Tytuł: Klisza pamięci. Wizyta u Mackiewiczów
Autor: Mamoń Bronisław
Wydawca: “Tygodnik Powszechny” nr 13 z 31 marca 2002 r.
Rok: 2002
Opis:
Klisza pamięci. Wizyta u Mackiewiczów
Jesienią roku 1981 odbywając podróż studyjną po RFN na zaproszenie redakcji „Die Zeit” zatrzymałem się na kilka dni w Monachium z myślą przeprowadzenia dla „Tygodnika Powszechnego” rozmów z polskimi pisarzami emigracyjnymi, osiadłymi w stolicy Bawarii. Chciałem rozmawiać z Józefem Mackiewiczem, Włodzimierzem Odojewskim i Tadeuszem Nowakowskim. Odojewski był wtedy w podróży służbowej, więc nie udało mi się z nim skontaktować. Z Nowakowskim umówiłem się na interview w kawiarni znajdującej się w pobliżu rozgłośni „Wolna Europa”. Zapis rozmowy ukazał się w „Tygodniku Powszechnym” wkrótce po moim powrocie. Aby osłabić czujność cenzora, w przypisie do rozmowy za zgodą Nowakowskiego zamiast „Monachium” napisałem „Rzym”. Nie była to w pełnym słowa znaczeniu mistyfikacja. Nowakowski nazajutrz leciał do Rzymu. Rozmowę z nim z poczynionych na żywo notatek pisałem nocą, Nowakowski autoryzował ją w samolocie.
Numer telefonu do Mackiewicza uzyskałem właśnie od Nowakowskiego. Kiedy zadzwoniłem pod podany mi numer, telefon odebrała Barbara Toporska, żona Mackiewicza. Przedstawiłem się pytając, czy można ich odwiedzić. Pani Barbara na chwilę odeszła od aparatu, by porozumieć się z mężem. Zaproszono mnie na kolację.
Z centrum Monachium do miejsca zamieszkania Mackiewiczów było dosyć daleko, mieszkali na peryferiach miasta w dzielnicy willowej, pełnej zieleni. Jechałem ze śródmieścia kolejką elektryczną trzy kwadranse, a potem jeszcze spory kawałek drogi przemierzałem piechotą. Robiło się już szaro, kiedy przekraczałem próg domostwa pisarzy. Willa była piętrowa. Jej architektura nie wyróżniała się niczym szczególnym. Budynek otaczał niewielki ogród z kilku jabłoniami. Między liśćmi złociły się dojrzewające owoce.
Drzwi otworzył mi starszy, sympatyczny pan, w którym rozpoznałem znanego mi z fotografii autora „Kontry”. W przedpokoju zauważyłem dużą kupkę jabłek, pozbieranych chyba ze spadów w ogrodzie, gdyż miały liczne plamy i nie zalecały się urodą. Wprowadzono mnie do niewielkiego pomieszczenia, które, jak się później zorientowałem, służyło równocześnie za kuchnię, jadalnię, a nawet łazienkę, gdyż za perkalową zasłonką znajdował się drewniany taboret z miednicą do mycia. Na środku stał stolik nakryty białą serwetą. Wokół niego parę bardzo podniszczonych krzeseł.
Pierwsze moje wrażenie było przygnębiające. Znalazłem się we wnętrzu więcej niż skromnym, wręcz ubogim. Kilka tandetnych sprzętów, bardziej nadających się na śmietnik niż do wystroju mieszkania. Drugie pomieszczenie, obszerniejsze, pełniące rolę gabinetu pisarza, poza niewielką oszkloną biblioteczką, stołem i krzesłem pozbawione było jakichkolwiek mebli. Barbara i Józef Mackiewiczowie, mieszkając w Monachium przez 30 lat, od roku 1955, żyli w skrajnym ubóstwie. Honoraria z książek i artykułów były mniej niż skromne. Omijały ich nagrody literackie, przyjęcia niektórych sami odmawiali, choć cenili sobie uznanie za to, co robili. Ubóstwo pozwalało im zachować upragnioną zawsze dla pisarza niezależność: suwerenność intelektualną, polityczną, światopoglądową.
Z pobytu u Mackiewiczów zapamiętałem ich ogromną gościnność i życzliwość. Kolacja była wprost wystawna. Na stole ładnie nakrytym znalazło się kilka gatunków wyśmienitych wędlin, sałatki jarzynowe, szwajcarskie sery, dobre wino, owoce. Tak szczodrze, tak serdecznie nie byłem przyjmowany w najzasobniejszych domach, do których parę razy zawitałem w moim długim życiu. Rozmawialiśmy o literaturze, malarstwie, sytuacji ogólnej w kraju, roli Kościoła w poszerzaniu przestrzeni wolności w społeczeństwie zniewolonym przez komunizm.
Ton rozmowie nadawała gospodyni domu, osoba wielkiej inteligencji, wiedzy, wrażliwości. Niezwykle uzdolniona literacko, artystycznie. Uprawiała literaturę, grała na skrzypcach, malowała. Na ścianach mieszkania – zauważyłem zaraz po wejściu – wisiało kilka pięknych akwareli niewielkiego formatu. Były to pejzaże radosne, pogodne, uderzające czystością kolorów i sprawnością rzemiosła. Był także autoportret pani Barbary w stylistyce postimpresjonistycznej. Sprawiłem dużą przyjemność gospodyni, kiedy zwróciłem uwagę na piękno tych akwarel, nie wiedząc jeszcze, kto jest ich autorem. Pani Barbara była dla męża muzą, pierwszą czytelniczką i korektorką jego książek, troskliwą, pełną poświęcenia opiekunką. Wywyższała go jako pisarza ponad siebie, mając bezgraniczne zaufanie do jego intuicji politycznych, do instynktu publicystycznego.
Po powrocie do Krakowa wysłałem kilka listów do państwa Mackiewiczów (było to już po ogłoszeniu w Polsce stanu wojennego). Nie otrzymałem na nie odpowiedzi. Myślę, że nie dotarły do adresata. Barbara Toporska i Józef Mackiewicz zmarli w 1985 r. Pan Józef – 31 stycznia, pani Barbara – 20 czerwca.
PS. Do przeprowadzenia wywiadu z Józefem Mackiewiczem w r. 1981 nie byłem dostatecznie przygotowany. Nie miałem pod ręką jego książek. Zawierzyłem pamięci, wspomnieniu tego, co przeczytałem przed wielu laty. Ponadto chciałem ten wywiad przeprowadzić przez cenzurę. Nie zamierzałem chować go do szuflady. Zadawałem więc pytania mniej kłopotliwe, poruszając się w obrębie dopuszczalnych w owym czasie tematów. Powierzając dziś publikację tego tekstu gazecie, dla której był przeznaczony, a z powodu istnienia PRL-owskiej cenzury nie mógł się w niej ukazać, spełniam z 20-letnim opóźnieniem powinność wobec mojego rozmówcy. Jego pierwodruk ukazał się w 1985, po śmierci Józefa Mackiewicza, w kwartalniku społeczno-politycznym „Libertas” (nr 2-3) wychodzącym w Paryżu.