. W pewnej rozmowie z wyższym urzędnikiem [litewskim] usłyszałam (…), że Polacy muszą się zasłużyć w pewnej mierze dla dobrego i miłego współżycia. Odpowiadamy: Nie przyjechaliśmy tu ani z księżyca, ani z Ameryki, ani ze Śląska. Rodzimy się i umieramy od wieków na tej ziemi, a w Wilnie wiele kościołów, naszemi rękami wzniesionych, Boga chwali i wiele naszych nazwisk czernieje na cmentarnych nagrobkach. I to są między innemi prawa nie nabyte, a odziedziczone przez nas, wystarczające do obywatelstwa tej ziemi, skoro już inne dla Niej zasługi położone, ktośby nam chciał kwestionować”.

Pół Polacy, pół Litwini

W warunkach litewskiej okupacji Wilna coraz wyraźniej okazywało się, że idea krajowa ma niewielkie szanse powodzenia, że jest to polityczna fantazja. Zauważyli to i sami krajowcy. Mieli jednak nadzieję, że ta niekorzystna dla współpracy sytuacja ulegnie zmianie. Poglądom takim dał wyraz Chomiński: „Prasa litewska uznała nas za nacjonalistów polskich, bo podkreślaliśmy naszą polskość, głosy polskie posądzały nas o ugodowość! Nikt nic nie zrozumiał, jak widać, a i zrozumieć nie chciał. (…) Lecz idee mają to do siebie, że (…) z czasem, przy sprzyjających podmuchach wiosennego wiatru, odżyć mogą na nowo i rzeczywistość przeobrazić. Czy i kiedy tego doczekamy?”.

Program krajowców nie zyskał zbyt wielu zwolenników ani po polskiej, ani po litewskiej stronie. W dramatycznym okresie lat 1939–1940 (a i później) poglądy te nie były aprobowane, nie były zrozumiałe dla większości ówczesnych mieszkańców Wilna (Polaków). Krajowcom zarzucano prywatę, służalczość, nielojalność czy wręcz zdradę.

W lutym 1940 r. przebywający w Paryżu były attaché poselstwa RP w Kownie Witold Sworakowski opracował dla premiera rządu polskiego gen. Władysława Sikorskiego raport o sytuacji na Wileńszczyźnie, w którym stwierdził: „Czynnikiem sprzyjającym pośrednio tej litwinizacji jest oportunistyczne stanowisko znanych wileńskich krajowców, wszelkich odcieni orientacyjnych. Wychodząc z nieaktualnych obecnie założeń historyczno-sentymentalnych i regionalnych, głosząc teorię o istnieniu jakichś pół Polaków, pół Litwinów oraz jakiejś »ojczyzny« wileńsko-litewskiej w pojęciu dawnego Księstwa Litewskiego, mącą oni jedynie w tej chwili jasne postawienie istotnych zagadnień polskości na obszarze okupowanym i paraliżują zorganizowanie jednolitego oporu ze strony polskiej”.

Negatywne stanowisko wobec krajowców zajęły również władze litewskie. Po latach Józef Mackiewicz oceniał nawet, że „w tym okresie polityka litewska w Wilnie była w rezultacie bardziej antykrajowa, niźli antypolska w ogóle”. Celem władz litewskich nie było propagowanie idei krajowej. Wymagano jedynie (albo aż) podporządkowania się przez ludność polską państwowej idei litewskiej. Litwinów nie interesowały poetyckie rozważania nad restytucją Wielkiego Księstwa Litewskiego, tylko proste podporządkowanie sobie miejscowych Polaków. Krajowcy, w ich mniemaniu, mieli być co najwyżej środkiem, którym chcieli się do tego posłużyć.

Dalsze wydarzenia, jak okupacja sowiecka, niemiecka i ponownie sowiecka Wileńszczyzny, rozwój polskiej konspiracji wojskowej (Armii Krajowej), spowodowały, że ideologia krajowa była tylko krótkotrwałym, acz interesującym epizodem w dziejach polskiej myśli politycznej w okresie II wojny światowej.

Autor jest historykiem, kierownikiem Katedry Historii Najnowszej w Instytucie Historii Uniwersytetu Opolskiego. Zajmuje się polską emigracją polityczną i działaniami władz PRL wobec wychodźstwa.

 

Kopiowanie, przetwarzanie, rozpowszechnianie materiałów, ze strony www.jozefmackiewicz.com, w całości lub w części, bez zgody właściciela strony jest zabronione.

© 2024. All Rights Reserved. Opracowanie strony: fdgstudio.net