Tytuł: Metafizyka na hulajnodze
Autor: Barbara Toporska
Wydawca: Wydawnictwo Kontra, Londyn
Rok: 2012
Opis:
“Bóg, honor, ojczyzna”… – W oderwaniu od historycznego kontekstu można by to przyjąć za definicję i określenie granic najofiarniejszego patriotyzmu: – wszystko dla ojczyzny, prócz kompromisów z sumieniem i godnością ludzką. – Niestety, intencją manifestu było coś wręcz przeciwnego. Chodziło o podsadzenie Ojczyzny na ołtarz rezerwowany dotychczas dla Boga Jedynego. Honor zaś szybko zmieniał funkcję spójnika łączącego na warunkujący: jeśli, skoro, co w wypadkach kolizji moralności z polityką stało się nakazem zawieszenia skrupułów. Usłużny wobec Ojczyzny Pan Bóg miał udzielać generalnej dyspensy. Wypada wszakże odnotować, że nacjonalizmy XIX w. jeszcze z Bogiem i honorem, traktowanym przez większość na serio, były o nieba przyzwoitsze od współczesnych, które uprawiają już nagą rację stanu (rację państwa – powinno być po polsku). Nie mam na myśli jedynie totalizmów. Po co upraszczać? Z t. III Polskich Sił Zbrojnych (str. 464) dowiedziałam się, że Armia Krajowa używała młodzieży w wieku szkolnym do wykonywania wyroków śmierci wydawanych przez sądy kapturowe; że w związku z tym powołana została specjalna Rada Wychowawcza, złożona z pedagogów, działaczy młodzieżowych i księży, która roztaczać miała opiekę moralną (może niemoralną?) dla dodawania ducha „młodym żołnierzom walczącym z konieczności – podstępem”. Ciekawa jestem, dlaczego ci księża i ci pedagodzy sami nie wzięli się do rozwalanek. „Nie wolno wzywać do terroru, nie biorąc w nim osobiście udziału” – głosili członkowie Organizacji Walki Socjal-Rewolucyjnej, a Sawinkow „w imię terrorystycznego sumienia” odpierał zarzut jakoby miał skłonić szesnastoletniego wyrostka do udziału w zamachu. Nic dziwnego, że Albert Camus o rosyjskich eserach napisze: „Największy hołd, jaki możemy im złożyć, jest w stwierdzeniu, że w r. 1950 nie potrafimy im postawić ani jednego pytania, którego nie postawiliby sobie sami. Jeśli żyli w terrorze, nigdy nie byli wolni od rozdarcia, jakie on w sobie kryje, nigdy im nie zbywało na skrupułach.”
Co więc kocham? – Ach, tyle rzeczy od rana do nocy i od nocy do rana, i co dzień nowe! Słońce gdy pogoda. Kaloryfery gdy zimno, a jeszcze goręcej kaflowe piece, w których paliło się bierwionami sosen. Robaczka świętojańskiego, co krążył po pokoju świecąc. Gwiazdy i jaśmin, który jest teraz jaśniejszy od gwiazd. Weronal. Złe humory mego męża, gdy zabiera się do pisania nowej powieści. Komara-sublokatora, bo jedyny i chociaż kłamczuch, znosi nam do śniadania bardzo śmieszne plotki. Zbierać by a zbierać, to się przecież akumuluje przez całe życie, co kocham, i myślę, że ani wstecz, ani naprzód wszystkiego się nie wyczerpie, nie przewidzi. Radość życia?… – Kocham także pewność, że pewnego dnia rozstanę się z tym wszystkim dla czegoś zupełnie, zupełnie innego.